Kite zone! - gdzie się nie obejrzeć, to wszędzie w Chałupach widać wlepki, które promują i obwieszczają granice nieoficjalnej, ale zawsze tłocznej stolicy polskiego kitesurfingu. Ale jeszcze więcej niż naklejek jest kajtów na wodzie.
Tak samo jest po drugiej stronie zatoki - na "małym półwyspie", czyli na szpyrku w Rewie. Co się stało, że kajciarze tak pokochali Zatokę Pucką? I skąd w ogóle to całe kiteboardingowe szaleństwo?
- Zatoka to źródło ekstremalnej mocy - z uśmiechem tłumaczy fenomen akwenu i kiteboardingu Daniel "Kaszub" Marzejon, podróżnik i międzynarodowy instruktor kiteboardingu z Wietnamu, który właśnie na zatoce od piątego roku życia uprawiał żeglarstwo i zawsze powraca do siebie na kiteowe "wakacje z zatoką".
Od sześć do sześćdziesiąt
Lata temu przyrodnicy i ekolodzy wymyślili słynny Pucyfik - czyli alternatywną nazwę dla Zatoki Puckiej, której trzeba było przywrócić podwodne życie. Dziś, patrząc w wietrzne dni na zatokę w okolicach Chałup, Rewy czy Pucka, śmiało możemy mówić o "Kite'oce Puckiej" - bo gdzie okiem sięgnąć na wodzie, tam śmigają kolorowe latawce.
I pływają wszyscy: starzy i młodzi, początkujący i zaawansowani. Dlaczego?
- Bo to zwyczajnie fajne zajęcie jest - mówi Maciej Boszko z surfowej szkoły na kempingu Chałupy 3. - Pływanie, skakanie i latanie daje niesamowitą frajdę.
To dlatego szkoły, które chcą uczyć śmigania po falach, mnożą się jak grzyby po deszczu. A i chętnych nie brakuje, bez względu na wiek. Bo na kajcie można zacząć pływać w zasadzie zawsze.
Pierwsze kroki na zatoce stawiały już pływające sześciolatki. A rekordzista z drugiej strony metryki? Trudno go znaleźć, bo to sprawa płynna. Ale...
- W tym miesiącu był u nas mężczyzna, wiek jakieś 60 z plusem - mówi Michał Kolka z Rewa Surf Centrum. - I zapytał o kurs kitesurfingowy, po czym... zapisał się i ruszył na wodę. Udało się wyśmienicie. Kilka dni później widziałem, jak śmigał po falach.
Płytko, ciepło, wietrznie
Zatoka Pucka i półwysep to wymarzone miejsce dla surferów. Bo tu wieje zawsze i od zawsze. A im silniej, tym lepiej - bo wtedy dla deskarzy zaczyna się naprawdę świetny czas. Ale i gdy dmucha słabiej, to pasjonatów (tych raczkujących) nie brakuje. - Przede wszystkim mamy tu płytką wodę, idealną dla początkujących, którzy muszą czuć grunt pod nogami - wylicza Daniel Marzejon. - Po drugie, wszyscy, którzy chcą trenować kiteboarding (deska, twin tip), znajdą tu płaską wodę, którą z łatwością możemy przecinać w obie strony... A Morze Bałtyckie przy północnych wiatrach pozwala kitesurferom (deska kierunkowa, surf) przerzucić się na inne warunki i inny styl jazdy.
Michał Kolka z Rewy podkreśla, że tutejszy cypel, który dzieli zatokę, to świetne miejsce dla deskarzy.
- Niezależnie od tego skąd wieje wiatr, to przy naszym cyplu zawsze się znajdzie taki, który nas napędzi - mówi Kolka. - Trudno się więc dziwić, że i ludzi z latawcami kręci się tu masa.
Tysiąc tu, tysiąc tam
Zachęciliśmy do pływania? To teraz porozmawiajmy o pieniądzach. Na początek wystarczą nam deska i latawiec (to ten pompowany "żagiel", który się unosi nad głową surfera), może też pianka, bo dzięki niej tak szybko nie wymarźniemy na wodzie. Ile szykujemy kasy? Ostrożnie licząc: 3 tys. z hakiem. Za to dostaniemy używany osprzęt.
- No, to używki tylko z nazwy - mówi Michał Kolka. - Firmy przywożą nam sprzęt do dwutygodniowych testów, potem zostawiają, a my go dalej odsprzedajemy, więc to praktycznie nówki.
Oczywiście pływać i latać możemy się nauczyć sami - w internecie znajdziemy filmowe poradniki. To opcja tańsza. Jeśli jednak chcemy powierzyć swój czas i ukryty w nas talent specjalistom, lecimy do szkółki - tu zdajemy się na rekomendacje surferów, których spotkamy na miejscu. Oni na pewno podpowiedzą nam, kto w okolicy uczy najskuteczniej. I zaczynamy liczyć kasę.
Liznęliśmy trochę teoretycznej wiedzy i teraz mają nas tylko "doszkolić"? Wykupujemy instruktora na godziny (jedyne 100 zł). Chcemy pełen kurs indywidualny? Cena rośnie do 600 zł - ale mamy gwarancję, że opanujemy sprzęt tak, że będziemy mogli poprosić rodzinę o nakręcenie komórką pamiątkowego filmiku z niezapomnianych wakacji, które przelataliśmy nad Zatoką Pucką.
Kite... zimą?
Zimą zatokę skuwa lód, ale to żadna przeszkoda, bo dalej można uprawiać na niej snowkite'a (tu korzystamy z deski snowboardowej). - Wiadomo, że taki sport uprawiany jest najczęściej w górach, ale wielu lokalnych riderów nie może się pożegnać z zatoką! - przyznaje "Kaszub".
W tym roku grupa miłośników kitesurfingu umówiła się pod Puckiem, na Kaczym Winklu, by tu nocą pośmigać na zamarzniętym akwenie - przed Wielkanocą. Udało się - i zapewne nie po raz ostatni...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?