Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wejherowo. Przed sądem za pikietę i 24 tony marchwi

Joanna Kielas
Na pikietę, podczas której wyrzucono marchew przed urzędem, nie było zezwolenia.
Na pikietę, podczas której wyrzucono marchew przed urzędem, nie było zezwolenia. Joanna Kielas/archiwum DB
Andrzej Lewiński, współwłaściciel firmy Agro North stanął wczoraj przed sądem za pikietę, którą zorganizował pół roku temu w Wejherowie. Firma - która nie miała zgody na to zgromadzenie - w formie protestu wysypała wówczas 24 tony marchwi przed Urzędem Skarbowym w Wejherowie. Policja tłumaczy, że na miejscu nie mogła Dawidowskiego ukarać mandatem.

Pół roku temu w akcie desperacji Agro North, grupa producencka z Choczewka w powiecie wejherowskim, wysypała 24 tony marchwi przed Urzędem Skarbowym w Wejherowie. Teraz przed sądem stoi były już dyrektor zarządzający tej firmy, odpowiadając za zorganizowanie zgromadzenia bez wymaganych zgód. Sprawę do sądu skierowała policja, ale dyrektor przekonywał wczoraj na wokandzie, że działał w ramach tzw. wyższej konieczności i jest niewinny.

O największej na Pomorzu grupie producenckiej, firmie Agro North z Choczewka, zrobiło się głośno 25 lutego, kiedy przed drzwiami wejherowskiej skarbówki wylądowała ogromna góra marchewek. To był jeden z elementów pikiety blisko 50 pracowników tej firmy, która stanęła na krawędzi paraliżu finansów. Teraz ówczesny dyrektor Krzysztof Dawidowski przed sądem odpowiada za zorganizowanie nielegalnego zgromadzenia, bo w sprawie tej pikiety nie poinformował na 3 dni wcześniej władz Wejherowa.

Chodzi co prawda o wykroczenie, ale Dawidowski przekonuje, że jest niewinny. - To był stan wyższej konieczności - tłumaczył wczoraj były dyrektor. - Zdecydowałem się ratować firmę i pracowników. Urząd skarbowy zajął nam mienie i konta na poczet rzekomych przyszłych zobowiązań, byliśmy sparaliżowani. Nikt ze skarbówki nie chciał z nami rozmawiać, tymczasem nie było dnia, by pracownicy nie przychodzili i nie dopominali się o zaległe pensje. To była bardzo trudna i dynamiczna sytuacja. W piątek, 22 lutego, po południu zdecydowałam, że robimy pikietę. Po weekendzie, w poniedziałek rano, zajechaliśmy przed urząd skarbowy, nie było czasu na powiadomienia, wszak w weekendy urzędy są nieczynne.

Policja tłumaczy, że na miejscu nie mogła Dawidowskiego ukarać mandatem. - W związku z tym, że na miejscu zdarzenia nie wszystko zostało wyjaśnione, funkcjonariusze nie mogli ukarać sprawcy mandatem karnym kredytowanym. W tej sprawie realizowano czynności wyjaśniające. Po ich zakończeniu został skierowany wniosek do Sądu Rejonowego Wydziału Grodzkiego - wyjaśnia asp. Anetta Potrykus, rzeczniczka wejherowskiej policji.
Kolejna rozprawa za miesiąc.

- Cały czas walczymy, a choć musieliśmy zwolnić większość załogi, liczymy na pozytywne rozstrzygnięcie różnych postępowań. Wtedy będziemy mogli podpisać kontrakty handlowe i ruszyć z pracą i zatrudnieniem - mówi Andrzej Lewiński, współwłaściciel firmy.
[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki