Akcja rozgrywającego się w Teksasie filmu "Witaj w klubie" rozpoczyna się w roku 1985. Poznajemy niejakiego Rona, 50-letniego kowboja paradującego w nierozłącznym kapeluszu na głowie. Dla Rona życie to niekończąca się balanga. Bez dwóch dziewczyn nie przekracza progu sypialni. Kokę popija burbonem. Bez przerwy naciąga łatwowiernych kolesiów na pożyczki. Najwyższą satysfakcję sprawia mu dosiadanie byków na rodeo. Któregoś dnia traci przytomność i ląduje w szpitalu. Tam dowiaduje się, że ma AIDS. Kiedy słyszy od doktora, że zostało mu 30 dni życia, rozbawiony pyta: - Jaja sobie robicie? Przecież nie jestem gejem!
Zarażenia wirusem HIV łączono wtedy wyłącznie z środowiskiem homoseksualistów. W medycynie trwały poszukiwania antidotum, jednak na testowanie leków załapać się było trudno. Tymczasem AIDS zaczęła przybierać rozmiary zatrważające. I wtedy Ron musiał spojrzeć prawdzie w oczy. To nie znaczy, że w zmaganiu z chorobą gotów był się uznać za pokonanego.
Wizualnie - mało filmowa - choroba nagle staje się motywem drażliwych konfliktów. Ron stawia wszystko na jedną kartę. I oto zaczyna przemycać hurtowo do Teksasu medykamenty, które w USA nie mają atestu. On sam nie rezygnuje z wyczerpującego stylu życia, ale setkom innych chorych niesie pomoc. Z drugiej strony, specyfiki na AIDS słono kosztują. Ron ma jednak głowę nie od parady, toteż zaczyna godzić przyjemne z pożytecznym i zakłada Dallas Buyers Club. Członek DBC opłaca 400-dolarową składkę i dzięki temu pokrywa wydatki na leki. Przed wejściem do klubu ustawiają się długaśne kolejki.
"Witaj w klubie", w reżyserii kanadyjskiego reżysera Jeana-Marka Vallée, to film biograficzny. Historia Rona została oparta na prawdziwych przejściach Rona Woodroofa, elektryka z Dallas. Ron nie cieszy się dobrą reputacją. Kiedy jednak sobie uzmysławia, że jest śmiertelnie chory, doznaje wstrząsu. W szpitalu poznaje zniewieściałego Rayona, który ze względu na odmienną orientację seksualną tylko Rona irytuje. Lecz paradoksalnie to właśnie ta, jakże ich splątana znajomość, staje się w biografii Rona punktem zwrotnym.
Klimatem opowieści "Witaj w klubie" nawiązuje do "Narkomanów" Jerry'ego Schatzberga, trochę do "Stracha na wróble" Johna Schlesingera, z tym że w obrazie Valléego los bohaterów jest bezwarunkowo naznaczony przez widmo śmierci. Ron, dotychczas facet beztroski, zdobywa się na ryzykowne przerzuty kartonów z lekarstwami przez granicę. Któregoś razu dokonuje przerzutu przebrany za księdza. I kiedy przy kontroli bagażu starszy odeń wiekiem celnik zwraca się do niego z szacunkiem per świątobliwy ojcze, on mu odpowiada: "Ależ nie ma sprawy, synu...".
Reżyser płynnie prowadzi narrację, pokazując tarapaty bezkompromisowego bohatera w staraniach o legalizację leków, torpedowanych przez bezduszny aparat lecznictwa i koncerny farmaceutyczne. Wreszcie Ron zaskarża władze stanowe do Sądu Okręgowego w San Francisco. I chociaż sprawy nie wygrywa, wychodzi z niej jako moralny zwycięzca.
Ron, co ważniejsze, przeżył orzeczenie lekarza, według którego pozostało mu 30 dni życia. Wyrok ten przeżył o siedem lat.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?