Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W tej willi podobno straszy! Teraz mieści się tu Muzeum Sopotu, które właśnie obchodzi 20. urodziny

Gabriela Pewińska
Gabriela Pewińska
Zbiory Muzeum Sopotu
- Kiedy tuż przed otwarciem naszej placówki remontowano obiekt, pojawiły się opowieści, że w tym domu straszy - mówi Karolina Babicz-Kaczmarek, dyrektor Muzeum Sopotu, które właśnie świętuje 20. urodziny.

Kiedy rozmawiałyśmy o wizytach w Sopocie Niny Andrycz, o jej pobycie w rządowej willi na przełomie lat 50. i 60., willi, w której dziś mieści się Muzeum Sopotu, wspomniałaś, że goście znanej aktorki narzekali na obecność ducha, który jakoby błąkał się nocą po pokojach. Koleżanka Niny Andrycz, zmęczona widokiem poruszających się przedmiotów wpadła na pomysł, by wystosować do zjawy list: „Jestem aktorką, proszę zostawić mnie w spokoju”. I duch się ulotnił.

Mogłoby się wydawać, że ów list definitywnie zakończył wizyty z zaświatów. Nie do końca...

Jak to?

Zacznijmy od historii tego domu. Willa została wybudowana w 1904 roku przez kolekcjonera sztuki i przedsiębiorcę Ernsta Augusta Claaszena, według projektu Waltera Schultza. Jak wiemy od najmłodszej córki Claaszena, Ruth, ojciec jej od początku miał wizję, jak ten dom powinien wyglądać. Ponoć, podczas którejś ze swoich licznych podróży zobaczył dom, który z miejsca skradł mu serce, marzył, by jego sopocka willa była identyczna. Czy tak się stało, nie wiemy. Claaszen wprowadził się tu ze swoją rodziną: z synem z pierwszego małżeństwa, Arthurem, którego matka Agnes Wilhemine Wendt zmarła w połogu w 1886 r.; z Theodorą, córką z drugiego małżeństwa z Marthą Steinmeyer; i Ruth, która jako jedyne jego dziecko, przyszła na świat w Sopocie 5 września 1907 roku. Dom pozostał w rękach Claaszenów do roku 1928, a cztery lata wcześniej Ernst August Claaszen popełnił tu samobójstwo.

Upiorne dźwięki, poruszające się przedmioty, niepokojące wrażenie czyjejś obecności, tajemnicze postacie, mrożące krew w żyłach historie. Na Pomorzu wiele jest miejsc owianych mrocznymi legendami. Niekiedy wiążą się one z tragicznymi wydarzeniami, okrutnymi zbrodniami, czasem grozę wzbudzają samym swym wyglądem. Które budynki na Pomorzu uważane są za nawiedzone? W których miejscach straszy? Gdzie lepiej nie pojawiać się po zmroku i dlaczego? Sprawdźcie

Czy tu straszy? Tam lepiej nie zapuszczać się tuż po zmroku....

Jego duch właśnie straszył gości Niny Andrycz.

To jedyna udokumentowana śmierć w tym domu. Popełnił samobójstwo, bo trudne czasy po pierwszej wojnie światowej po prostu go przerosły. Kryzys bardzo mocno nadszarpnął finanse rodziny. Nie mógł się z tym pogodzić. Do tego, na frontach I wojny, zginął jego jedyny syn Arthur, a także pierwszy mąż córki Theodory - Günter. Claaszen odebrał sobie życie w sypialni. Opowiedziała nam o tym po latach jego córka, Ruth, która odwiedziła Sopot i nasze muzeum. Co do ducha Ernsta Augusta Claaszena... Nawiedzał nie tylko gości Niny Andrycz. Kiedy tuż przed otwarciem naszej placówki remontowano obiekt, pojawiły się opowieści, że w tym domu straszy. Głównie odczuli to panowie z ochrony... Trzeba jednak pamiętać, że tak stare domy żyją własnym życiem. Wszystko tu ma prawo trzeszczeć, szeleścić, a wyobraźnia robi swoje...

Wspomniana Ruth Claaszen to dobry duch tego miejsca.

W trakcie organizowania muzeum, jego pierwszej szefowej Małgorzacie Buchholz-Todoroskiej udało się nawiązać kontakty z potomkami Claaszenów. Choćby właśnie z Ruth, która przebywała wtedy już w domu spokojnej starości w Bad Pyrmont. Była zachwycona pomysłem, że w jej rodzinnym domu powstanie muzeum. Udało nam się z nią spotkać, nagraliśmy rozmowę, którą udostępniamy na wystawie stałej. Opowiedziała nam o tym, jak wyglądał Sopot w czasie jej dzieciństwa, ale też o swoich powojennych latach. Stała się jednym z naszych głównych darczyńców, przekazała nam rodzinne pamiątki, choćby chłodziarkę do wina z XVIII wieku, wyprawę ślubną, albumy fotograficzne, dokumenty. To dla nas dary bezcenne, wytyczne, które pomogły nam odtworzyć wnętrza domu. Pod koniec 1944 roku Ruth wraz z matką wyjechały do Kopenhagi, po śmierci matki mieszkała w Hanowerze, podróżowała do Stanów Zjednoczonych, pracowała w Ameryce Łacińskiej, na stare lata osiadła w Europie. Udało nam się niejako zrekonstruować jej losy. W minionym roku w wakacje - a trzeba zaznaczyć, że często jesteśmy odwiedzani przez krewnych Claaszenów, pojawiła się u nas Birgit Papmeyer, wdowa po siostrzeńcu Ruth, Klausie. Opowiedziała nam, jak wielką optymistką była Ruth, choć życie nie szczędziło jej trudnych chwil. Zawsze sobie ze wszystkim radziła, uważała, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Była szalenie lubiana. Z potomkami rodziny Claaszenów jesteśmy w stałym kontakcie, mamy nadzieję, że przyjmą nasze zaproszenie na obchody 20-lecia muzeum. O ile, oczywiście, epidemia pozwoli nam się spotkać.

Wśród pamiątek związanych z Ruth Claaszen są choćby listy miłosne.

Podarowała je nam para dawnych przyjaciół Ruth. „Ruth, Ty jesteś życiem i przyszłością, Ruth Ty jesteś moim wszystkim. Nie opuszczaj mnie, bądź moją, Ruth, a wszystko stanie się piękne. Ty, mądra, oddana, mała Ruth, kocham Ciebie”… - pisał jej szaleńczo zakochany przyszły mąż, Harald Koch. Od roku 1922 pełnił funkcję konsula generalnego Królestwa Danii, później także dziekana korpusu dyplomatycznego w Wolnym Mieście Gdańsku. Ruth poznał w konsulacie, gdzie była sekretarką. Dzieliła ich spora różnica wieku - 30 lat! Ten związek, w pewnym sensie, był skandalem dla lokalnej społeczności. To z miłości do Ruth Harald podjął decyzję, by rozwieść się z żoną i porzucić rodzinę. Pobrali się w 1934 roku. Zamieszkali w willi przy ul. Goyki 3 w Sopocie. Ale dwa lata później konsul zmarł. Ruth Koch przeżyła męża blisko 70 lat!

W 1928 roku willa zmieniła właścicieli.

Dom kupił przedsiębiorca Oskar Emil Meltzner, wkrótce jednak sprzedał go synowi Herbertowi. Herbert zamieszkał tu ze swoją rodziną: żoną Helgą-Idą-Clarą i dziećmi: Inge i Klausem-Dieterem. Meltznerowie uciekli z Sopotu przed nachodzącymi wojskami radzieckimi w styczniu 1945 roku na pokładzie statku wojskowego. Z ich bytności tutaj mamy w zbiorach tylko kilka zdjęć, pokazują m.in. salon i członków rodziny. Meltznerowie rozbudowali willę, dostawiając garaż, co trochę zmieniło bryłę budynku. Ale przez te wszystkie lata, pozostał on - w zasadzie - nienaruszony, co jest dla muzeum niezwykle cenne.

Po zakończeniu działań wojennych dom został przejęty przez Skarb Państwa Polskiego.

Początkowo zarezerwowano go dla Prezydenta RP Bolesława Bieruta. Ostatecznie jednak willę oddano do dyspozycji Eugeniusza Kwiatkowskiego, delegata państwa do spraw Wybrzeża. Do jego zadań należały m.in. odbudowa i wykorzystanie portów i miast handlowych. Zamieszkał tu z żoną Leokadią i córką Ewą, z matką oraz siostrą i jej wnukami. Willa przy ulicy Księcia Józefa Poniatowskiego 8 była domem rodziny Kwiatkowskich przez blisko 3 lata. Później nadal służyła jako tzw. rządówka - zatrzymywali się w niej politycy, między innymi Józef Cyrankiewicz z żoną, wspomnianą Niną Andrycz. W latach 1983-2001 w willi mieściła się Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna. W roku 2001, na stulecie kurortu budynek przeznaczono na siedzibę Muzeum Sopotu.

"Zameczek" Dom z charakterystyczną wieżyczką na ul. 3 maja, położony w zarośniętym ogrodzie, sprawia tajemnicze wrażenie, zwłaszcza wieczorną porą. Okoliczne dzieci przez wiele lat przekazywały sobie mrożące krew w żyłach historie o mieszkającej tam kiedyś rodzinie, która organizowała seanse spirytystyczne i duchach, które zostały uwolnione. Po wojnie w domu tym mieszkała słynna rodzina Afanasjewów, która nigdy nie skarżyła się na niechcianych lokatorów, mimo to siła legendy sprawiała, że młodsi sopocianie, zwłaszcza wieczorową porą, omijali budynek szerokim łukiem.

Nawiedzone domy w Sopocie. O tych miejscach krążą mroczne op...

Dziś muzeum to skarbnica także wspomnień powojennych.

Znaczna część naszych zbiorów pochodzi od mieszkańców, którzy osiedli tu po 1945 roku, od początku działania placówki, wystosowaliśmy apele, zachęcające sopocian do dzielenia się z nami wspomnieniami, swoją historią. W ramach projektu Sopocianie do naszych zbiorów trafiają relacje i pamiątki związane z losami mieszkańców. To świadectwa nie tylko dotyczące poszczególnych rodzin, pojedynczych osób, ale i miasta, od dokumentów dotyczących rozbudowy Sopotu po sól do uzdatniana wody z paczki z UNRRY.

Przed nami nowa wystawa muzeum.

Przygotowana nie tylko z okazji naszego jubileuszu, ale i 120. urodzin miasta. Chcielibyśmy z tej okazji pokazać prace fotografa działającego w Sopocie na przełomie XIX i XX wieku - Johna Faltina. Fotografią zajmował się amatorsko, bo z zawodu był księgowym. Miał niezwykły talent! Pokazał Sopot przeobrażający się z małej miejscowości w miasto. Jego zdjęcia przedstawiają kurort bez znanej nam obecnie zabudowy historycznej, otoczony łąkami i polami.

Twoje ulubione miejsce w muzeum?

To wieża, która znajduje się w gabinecie dyrektorskim. Z jej okien roztacza się niezwykły widok na zatokę, a przy dobrej pogodzie nawet na Hel...

Wierzysz w genius loci tej willi?

Jestem o wyjątkowości tego miejsca przekonana. Przez te 20 lat, pod czujną opieką dobrych duchów tego domu, udało nam się zbudować wspólnotę, społeczność, zjednać przyjaciół, stworzyć wręcz muzealną rodzinę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki