Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Więcej licencji w Gdyni, taksówkarze znowu protestują

Szymon Szadursk
T. Bołt
Dwieście nowych licencji na przewozy taksówką uzyskać będzie można w Gdyni w przyszłym roku. Przedstawiciele korporacji taksówkarskich są jednak z takiej decyzji władz miasta bardzo niezadowoleni.

Związek Zawodowy Taksówkarzy NSZZ Solidarność uważa, że nowych licencji powinno być niemal siedmiokrotnie mniej, tylko 30, o czym działacze związkowi poinformowali pisemnie urzędników. Jeszcze bardziej radykalne było Zrzeszenie Transportu Prywatnego, postulując wydanie 1o licencji. Także i pismo od ZTP trafiło do magistratu. Urzędnicy tych opinii nie wzięli jednak pod uwagę.

- Co roku powtarza się ta sama sytuacja - mówi Jerzy Zając, dyrektor Urzędu Miasta Gdyni. - Związki zawodowe taksówkarzy chcą przykrócenia liczby licencji, tymczasem Federacja Konsumentów stoi na stanowisku, iż liczbę taksówek powinien regulować wolny rynek. My konsekwentnie przychylamy się do tej drugiej filozofii. Nie rozumiem, dlaczego taksówkarze mieliby być pod parasolem ochronnym? Skoro tak, czemu nie wprowadzić limitów na sklepy mięsne albo ograniczeń w handlu cytrynami? Każdy chyba zdaje sobie sprawę, że byłoby to bez sensu. Tego typu kwestie musi regulować wolny rynek, co powoduje konkurencję i spadek cen dla klientów.

Jerzy Zając podkreśla też, iż wykonywanie zawodu taksówkarza stało się szansą na zarobkowanie dla robotników zwolnionych ze Stoczni Gdynia SA.

- W ostatnim czasie mieliśmy sporo takich wniosków o wydanie licencji - mówi Jerzy Zając.
Taksówkarze tymczasem jednym tchem wymieniają argumenty, ze względu na które z rozdawaniem lekką ręką licencji na przewozy taksówkarskie należałoby uważać.

- Taksówek już jeździ po Gdyni o ponad sto za dużo - mówi Krystian Dzięgielewski, taksówkarz. - Zwiększanie ich liczby wcale nie musi być korzystne ani dla klientów, ani dla taksówkarzy. Zbyt duża liczba aut powoduje, iż kierowcy niezrzeszeni w korporacjach potrafią czekać na klienta na postoju nawet kilka godzin. Kiedy zaś znajdą już chętnego, chcą na nim jak najwięcej zarobić. W związku z tym po uwolnieniu cen często stosują absurdalnie wysokie stawki za kilometr, np. po 6-7 zł, podczas gdy w korporacjach jest to 2 zł. A klient, jeśli nie zauważy naklejki informacyjnej na szybie z cennikiem, właśnie tyle musi za kurs zapłacić. Na dodatek taksówkarze, którzy mało zarabiają, nie mają pieniędzy na naprawy samochodów, a zły stan techniczny aut zagraża klientom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki