Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Włodzimierz Łajming: Ja lubię żółte na żółtym

rozm. Gabriela Pewińska
Rozmowa z malarzem Włodzimierzem Łajmingiem.

Podobno ma Pan w Paryżu swoje schody...
(śmiech) Pierwszy raz byłem w Paryżu jakieś 60 lat temu, jako student, aktor studenckiego teatru rąk Co To. To było dla nas cholerne przeżycie! Pierwszą noc spaliśmy pod mostem. Jak paryscy kloszardzi. Oczywiście poszliśmy na Montmartre, gdzie tworzą malarze. Tam są wysokie schody. Na nich usiedliśmy. To było potem już nasze miejsce. Ilekroć bywałem później w Paryżu, tam zasiadałem. Nawet niedawno. Z żoną.

Przed laty to było zaklinanie Paryża? Myślał Pan, że wróci tam jako artysta? Marzył Pan o tym?
Nie, po prostu wiedziałem, że mam swoje miejsce w Paryżu. Na schodach.

Pana przewodnicy duchowi, mistrzowie, nauczyciele... Juliusz Studnicki?
Był moim pierwszym opiekunem. Każdy malarz ma kogoś, kto dla niego jest najważniejszy. Dla mnie to był Studnicki, pokochałem go. Student powinien kochać swojego profesora. Wciąż słyszę jak mówi: Włodziu, pamiętaj, kolor jest ważny! Gdy mówił o kolorze to aż ślinka ciekła... Miewałem oczywiście swoich ulubionych malarzy, każdy z nich to był w moim życiu osobny czas. Najpierw Modigliani. A później Bonnard. Będąc w Holandii godzinami mogłem stać przed obrazami Bonnarda. Na jednym z nich aż kapie od kolorów, tylko na dole - ciemniejszy fragment. Dłonią zasłoniłem ów, żeby zobaczyć, jak wyglądałby bez tej czerni. A potem jeszcze raz - z czernią. Tak sobie kombinowałem. Przyglądało mi się dwóch Niemców, w końcu jeden znich rzekł wskazując na mnie:
- Ten facet to musi być malarz.

Malarze inaczej patrzą na obrazy.
Staję przed płótnem Cezanne’a i myślę: Na czym to polega, że takie świetne? A to po prostu, zwyczajnie namalowane. Trzeba malować nie oglądając się na nic, na żadne mody.

Teraz fascynuje Pana nie kolor, a faktura.
Zwłaszcza w ostatnim czasie, kiedy to zacząłem tracić wzrok. Teraz oglądając obrazy szukam ich w pamięci. Na wystawie dzieł Juliusza Studnickiego w Sopocie był obraz, na którym widniał siedzący Gogol. Piękny! Dobrze go zapamiętałem sprzed lat. Wszedłem do muzealnej salki, gdzie zajmował całą ścianę. Stała przy tym płótnie jakaś pani. - Tu muszą być gdzieś bratki - mówię przyglądając się dziełu. - Pan nie widzi? - ona pyta. - Nie widzę, ale znam ten obraz - odparłem. Ona pokazuje: - Tu są. Pytam dalej: - A pies, czarny taki, jest? Ona zadziwiona: - To pan jednak widzi! Odpowiedziałem jej: - Ja nie widzę, ja wiem. Studnicki to był wielki malarz...

Ale i osobowość! Pan uczestniczył w jego słynnych sopockich korowodach?
On miał swoją gwardię! Mianował mnie nawet trębaczem - gwardzistą. Taką miał fantazję! To on zaraził nas Paryżem. Od niego zaczęły się te marzenia. Całe moje życie to były właściwie przyjaźnie i fascynacje artystami. Taki czas. Jurek Afanasjew mówił o nim „sezon kolorowych chmur”. Ten koloryt tworzyły głównie teatry studenckie. W Trójmieście: Bim - Bom i nasz teatr rąk Co To.

Zaczął Pan od teatru rąk, teraz dotknięcie płótna pomaga Panu malować...
Muszę dotknąć faktury, by zbadać jak leży farba... Oczywiście, nie mieszam już kolorów. Czasem do farby dodaję cukru. Żeby łatwiej było wyczuć pod palcami kompozycję. Próbowałem też z kaszą.

Kaszą?!
Gryczaną. (śmiech) Niestety, zmieszana z farbą, pęczniała.
W minionym roku zacząłem nowy cykl dziesięciu obrazów. Na nich tylko biel. Jesienią, mam taki zamiar, pokażę je na wystawie.

Biel i Pana stały motyw - góra?
Każdy malarz ma swoją górę. Każdy człowiek! Po tej górze pewnie mnie rozpoznają jako artystę. Nawet ja sam nie rozpoznałbym własnego obrazu, gdyby nie było na nim góry. Tak się stało, gdy kiedyś wybraliśmy się do Muzeum Narodowego w Oliwie. Przyglądam się płótnom, jedno podoba mi się szczególnie, te ugry, te brązy... Ciekaw byłem autora. Zerkam na podpis: ...Włodzimierz Łajming! Nie rozpoznałem własnego dzieła, wyobraża Pani sobie!

Ta moja góra... Ona jest w Chmielnie. Kiedyś sfilmowałem ją. O różnej porze dnia. I w różnych porach roku. Pokazałem ten film niemieckim studentom. Zachwycali się, skwitowali: - To jest wieczność!

Ostatnio prosili, bym znów przyjechał na wykłady. Błagali profesorów: Niech przyjedzie ten Polak, który nam oczy otworzył! A ja im tłumaczę: -Jak mam robić korekty waszych obrazów, skoro własnego płótna skończyć nie mogę.

Potrzebują mistrza.

Prosili, bym ustawił kompozycję martwej natury po swojemu, jak czuję. Profesor Studnicki dużą wagę przywiązywał do ustawiania martwej natury. Ja też lubię ją ustawiać, na przykład żółte na żółtym, żeby te odcienie próbować uchwycić, odnaleźć. A nie jest łatwo.

***

11 marca o godz. 18 w Ratuszu Staromiejskim (Korzenna 33 w Gdańsku) odbędzie się promocja monografii naukowej pt. „Włodzimierz Łajming” z udziałem artysty.

Spotkanie poprowadzą:

prof. Jarosław Bauć
i dr hab.Krzysztof Polkowski - dziekan Wydziału Malarstwa ASP w Gdańsku. W programie m. in. prezentacja filmu o artyście.

Włodzimierz Łajming (ur. 1933) to jedna z najważniejszych postaci polskiej sztuki współczesnej. Jego ascetyczne martwe natury i pejzaże z kaszubską inspiracją na trwałe zaznaczyły się w malarstwie drugiej połowy XX wieku. Człowiek wielu talentów. Profesor, prorektor PWSSP (dziś ASP), dziekan Wydziału Malarstwa, Rzeźby i Grafiki.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki