Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Westerplatte 1939. Prawdziwa historia?

Jan Szkudliński, historyk
W końcu września ukazała się książka Mariusza Wójtowicza-Podhorskiego pt. "Westerplatte 1939. Prawdziwa historia". Z uwag we wstępie oraz deklaracji zawartych w przedmowie czytelnik dowiaduje się, że autor dokonał konfrontacji nieznanych wcześniej dokumentów, aby na ich podstawie stworzyć całkowicie nowy obraz wydarzeń na Westerplatte.

Istotnie, autor się starał drobiazgowo przedstawić siedem dni obrony Wojskowej Składnicy Tranzytowej. Wydawać by się mogło, że kilkusetstronicowa publikacja, opatrzona ciekawym materiałem ilustracyjnym, licznymi przypisami i opasłą bibliografią, jest rzetelnym opracowaniem naukowym. Czy tak jest w istocie?

Autor obszernie powołuje się na tzw. relacje, ale nie poświęcił ani jednego zdania sposobowi ich weryfikacji, tym samym stawiając pod znakiem zapytania ich wiarygodność. Po bliższej analizie omówień samych "relacji" dokonanych przez Wójtowicza-Podhorskiego okazuje się, że w wielu przypadkach nie są to wspomnienia uczestników czy świadków wydarzeń, ale przekazy z drugiej lub trzeciej ręki. Mówią one o zdarzeniach, o których osoby te, z reguły wiele lat po faktach - opowiedziały lub rzekomo opowiedziały - innym osobom. Te zaś z kolei powtórzyły jeszcze innym. Żadna z "relacji" nie została zacytowana w całości. Brak również informacji o okolicznościach ich powstania. Słowem - brak jakichkolwiek danych pozwalających zweryfikować nie tylko to, czy opisują one wiernie wydarzenia historyczne, ale nawet to czy osoby, które wymieniono jako autorów wspomnień, w ogóle wypowiedziały dane słowa. Niekiedy Wójtowicz-Podhorski w ogóle nie podaje informacji o autorach "relacji", zaświadcza jedynie, że są one "wiarygodne" lub że są "niezbitymi dowodami". Książka nie zawiera aneksu źródłowego, o który aż się prosi w dziele roszczącym sobie prawo do odkłamywania "nieprawdziwej historii". Musimy zatem wierzyć na słowo autorowi, który twierdzi, że "nieznane" do tej pory dokumenty w ogóle istnieją. Pomimo tak wątłych podstaw nie waha się on wysuwać najbardziej kuriozalnych zarzutów wobec osób, które z narażeniem życia broniły Rzeczypospolitej Polskiej.

Wójtowicz-Podhorski, powołując się na "niezależne wiarygodne źródła", na które rzekomo "trafił", pisze wprost, że mjr Henryk Sucharski był chory na syfilis (s. 238, przyp. 420). Swoje oskarżenie podbudowuje autorytetem Zdzisława Kręgielskiego, w 1939 roku podporucznika, który rzekomo miał coś mówić o "wyraźnej słabości" majora do swego ordynansa. Oczywiście żadna z tych "relacji" nie została zacytowana! Ponadto poza wspomnianym podporucznikiem "autorzy" rzekomych "relacji" pozostają ukryci pod dwuliterowymi skrótami. Zatem i tutaj Wójtowicz-Podhorski domaga się od czytelnika bezgranicznej wiary wyłącznie w jego słowo. Na ewentualne próby podważenia tych i podobnych im rewelacji autor ma gotową odpowiedź: rodziny westerplatczyków obawiają się bliżej niesprecyzowanych "służb specjalnych" i na temat "osobliwych skłonności" mjr. Sucharskiego (o których jakoby mieli słyszeć od swych ojców czy dziadków) rozmawiać nie będą, bo się boją (s. 503). Czy mamy jednak uwierzyć, że macki tychże bliżej nieokreślonych służb specjalnych sięgały nawet do brytyjskiego szpitala wojskowego nr 92 w Neapolu, gdzie w 1946 roku majora dwukrotnie operowano i w którym zmarł? W końcu tamtejsi lekarze nie dostrzegli żadnego śladu "francuskiej choroby".
Spośród licznych kuriozalnych zarzutów stawianych mjr. Sucharskiemu przez Wójtowicza-Podhorskiego zwraca uwagę sugerowanie, że z jakichś podejrzanych przyczyn po wojnie nie powrócił do kraju. Cóż to jest za zarzut? Przecież podobną decyzję podjęła znaczna większość oficerów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie - wśród nich mjr Stefan Fabiszewski, poprzedni komendant składnicy, nie mówiąc już o postaciach takich jak generałowie Maczek, Sosabowski czy Anders! Czyżby Wójtowicz-Podhorski uważał, że oni wszyscy mieli coś na sumieniu? Zresztą losy pozostałych oficerów z Westerplatte pokazują dobitnie, że Sucharski, kawaler Virtuti Militari za wojnę przeciw Sowietom w 1920 roku i oficer przedwrześniowego wywiadu wojskowego, miał się czego obawiać ze strony komunistycznej "sprawiedliwości". Lekarz, Mieczysław Słaby został aresztowany pod fałszywym zarzutem i zamęczony w śledztwie przez Informację Wojskową, zaś kapitan Franciszek Dąbrowski, mimo nawet zapisania się do PZPR, nie uniknął wyrzucenia z wojska, potem z partii, a wreszcie i społecznej wegetacji, na którą w żaden sposób nie zasłużył.

Autor nie stroni także od zwyczajnych manipulacji. Przytacza np. fragmenty (znowu nieweryfikowalne) "relacji", że mjr Sucharski wieczorem 31 sierpnia 1939 roku "ze łzami w oczach wygłosił krótkie przemówienie", z którego żołnierze zrozumieli, że "zbliża się chwila, w której przelejemy krew w obronie Ojczyzny". Zdaniem Wójtowicza-Podhorskiego, jest to "potwierdzenie relacji Mieczysława Wróbla o kłopotach psychicznych komendanta, a jednocześnie kolejny dowód na to, że Sucharski wiedział o mającym nastąpić następnego dnia rano ataku na Składnicę!". Cóż, niech każdy w zgodzie z własnym sumieniem oceni, na ile komentarz Wójtowicza-Podhorskiego odpowiada przytoczonemu wyżej cytatowi.

Wójtowicz-Podhorski próbuje uprawiać modną ostatnio (niczym rekonstrukcje historyczne) historię alternatywną, stwierdzając: "Trudno wyrokować, jak wyglądałaby walka 8 września; czy i jakie ponieślibyśmy straty. Gdyby kpt. Dąbrowski miał możliwość dalszego dowodzenia obroną (czyli bez nieustannego nawoływania do kapitulacji i siania defetyzmu przez mjr. Sucharskiego wśród żołnierzy w koszarach), można przyjąć, że 8 września, jak i w późniejszych dniach polska obrona na pewno by się nie załamała" (s. 435). A zatem: czy trudno wyrokować o przebiegu hipotetycznych dalszych walk? Czy też polska obrona na pewno by się nie załamała? Jak można o czymś nie wiedzieć i wiedzieć jednocześnie?

Wiele zarzutów autora jest jak najbardziej gołosłownych. O pobycie mjr. Sucharskiego w obozie jenieckim napisał np.: "Wszędzie tam wygłaszał pogadanki, odczyty i prelekcje na temat obrony Westerplatte, kreując się na bohaterskiego dowódcę (...) Sucharski umiejętnie manipulował prawdą historyczną i kreował własną osobę na dowódcę obrony Westerplatte, pomijając wysiłek pozostałych oficerów, w tym przede wszystkim kpt. Dąbrowskiego" (s. 475). Opinia ta nie została poparta absolutnie żadnym dowodem.

Mariusz Wójtowicz-Podhorski z pewnością fascynuje się historią Westerplatte. Nie sposób
odmówić mu sporej wiedzy w tym zakresie. Niestety, efekty jego pracy dowodzą, że wiedza ta nie
oznacza opanowania podstaw rzemiosła historycznego, a co gorsza idzie w parze z brakiem dystansu
do niełatwej materii badań. W efekcie otrzymaliśmy książkę, która sprawia wrażenie dobrze
udokumentowanej pracy, jednakże po bliższym zapoznaniu się okazuje się niemal wyłącznie projekcją
uprzedzeń, jakie autor żywi wobec mjr. Henryka Sucharskiego.

Jan Szkudliński, historyk, doktorant w Instytucie Historii Uniwersytetu Gdańskiego, tłumacz,
pracownik Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki