Ksiądz infułat Stanisław Bogdanowicz zmarł 20 października 2017 roku o godz. 17.50. Został pochowany w bazylice Mariackiej. Opisanie jego zasług dla Gdańska pewnie nie zmieściłoby się w całym dzisiejszym wydaniu „Dziennika Bałtyckiego”. Ci, którzy uczestniczyli w jego mszach, z pewnością pamiętają jego niski tembr głosu, który rozchodził się echem po bazylice Mariackiej Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Gdańsku. To dzięki niemu trafiał do wielu sumień. Takich m.in. akustycznych doświadczeń nie idzie zapomnieć.
Przez wiele lat ks. Bogdanowicz był ikoną gdańskiego duchowieństwa obok bp. Tadeusza Gocłowskiego. Niestety, rządzący miastem z jakichś powodów zapomnieli o wyjątkowych zasługach księdza. Prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz podpisała się pod projektem uchwały nadającej jego imię skwerowi znanemu mieszkańcom jako wybieg dla psów. Chodzi o teren między ul. Słodowników a ul. Zbytki przy Podwalu Przedmiejskim.
Jak mogło do tego dojść? Jeszcze po śmierci księdza Czesław Nowak, prezes Stowarzyszenia „Godność”, zawnioskował, by upamiętnić infułata skwerem przy ul. św. Ducha. Ówczesny prezydent Gdańska Paweł Adamowicz tłumaczył, że wskazany teren jest pod zabudowę i nie może zostać przeznaczony na ten cel. Padła propozycja, by imieniem ks. Bogdanowicza ustanowić - po oddaniu do użytku - dzisiejszą al. Pawła Adamowicza. Z uwagi na śmierć prezydenta plany zmieniono i trasę ustanowiono imieniem włodarza. Nikt nie czekał pięciu lat. Sprawy w kwestii księdza nabrały tempa po 20 października br., gdy odbył się wernisaż, który poprzedziło uroczyste złożenie kwiatów w Krypcie Kapłanów Gdańskich. Pochowany został w niej św. pamięci ks. Stanisław Bogdanowicz. Następnie odbyła się msza święta. Rządzący postanowili szybko „naprawić” swój błąd. Jako idealną lokalizację wskazali skwer z wybiegiem dla psów. Pojawił się nawet projekt uchwały, ostatecznie zdjętej z porządku sesji.
Tylko dzięki przytomności kilku osób związanych z magistratem sprawa zmieniła bieg. Byłaby to niebywała kompromitacja - upokorzenie oddanego sprawom Gdańska kapłana.
Cała historia wokół ks. Bogdanowicza przypomina trochę sprawę Brunona Zwarry, autora książek o historii Gdańska, który popadł w niełaskę władz miasta po tym, jak w 1993 oficjalnie zaprotestował przeciwko przyznaniu Guenterowi Grassowi honorowego obywatelstwa miasta Gdańska. Od śmierci w 2018 r. do teraz Zwarra nie może doczekać się pomnika czy ławeczki. Jego adwersarz Guenter Grass w Gdańsku jeszcze za życia był wyróżniany. Władze miasta nie pokusiły się o refleksję nawet wtedy, gdy okazało się, że był ochotnikiem Waffen-SS, o czym Grass publicznie poinformował w 2006 r. Sprawa ks. Bogdanowicza pokazuje, że nie do końca liczy się dorobek postaci, a jedynie to, kto składa propozycje jej upamiętnienia. W tym przypadku jest to Stowarzyszenie „Godność”, które stoi w opozycji do miasta. Rodzina infułata będzie teraz przekonywana przez rządzących w mieście, by upamiętnić księdza wszędzie, byle nie w miejscu wskazanym przez stowarzyszenie. Radny Wszystko dla Gdańska Piotr Dzik już podjął nawet takie działania - zaproponowano niewielki skwer naprzeciwko katowni przy ul. Rogaczewskiego. Ile ma wspólnego to miejsce z ks. Bogdanowiczem? Raczej niewiele. Chodzi tylko o to, by osiągnąć sukces i móc mówić: To my wskazaliśmy to miejsce.
Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?