Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła to druga autostrada A1. Jan Ryszard Kurylczyk: Udało się z autostradą, uda się też z rzeką

rozm. Mariusz Szmidka, Jarosław Popek
Tomasz Bołt / Dziennik Bałtycki
Z Janem Ryszardem Kurylczykiem, byłym wojewodą pomorskim i naszym wielkim sojusznikiem w akcji "Po pierwsze A1" rozmawiają Mariusz Szmidka i Jarosław Popek

KLIKNIJ I DOWIEDZ SIĘ WSZYSTKIEGO O NASZEJ AKCJI!

Jako wojewoda doprowadził Pan do rozpoczęcia właśnie finalizowanej budowy autostrady A1. Co Pan pomyślał, gdy dowiedział się o tym, że "Dziennik Bałtycki" rozpoczął, nawiązującą do akcji sprzed lat "Po pierwsze A1", inicjatywę pod nazwą "Po drugie: Autostrada wodna na Wiśle"? Czy to jest porywanie się z motyką na słońce?
Nie, absolutnie nie. Przeciwnie: uważam, że "Dziennik Bałtycki" zawsze podejmował trudne tematy i robił to ciekawie. Publicity dla takich spraw jest zawsze nieodzowne. Same decyzje, wbrew pozorom można podjąć łatwo, ale one najczęściej kosztują duże pieniądze. W związku z tym musi być nacisk, m.in. obywatelski, ale także techniczny. Dopiero, gdy wszystkie te kierunki się połączą, coś z pomysłu może wyjść.

Decydenci mówią nam: najlepiej nie robić niczego, bo nie można zrobić wszystkiego.

Powiedziałbym tak: są rzeczy bardzo ważne i ważniejsze i trzeba je gradować. Tak naprawdę A1, czyli "po pierwsze", do którego jestem bardzo przywiązany, wiązało wszystkie drogi równoleżnikowe w Polsce - i autostradę A2, i autostradę A4. Czyli drogi bardzo korzystne i dla wschodu i dla zachodu. A my z tego powodu mamy pożytek dla tych, którzy wzdłuż tych dróg mieszkają. Natomiast połączenie pionowe tych autostrad i wszystkich innych dróg równoległych spowodowało, że będzie można dojechać praktycznie z większości punktów w Polsce do większości punktów w Polsce. Dlatego to jest ważne.
Identyczna sytuacja jest z Wisłą. Wisła przebiega prawie dokładnie tak, jak autostrada A1, tyle że jest drogą wodną. Cieszy mnie to skojarzenie, bo to naprawdę jest druga ważna dla Polski autostrada. Nawiasem mówiąc użytkowana od czasów wczesnego średniowiecza z korzyścią dla Polski. Gdy była wykorzystywana, miasta wzdłuż niej były bardzo bogate i myślę, że przez fakt nieuregulowania Wisły i niemożności z niej korzystania, na pewno wszystkie miasta tracą. I traci Polska. Nie chcę wpaść w banał, ale powiem, że jest to najważniejsze dla Polski, po autostradzie A1, transportowe zamierzenie.

Ale na każdym kroku w takich sytuacjach ci, którzy chcą coś zrobić, zderzają się z machiną urzędniczą i polityczną. Pan, jako wojewoda pomorski, inicjując budowę A1 występował np. przeciwko swojemu rządowi.
Swoje życie przeżyłem głównie na dużych budowach - najpierw na budowie pierwszej w Polsce elektrowni pompowo-szczytowej Żydowo, potem na budowie elektrowni pompowo-szczytowej Żarnowiec i wreszcie na budowie elektrowni jądrowej, która do końca nie została sfinalizowana, czego żałuję. W tak dużych inwestycjach jest konieczny ktoś, kto zrzuci pierwszy kamień ze szczytu. Gdy lawina ruszy w dół, można ją zaklinać, żeby stanęła, ale ona się nie zatrzyma. Tacy ludzie są potrzebni. Jeśli poruszą ten pierwszy kamień, wszystko zostanie doprowadzone do końca. No i trzeba szukać sojuszników.

Kto był takim sojusznikiem w przypadku A1?

Pierwszym z nich, człowiekiem, który zabiegał i przekonywał, był profesor Witold Andruszkiewicz. On mnie przekonał, że warto zaatakować ten szczyt i powalczyć. Ogromnie pomagał mi także ówczesny marszałek pomorski Jan Zarębski.

Mimo, że nie miał pieniędzy...

To prawda, ale tak naprawdę, pieniądze nie są potrzebne teraz. Na pierwszym etapie potrzebne są odważne decyzje, a one nie kosztują wcale dużo. Trzeba oczywiście zapłacić za pewne opracowania, które pomogą rozpoznać temat, ale najczęściej to wszystko już jest. Temat Wisły był w zainteresowaniu od wielu lat i w wielu instytucjach leżą tomy gotowych opracowań. Gdyby na początku powołać jakiś nieliczny zespół, który by to wszystko zebrał, nagle by się okazało, że wcale nie trzeba robić wielkich analiz, bo one, de facto, są.

Jakie były pierwsze reakcje, gdy wyszedł Pan z inicjatywą rozpoczęcia budowy A1?

Pierwsze reakcje są zawsze na "nie". Nacisk "Dziennika Bałtyckiego" miał swój, nie do przecenienia, pozytywny akcent. Zbierało się jednak coraz więcej tych, którzy chcieli i mieli argumenty. Bo to nie jest i nie było tak, jak kiedyś napisała "Polityka" - lokalna pomorska droga. Porównano to nawet z peronem Gosiewskiego we Włoszczowej. A to przecież nieprawda - A1 to najważniejsza droga w Polsce. Dlatego też trzeba było przekonywać, że jest to sprawa Polski.

Przy akcji "Po pierwsze A1" były różne momenty. "Hurraoptymizm" mieszał się z momentami zwątpienia.
Każda budowa składa się z kilku etapów. Pierwszy jest etap entuzjazmu: "Jakie to wielkie, ważne, potrzebne". I ten etap trzeba spokojnie przejść. Potem jest etap bałaganu: wchodzą wykonawcy, projektanci, jest kocioł. Później jest etap szukania winnych bałaganu, karania niewinnych i nagradzania tych, którzy nic wspólnego z budową nie mieli. I to przebiega zawsze tak samo. Prawdziwe trudności zaczynają się na drugim etapie. Pamiętajmy także, że w kryzysie buduje się znakomicie, bo nie ma innego sposobu, by rozkręcić gospodarkę, niż wykonywać inwestycje. A ożywienie Wisły to robota dla setek firm na długich odcinkach. Poparcie takiej inicjatywy, to zmniejszenie własnych kłopotów.

Jednak to plan na wiele lat... To może zniechęcać...
Myślenie dużą skalą wywołuje dużą liczbę wrogów. Jeśli mówię Wisła, w całości, to wywołuje to problem. Jeśli jednak rozważymy pracę etapami, to przestaje taka budowa straszyć swoją wielkością. "To mała sprawa - mówią politycy - można się zgodzić, a potem i tak nie zobaczymy, co dalej, bo nas nie będzie". Politycy myślą kategoriami kadencji. Liczą głównie dwie kadencje. Dlatego też można od nich wycisnąć decyzje na teraz. Jeśli chodzi o długi horyzont czasowy, to już jest gorzej. Sytuacja tworzenia czegoś wielkiego wygląda sinusoidalnie, ale ta sinusoida nie jest klasyczna. Ona ma w pewnych momentach piki. Pierwszy moment jest wtedy, gdy projektanci i ochrona środowiska zaczynają o tym mówić - wtedy mogą być kontrowersje i duży pik. Drugi pik może być wtedy, gdy powstaje kosztorys, bo nagle wszyscy widzą skalę. Trzeci pik - najgorszy - gdy za sprawę biorą się prawnicy. Widzą bowiem tysiące problemów i nagle w zasadzie przejmują rolę. To moment, w którym uważają, że wszystko wiedzą najlepiej. I wtedy musi się znaleźć ktoś, kto powie - to ma być! Za każdym razem trzeba zachować spokój, by te piki przeskoczyć.

Jaki wpływ na tego typu inwestycje, działania ma polityka?
Na początku niepomierny. Dopóki kamień nie zleci ze szczytu to polityka decyduje o wszystkim. Później, gdy lawina ruszy, jest łatwiej.

Czyli przekonanie polityków, w tym premiera, jest niezbędne?

Oczywiście, bo to jest ta skala inwestycji. Skądinąd wiem, że obecny premier zna problemy Pomorza. Inaczej - powinien dobrze znać problemy Pomorza.

A jak Panu udało się przekonać swojego premiera?
Ja ten problem ominąłem. Nie przekonywałem premiera, rozmawiałem z branżowymi ministrami. Przede wszystkich musiałem przekonać ministra finansów. To była podstawowa rzecz. Państwo musi znaleźć pieniądze i takie rozwiązania, by zachować kontrolę nad tym, w jaki sposób pieniądze będą wydawane. I w przypadku A1 takiego sojusznika znalazłem. Jeśli w sprawie Wisły minister finansów zostanie sojusznikiem - wszystko ruszy do przodu.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki