Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka powódź w Gdańsku. Dwadzieścia lat od tragedii. 9 lipca 2001 r. nawałnica zalała miasto. Zobacz archiwalne zdjęcia

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Wielka powódź w Gdańsku. 9 lipca 2001 r. nawałnica zalała miasto
Wielka powódź w Gdańsku. 9 lipca 2001 r. nawałnica zalała miasto Robert Kwiatek/Archiwum PP
Są naukowe dowody, że gdyby taka ulewa jak 20 lat temu uderzyła w Gdańsku dziś, nie wyrządziłaby takich szkód, jak wówczas. – To prawda, ale nikt nie pokusi się o stwierdzenie, że miasto jest bezpieczna na 100 proc., choćby z uwagi na zmiany klimatu i pokorę wobec natury. W czasie spotkania z takim żywiołem, jakim jest deszcz nawalny, niczego nie można być pewnym – mówi Agnieszka Kowalkiewicz z Gdańskich Wód, instytucji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo powodziowe w mieście.

Wielka powódź w Gdańsku. 9 lipca 2001 r. nawałnica zalała miasto

9 lipca 2001 roku to data jednego z najpoważniejszych kryzysów w dziejach współczesnych Gdańska. Wystarczyły blisko dwie godziny potężnej ulewy, by znaczne części miasta znalazły się pod wodą. Skala była niespotykana.

– Nie chce się wierzyć, że minęło już dwadzieścia lat. W 2001 roku nikt się nie spodziewał, że miasto zaleje powódź – mówi ks. prałat Ireneusz Bradtke, który wraz z Caritasem 20 lat temu z pomocą docierał do zalanych części Gdańska: w Oruni, św. Wojciechu.

Powódź w Gdańsku w 2001 roku  spowodowała ogromne straty

Wielka powódź w Gdańsku. 9 lipca 2001 r. dużą część miasta z...

Wielka powódź w Gdańsku. Szaro-brązowe, uliczne rzeki

Jeden z gdańszczan (prosi, by nazywać go po prostu Zbyszkiem) pamięta, że 9 lipca 2001 r. był w autobusie, w okolicach dworca PKS. Było krótko po godzinie 15:00.

– Niebo pociemniało, właściwie nagle. Miało barwę dziwną, jakby brązową. Pamiętam, że padać zaczęło nagle, pojawiła się ściana wody. Ta woda huczała. Bardzo szybko ulice zamieniły się w strumienie. Cała woda płynęła w dół, i to z wielką siłą – mówi nasz rozmówca.

Dwadzieścia lat temu powódź wywołał [b]deszcz nawalny o sile nienotowanej w Gdańsku chyba nigdy wcześniej. Miasto, specyficznie położone na trzech poziomach, nie było na taką wodę przygotowane. Opady z najwyższych części miasta gwałtownie przemieszczały się do położonych niżej, gęsto zabudowanych dzielnic.

Między godz. 15:00 a 17:00 obszary położone wzdłuż Kanału Raduni (m.in. części Oruni-św. Wojciech-Lipce i Śródmieścia) i położone nad potokiem Strzyża (tereny dzielnic Wrzeszcz Górny i Wrzeszcz Dolny), bardzo szybko zostały zalane. Woda w kilkunastu miejscach wystąpiła z brzegów. Pod wodą znalazły się domy i piwnice, ulice pełne były unieruchomionych samochodów, autobusów i tramwajów (piorun uderzył w sieć trakcyjną we Wrzeszczu). Specjalne ciężkie pojazdy ówczesnego ZKM jeździły ulicami, które zamieniły się w potoki oraz jeziora i wyciągały pasażerów z zalanych samochodów.

Dworzec Główny PKP w Gdańsku został wyłączony z użytku, woda zalała torowiska. Pasaż kolejowy w okolicach Traktu Św. Wojciecha był zalewany przez prawdziwe wodospady szaro-brązowej wody płynącej z ulic.

Inwestuj i ćwicz. Działania po wielkiej powodzi w Gdańsku w 2001 r.

W Gdańsku zmieniło się przez dwadzieścia lat w kwestii zabezpieczenia powodziowego dosłownie wszystko. Dziś miasto przed skutkami gwałtownych nawałnic osłania „łańcuch” 53 zbiorników retencyjnych, znaczna część na tzw. górnym tarasie. Wzmocnione, zmodernizowane zostały miejskie kanały, m.in. Raduni, który nie wytrzymał 20 lat temu naporu wody. Budowane są deszczowe ogrody – ekologiczne zagłębienia w miejskiej zieleni (największe są w stanie „zagospodarować” nawet 250 m sześc. opadowej wody). Powstał system wczesnego ostrzegania o zagrożeniu powodziowym, regularnie odbywają się ćwiczenia. Miasto dysponuje własnymi prognozami meteo, analizuje dane o nadciągających ulewach. Ma także cyfrowy system modelowania, który pozwala przewidzieć, jak może zachować się woda na terenie zabudowanym. Dzięki temu można zaplanować inwestycje z zachowaniem bezpieczeństwa przeciwpowodziowego. W sumie zainwestowano niemal pół miliarda złotych, by scenariusz sprzed dwóch dekad się nie powtórzył.

Jak podkreśla Agnieszka Kowalkiewicz, rzecznik Gdańskich Wód, samorządowej spółki odpowiedzialnej m.in. za zabezpieczenie przeciwpowodziowe miasta, po ulewach, które zalały m.in. Wrzeszcz w roku 2016, miasto zmieniło politykę dotyczącą zagospodarowania wód na terenach prywatnych. Zobowiązała ona m.in. deweloperów do zagospodarowywania 30 l wód opadowych na m kw. terenu, a w przypadkach, gdzie sieć kanalizacyjna jest przepełniona lub szczątkowa, nawet do 60 l na m. kw. Planowana jest budowa kolejnych zbiorników retencyjnych i ogrodów deszczowych (w tym roku zaplanowano utworzenie 4 nowych, ekologicznych „pochłaniaczy” wody).

– Według raportu ekspertów z Politechniki Gdańskiej, gdyby taki opad, jak 20 lat temu, wystąpił w mieście dziś, nie wyrządziłby takich szkód, jak wówczas – mówi Agnieszka Kowalkiewicz. – Orunia jest o wiele bardziej zabezpieczona niż dwie dekady temu, ale nikt nie pokusi się o stwierdzenie, że jakikolwiek region miasta jest zabezpieczony w pełni i na zawsze. Choćby z racji zmian klimatu. Nie mamy pełnej wiedzy, z jakim zjawiskiem możemy mieć do czynienia lub jakie zjawiska towarzyszyć mogą miejskim powodziom i potęgować ich skutki.

Zaznaczmy, w minionym tygodniu w wielu miastach w Polsce doszło, po intensywnych ulewach, do tzw. błyskawicznych powodzi miejskich. Zdaniem wielu ekspertów, to m.in. skutek nieodpowiedniej pracy nad planowaniem przestrzennym.

– Nie ma polskiego miasta, które poradziłoby sobie z nawalanym opadem w sposób bardzo dobry, a na pewno nie ma takiego, które poradziłoby sobie lepiej niż Gdańsk – zaznacza Agnieszka Kowalkiewicz.

– Nasze miasto stanęło w grudniu ubiegłego roku na podium konkursu Water City Index, oceniającego rozwój miast pod względem gospodarowania wodą. Rzeczywiście, bardzo dużo sił i środków kierowanych jest na sferę inwestycyjną, ale nie możemy zapominać o tym, że natura zawsze będzie o krok przed człowiekiem. Niczego nie można być pewnym w starciu z żywiołem. Dlatego istotne jest przygotowanie odpowiedniej reakcji na wszelkiego rodzaju zdarzenia.

Agnieszka Kowalkiewicz mówi o licznych ćwiczeniach przeciwpowodziowych, w czasie których gdańskie służby miejskie trenowały współdziałanie ze strażą pożarną. Sprawdzane są sprzęt (pompy, agregaty prądotwórcze, łączność, zapory przeciwzalewowe), procedury działania. Są szkolenia dla mieszkańców z prawidłowego napełniania worków piaskiem i układania z nich zapór – powstały specjalne filmy edukacyjne, które można obejrzeć w internecie. Strona „miasto w deszczu” instruuje mieszkańców, jak zachowywać się w czasie powodzi. Zalecane jest m.in. wyprowadzanie aut z podziemnych garaży.

– Prosimy mieszkańców, by nie próbowali przejeżdżać swoimi pojazdami przez zalane ulice, bo najczęściej kończy się to unieruchomieniem auta. Radzimy również nie trzymać w piwnicach cennych przedmiotów, zwłaszcza na zalewowych terenach miasta – podkreśla Agnieszka Kowalkiewicz.

Wielka powódź w Gdańsku i wielka mobilizacja

Dwadzieścia lat temu kryzys dotknął około 300 osób. 5 tys. osób objęto pomocą socjalną w ramach tzw. karty powodzianina. Cztery osoby zmarły – wszystkie po zawałach, na skutek stresu wywołanego zagrożeniem. Woda spowodowała straty szacowane wówczas na 200 mln zł. Trzeba było wyburzyć ponad 130 budynków.

Ks. prałat Ireneusz Bradtke był 20 lat temu dyrektorem Caritasu Archidiecezji Gdańskiej. Feralnego dnia był w Mediolanie na urlopie, ale na wieść o powodzi natychmiast wrócił do Gdańska. 10 lipca około południa, tuż po wyjściu z samolotu, rozpoczął koordynowanie akcji pomocowej.

Wsparcie miało dotrzeć do św. Wojciecha, Oruni, części miasta niemal odciętych przez sięgającą miejscami pasa wodę. W wielu miejscach ks. Bradtke z działaczami Caritasu i wsparciem byli jako pierwsi lub jedni z pierwszych.

– Spotkaliśmy po drodze do Św. Wojciecha Piotra Dzika (gdański radny, restaurator, działacz społeczny – red.), którego auto z pomocą utknęło zalane. Zapytałem się, „Piotr, co Ty masz za samochód, że nie działa”. On mi odpowiedział, że to „samochód wypełniony sercem i dobrocią”. Piotr Dzik ruszył ze wsparciem bardzo szybko – wspomina ks. prałat.

Zniszczenia spowodowane przez powódź, zalane całe kwartały miasta robiły przygnębiające wrażenie. Równie przykry widok był, gdy woda ustąpiła.

– Wtedy wielu ludzi ucierpiało, na Oruni było to bardzo widoczne, ale i na Olszynce, działkowcy, nawet rolnicy spod Gdańska... – wspomina ks. prałat.

– Nasza pomoc musiała być wielowymiarowa. W dawnej plebanii na Oruni, w miejscu gdzie potem była siedziba arcybiskupa, były opuszczone pomieszczenia, w których zorganizowaliśmy „ekspozycję mebli” dla powodzian. Dzięki współpracy z producentami mebli, którzy sprzedawali je Caritasowi z wielkim rabatem, mogliśmy wyposażyć poszkodowane rodziny w nowe meble kuchenne, pokojowe, tapicerkę itp. To, co mieli w domu, było zalane. Akcja była potężna – zaczynała się od podstaw, czyli przekazania żywności, po odbudowę domów (w Św. Wojciechu Caritas pomógł odbudować dwa budynki – red.). Zorganizowaliśmy kolonie dla dzieci powodzian, by ich rodzice mogli się zająć w spokoju porządkowaniem domów. To był czas powszechnej mobilizacji.

– Pracownicy Caritasu się nie oszczędzali, działało mnóstwo wolontariuszy, przy współpracy z władzami samorządowymi i wojewódzkimi organizowaliśmy tzw. kartę powodzianina uprawniającą do wsparcia. Pomoc, którą przekazywaliśmy mieszkańcom, płynęła z gdańskiej archidiecezji, ale także ze wszystkich stron Polski. Było wiele życzliwości, to było coś wielkiego, wspaniałego.

– Udało nam się ludziom ulżyć w nieszczęściu. W każdej tragedii solidarność jest szczególna, ale to, co widziałem wtedy, było imponujące. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy się wówczas zaangażowali.

Ks. prałat Ireneusz Bradtke, podobnie jak wielu innych mieszkańców, mówi o wielkim szoku, zaskoczeniu. Dwadzieścia lat temu nikt nie spodziewał się, że Gdańsk może zostać zalany przez powódź.

– Dziś świadomość jest inna, wiemy, że trzeba być gotowym nawet na znacznie mniejsze ulewy – mówi ks. Ireneusz Bradtke. – Dziś, kiedy zjeżdżam z górnych tarasów do św. Wojciecha, widzę, ile powstało zbiorników retencyjnych. Myślę sobie, że jesteśmy znacznie lepiej zabezpieczeni. W 2001 roku cała woda płynęła po prostu na dół. Nie chce się wierzyć, że minęło już dwadzieścia lat.

Ulewa, która przeszła przez Gdańsk 14 i 15 lipca 2016 r. dokonała ogromnych zniszczeń

Wielka ulewa w Gdańsku w 2016 r. Trzy lata temu deszcz zatop...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki