Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wajda wybierał młodych, a oni wciąż wybierają Wajdę [ROZMOWA]

rozmawiała Ryszarda Wojciechowska
„Niewinni czarodzieje” to film, który realizuje model patriotyzmu pozytywistycznego
„Niewinni czarodzieje” to film, który realizuje model patriotyzmu pozytywistycznego polfilm
Prof. Krzysztof Kornacki, filmoznawca z Uniwersytetu gdańskiego: Wajda to nie historyk, ale interpretator.

Przez lata Andrzej Wajda był głosem młodego pokolenia. A co dzisiaj młodzi mogą znaleźć w jego filmach dla siebie? Czy one są dla nich przewodnikiem po zakrętach naszej historii?
Mogłyby być takim przewodnikiem, ale pod warunkiem, że podchodzi się do nich również krytycznie. Andrzej Wajda nigdy nie był historykiem. On raczej filozofował w swoich filmach na temat historii.

Sama historia nie jest więc bohaterką jego filmów?
Bohaterką jest interpretacja historii. Gdyśmy spojrzeli w ujęciu historycznym na jego niektóre filmy, zobaczylibyśmy w nich wiele nieprawdopodobieństw. Na przykład wizja zamachu w „Popiele i diamencie” nie ma nic wspólnego z prawdziwymi akcjami zbrojnymi, jakie przeprowadzano w tamtym czasie. Przecież kat i ofiara nie mogli mieszkać w tym samym hotelu. A sekretarz KW PZPR musiał być chroniony przez UB. To była jedna z najważniejszych postaci w tamtym czasie i nie można było strzelać do niego, jak się chciało i kiedy się chciało. W „Popiele i diamencie” oglądamy wizję przegranego, załamanego i zagubionego pokolenia tuż po zakończeniu wojny. Ale to już wizja z czasów, kiedy film kręcono, czyli z roku 1958. Nie mamy więc do czynienia z rzeczywistymi przeżyciami Żołnierzy Wyklętych - a przynajmniej większości z nich - tylko z ich interpretacją. Warto zauważyć, że Andrzej Wajda robił filmy o prawie każdym okresie historycznym, który jest dla nas ważny. I który cały czas wpływa na to nasze myślenie o kodzie polskości, od „Popiołów” począwszy, aż po ostatnie filmy. Ale to zawsze interpretacja. Filmy Andrzeja Wajdy mogą być przewodnikiem, ale z nauczycielem historii i z komentarzem.

Andrzej Wajda zazwyczaj na bohaterów wybierał ludzi młodych.
Robił to świadomie, zwłaszcza w tych filmach, które dotyczyły jego biografii, w których rozliczał się ze swoją własną historią, historią pokolenia Kolumbów. Ale on wybierał ich także z powodów dramaturgicznych. Lubił młodych dynamicznych, którym o coś w życiu chodzi, którzy nie są jeszcze uładzeni. Nie lubił robić tzw. snujów. Młody bohater przemawia do odbiorcy. To zresztą znana filmowa formuła Wajdy - liryczny bohater w dramatycznych okolicznościach. A kto jest bardziej liryczny, niż mocno ufający światu młody człowiek, mocno kochający, wszystko przeżywający? Wybierał więc młodych także z tego powodu, że są ciekawsi dla kina. Ale jednocześnie ci jego bohaterowie w tych wszystkich filmach przedwcześnie dojrzewają. Bo ich młodzieńcze, na przykład, miłosne marzenia łamane są przez historię. I w związku z tym, nam w pamięci pozostaje bardziej ta bezduszna historia, niż dylematy tych młodych. Z dojrzałymi, starzejącymi się bohaterami też tworzył filmy, ale rzeczywiście rzadziej, jak chociażby dobre „Panny z Wilka”

Co jest siłą jego dzieł?
Artystyczną siłą, obok wielu innych walorów, jest to, że nie bawi się w drobiazgową historię, która może się roztopić w szczegółach i faktografii. Tylko zawsze buduje jakąś uniwersalną sytuację. On zawsze odwołuje się do uniwersalnego dramatu i kodu kultury, jak na przykład w „Kanale” do Dantejskiego „Piekła”, w „Popiele i diamencie” do antycznej tragedii, w „Człowieku z marmuru” do „Obywatela Kane’a” itd. Mamy więc od razu możliwość poprowadzenia lekcji szkolnej na uniwersalny temat.

A z „Popiołu i diamentu” jaka jeszcze lekcja może płynąć?
Tutaj mamy człowieka, który musi wybierać między służbą publiczną a prywatną. I to właśnie można uaktualnić. Uczynić z tego temat na zajęciach np. z etyki. Bo przecież zarówno wierność danemu słowu, jak i wierność wobec siebie, są ważnymi aksjomatami moralnymi. Dzięki temu, że problemy przez niego poruszane są uniwersalne, to jego filmy zrobiły taki szum na świecie. Gdyby były zbyt mocno zakorzenione w naszej historii i dbały o każdy szczegół, to pewnie Andrzej Wajda byłby świetnym historykiem, ale niekoniecznie rozpoznawalnym na świecie filmowcem.

A trylogia: „Człowiek z marmuru”, „Człowiek z żelaza” i „Wałęsa. Człowiek z nadziei” przemawia dziś do młodych?
Młodzi ludzie lubią „Człowieka z marmuru”. Wiem to z własnego, akademickiego doświadczenia. Ten film im się podoba, bo jest naprawdę świetnie zrobiony. Ma doskonały scenariusz. Obserwujemy dobrą grę aktorską, może zbyt agresywną, nieco przeszarżowaną w wydaniu Krystyny Jandy, ale za to widzimy, że tej bohaterce o coś naprawdę chodzi. Jest też ciekawa zabawa formą, nawiązująca do dzieła „Obywatel Kane”, a także opowieść o takim serdecznym, może trochę naiwnym, ale jednak dobrym robotniku. To wszystko składa się na świetną całość. Muszę przyznać, że w moim rankingu najlepszych filmów Wajdy „Człowiek z marmuru” plasuje się wyżej niż „Ziemia Obiecana”.

A „Człowiek z żelaza”?
To ciekawe. Bo młodzież akceptuje wagę historyczną „Człowieka z żelaza”, rozumie odwagę reżysera, to, że jako pierwszy filmowiec zaczął mówić wprost i jako jedyny zrobił prawdziwie polityczny film w PRL. Ale ten film wydaje się im zbyt patetyczny i zbyt czarno-biały z tym swoim podziałem, że z jednej strony mamy bohaterów romantycznych, a z drugiej tylko same szuje.

Jest jeszcze „Wałęsa. Człowiek z nadziei”.

To film zbyt nowy, aby pokazywać go na zajęciach z historii kina polskiego. Nie wiem do końca, jaki jest stosunek młodych odbiorców do tego obrazu. Ale podczas spotkania młodych z Andrzejem Wajdą usłyszeliśmy głos z sali, że „Wałęsa...” jest lepszym filmem niż „Grawitacja”. Ja sam bym go tak nie ocenił. Mam wiele wątpliwości wobec tego filmu. Ale nie zmienia to faktu, że on został skrojony pod młodego odbiorcę, zarówno muzycznie, jak i w formie. I jest przez młodych chyba nieźle odbierany. Przekonałem się o tym, kiedy prowadziłem zajęcia w Akademii Edukacji Filmowej z młodzieżą licealną. Brało w nich udział około 200 osób. I po projekcji „Wałęsy. Człowieka z nadziei” spytałem ich o ocenę filmu w skali od 1 do 6. Po podsumowaniu okazało się, że ta ich ocena waha się między 4 a 4 i pół. Więc dość wysoko go oceniono. Kiedy spytałem ich, czy to film o bohaterstwie i czy Lech Wałęsa został pokazany jako bohater, potwierdzali. Jeśli celem Andrzeja Wajdy było pokazanie mitu bohaterstwa Wałęsy i trafienie do młodego odbiorcy, to myślę, że mu się w dużym stopniu to udało.

Mówimy o filmach, które dotykają historii. Ale film „Niewinni czarodzieje”, który jest zapisem obyczajowości tamtych czasów, też nic nie stracił na swojej aktualności, chociaż jest filmem mniej znanym.
Można powiedzieć, że to film, który realizuje pewien model współczesnego patriotyzmu, patriotyzmu pozytywistycznego. To z jednej strony film o młodych ludziach, którzy chcą nieźle żyć, dobrze zjeść, potańczyć, prowadzą jakąś grę miłosną między sobą, ale też chcą dobrze wykonywać swoją pracę, jak bohater grany przez Tadeusza Łomnickiego, który jest lekarzem. To człowiek, który jeśli coś robi, to z pasją, z pasją dba jako lekarz o ludzi, z pasją gra na perkusji w zespole jazzowym. I ten etos może przemawiać obecnie do młodych. Oni mogą się w tym filmie rozpoznać.

Co ciekawe, Andrzej Wajda nie lubi tego filmu.
Nie lubi go, ponieważ konfrontował w nim - w 1959 roku - współczesną sytuację młodego pokolenia, które żyje w czasie pokoju i nie jest do niczego zmuszone, z doświadczeniem swojego pokolenia połamanego przez wojnę. Ale dzisiaj młodzież nie musi, na szczęście, ginąć na barykadach. I właśnie taki sposób podejścia do swojego życia, poważny, ale niepozbawiony przyjemności i rozrywki, przemawia do mnie. Dlatego uważam, że „Niewinni czarodzieje” to dzisiaj najbardziej uniwersalny film Wajdy. I najbardziej przystający do portretu młodego pokolenia.

Czyli kino Wajdy się nie starzeje?
Jeśli wierzyć najnowszemu rankingowi, w którym wybrano 12 polskich filmów na 120-lecie kina, to filmy Wajdy rzeczywiście się nie starzeją. Niemal 300 filmowców, krytyków i ludzi kultury uznało, że jego dwa obrazy zasługują na podium: „Ziemia Obiecana”, która zajęła pierwsze miejsce w tym rankingu, oraz „Popiół i diament” z trzecią lokatą. Skoro więc to coraz młodsze pokolenie krytyków i ludzi kultury nadal stawia na kino Wajdy i uważa, że to są dzieła, które mają prawo stać na podium, to chyba rzeczywiście one się nie starzeją.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki