Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Gdyni król jest tylko jeden. Marcus da Silva przeszedł do historii Arki!

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Gdy w czwartkowy wieczór Marcus da Silva już w doliczonym czasie gry wpakował głową piłkę do siatki GKS-u Katowice, ustanawiając klubowy rekord w liczbie strzelonych bramek, mocniej zabiły serca tysięcy kibiców żółto-niebieskich.

W Gdyni król jest tylko jeden. Marcus da Silva przeszedł do historii Arki!

Napisał się tym samym kolejny rozdział niesamowitej wręcz historii zawodnika, od dziesięciu już sezonów wiernego klubowym barwom, który jeszcze przed zakończeniem kariery stał się w Gdyni prawdziwą ikoną i legendą.

Brazylijczyk, wyraźnie wzruszony, ze łzami w oczach, zaprezentował koszulkę z napisem TAG, czyli skrótem „Tylko Arka Gdynia” i liczbą 63. Właśnie tyle goli ma już na koncie Marcus w żółto-niebieskich barwach. Zdystansował tym samym o jedno trafienie legendarnego Stanisława Gadeckiego. Wszyscy piłkarze Arki Gdynia, a także członkowie sztabu szkoleniowego, zaraz po historycznym trafieniu da Silvy podbiegli z gratulacjami do Brazylijczyka. Pokazuje to tylko, jak wielkim szacunkiem cieszy się Marcus wśród kolegów z drużyny.

– Bardzo mi miło z tego powodu… naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć – podsumował swój wyczyn, już na spokojnie, po końcowym gwizdku sędziego i w skromnym jak zwykle stylu Marcus da Silva. – Ja jednak nie patrzę na swoje wyniki indywidualne, tylko na to, aby Arka Gdynia wygrywała mecze. Gram już w Arce wiele lat i jestem z tego dumny. Chciałbym podziękować wszystkim w klubie, także kibicom, którzy są ze mną na dobre i na złe, całemu miastu, a szczególnie mojej rodzinie.

Mało jest w historii Arki Gdynia piłkarzy o podobnych zasługach dla klubu, co Marcus. Zdobyty Puchar Polski, Superpuchar, awans do ekstraklasy. Dwie bramki w pamiętnym, wygranym meczu kwalifikacyjnym do Ligi Europy przeciw FC Midtjylland, który to pojedynek wielu fanów żółto-niebieskich, ze względu na fenomenalną atmosferę na trybunach, zapamięta do końca życia.

Mówisz Marcus, myślisz Arka. Jednak nie wszyscy pamiętają, że Brazylijczyk, urodzony w 1984 roku w Belford Roxo, swojej kariery na polskich boiskach wcale nie zaczynał w Gdyni. W sezonie 2007/2008 trafił do Piasta Choszczno. Następnie grał także w Czarnych Żagań i Zdroju Ciechocinek. Dopiero w 2009 roku zameldował się na Wybrzeżu. Początkowo jednak nie w Arce, lecz w Orkanie Rumia. Zagadką pozostaje przy tym, dlaczego zawodnik o tak wysokich umiejętnościach i ciągle jeszcze stosunkowo młody pałętał się dość długo po niższych ligach w Polsce. Nie ulega jednak wątpliwości, że początki piłkarskiego życia w naszym kraju dla Marcusa usłane różami nie były. Dostał twardą lekcję. Zmuszony był zacisnąć zęby, nie poddawać się i walczyć o swoje.

Wiele w tej kwestii mówi anegdota, opowiadana przez jednego z byłych działaczy Orkana. Otóż Marcus, przenosząc się ze Zdroju Ciechocinek do Rumi, do miasta miał zajechać autokarem PKS-u. Odziany był w w mało ekskluzywny dres i dziurawe adidasy. Cały jego ówczesny dobytek zapakowany był natomiast w plastikową reklamówkę.

Jednak na boisku Marcus prezentował się znacznie lepiej. W końcu zwrócił też na siebie uwagę trenerów i działaczy klubów z ekstraklasy. Poskutkowało to już w 2010 roku wypożyczeniem do grającego wówczas w elicie GKS-u Bełchatów. W nowej drużynie Marcus, trzeba przyznać, miał przebłyski dobrej gry. Po zwycięstwie 1:0 nad mistrzem Polski, Lechem Poznań, eksperci stacji Canal Plus wybrali go nawet najlepszym piłkarzem kolejki.

Jednak w wielu sytuacjach Marcus raził też nieskutecznością. Kibice wypominali mu m.in. fatalne pudło, kiedy nie trafił do pustej bramki w prestiżowym starciu z Widzewem Łódź, rywalem zza miedzy. Ostatecznie Marcus w dwudziestu spotkaniach w ekstraklasie w barwach GKS-u nie zdobył żadnej bramki. Trafił natomiast w 1/16 rozgrywek Pucharu Polski w pojedynku z III-ligową Concordią Piotrków Trybunalski, przesądzając o awansie bełchatowian. Strzelił ponadto zwycięską bramkę w towarzyskim starciu z Żalgirisem Wilno.

Choć trener Maciej Bartoszek, ówczesny szkoleniowiec GKS-u Bełchatów, podkreślał, że wierzy w Marcusa, że to dobry piłkarz i że go nie skreśla, ostatecznie Brazylijczyk zmuszony był powrócić do Rumi. W Arce Gdynia zameldował się dopiero w 2012 roku i z miejsca zaczął strzelać niczym z armaty. Trafił już w ligowym debiucie, pokonując bramkarza Warty Poznań... dwadzieścia sekund po wejściu na boisko! W rundzie jesiennej sezonu 2012/2013, pierwszej spędzonej w żółto-niebieskich barwach, został najskuteczniejszym strzelcem zespołu. Z miejsca zaskarbił też sobie wielką sympatię kibiców. Fani wybrali go najlepszym piłkarzem rundy. Dodatkowo gol Marcusa, zdobyty w spotkaniu z Bogdanką Łęczna, ogłoszony został przez kibiców najładniejszym w trwającym sezonie.

Pokazuje to tylko, że na Brazylijczyka można było liczyć na boisku od pierwszych dni jego pobytu w Arce Gdynia. Dodatkowo da Silva, jak sam przyznawał, w szybkim tempie zakochał się w żółto-niebieskich barwach, a klimat miasta bardzo przypadł mu do gustu.

Marcus stał się jednym z liderów drużyny także w szatni. Wielokrotnie mobilizował kolegów do walki. Przykładem tego był ostatni mecz Arki Gdynia przed zakończeniem 2016 roku i rozpoczęciem przerwy zimowej. Żółto-niebiescy mierzyli się w grudniu na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław, czyli rywalem mocno nielubianym przez ich fanów. Choć Arka Gdynia zajmowała wtedy bezpieczne miejsce w środku ligowej stawki, Marcusowi bardzo zależało na zwycięstwie. Jak nam zdradził, chciał w ten sposób sprawić kibicom prezent na święta Bożego Narodzenia.

– Poprosiłem chłopaków, abyśmy ze Śląskiem zagrali tak, jakby to był nasz ostatni mecz w życiu – powiedział Marcus da Silva.

Ostatecznie Arka wygrała we Wrocławiu 2:0. W związku z tym cała, żółto-niebieska rodzina w dobrych humorach mogła już kilka dni później zasiąść do wigilijnego stołu.

Co warto podkreślić, Marcus udowodnił swoją wartość w Arce Gdynia nie tylko na zapleczu ekstraklasy, gdzie przyszło mu występować w jej barwach przez zdecydowaną większość czasu. We wspomnianym już sezonie 2016/2017 zdobył w elicie siedem bramek, dorzucając do tego trafienie w Pucharze Polski. Trofeum to Arka Gdynia ostatecznie wywalczyła, wznosząc w górę puchar po niemal czterdziestu latach przerwy i wprawiając w stan euforii rzeszę dwunastu tysięcy swoich kibiców na Stadionie Narodowym w Warszawie.

63 bramki, jakie ma już na koncie w żółto-niebieskich barwach Marcus da Silva, robią wrażenie, ale warto pamiętać, że Brazylijczyk dzierży także inne klubowe rekordy. W wieku 37 lat i 171 dni został najstarszym zawodnikiem, który trafił dla Arki Gdynia w jej oficjalnym meczu. Wicelider tego zestawienia, Piotr Rzepka, zdobył dla żółto-niebieskich bramkę mając 36 lat i 274 dni. Marcus jest także liderem wszech czasów Arki Gdynia w liczbie trafień w rozgrywkach Pucharu Polski. Zanotował ich już jedenaście. Wyprzedza o cztery gole samego Janusza Kupcewicza, największą z legend, piłkarza 90-lecia Arki Gdynia, a także Rafała Siemaszkę.

O tym, jakim szacunkiem Marcus darzy żółto-niebieskie barwy, świadczą słowa Adama Marciniaka, który zimą tego roku, po 4,5 latach spędzonych nad morzem, przenosił się do Łódzkiego Klubu Sportowego. Były już kapitan Arki Gdynia w szczególny sposób docenił właśnie Brazylijczyka. Jak zdradził, żegnając się z kibicami, to Marcus do spółki z Krzysztofem Sobierajem i Rafałem Siemaszką, czyli prawdziwi Arkowcy, szybko uświadomili mu w szatni zespołu, czym dla tysięcy kibiców jest Arka Gdynia i ile dla nich znaczy jej żółto-niebieski herb.

Jeszcze więcej o przywiązaniu Brazylijczyka do klubowych barw świadczy sytuacja z początku 2019 roku. Zbigniew Smółka, ówczesny trener Arki Gdynia, ku zdumieniu kibiców oznajmił, że Marcus jest w jego drużynie skrzydłowym numer siedem w hierarchii. W związku z tym zesłał da Silvę do rezerw i nie zabrał na obóz przygotowawczy do Turcji. Do rozumu Smółce próbowali przemówić wszyscy inni liderzy ówczesnej żółto-niebieskiej szatni. O rozmowę z trenerem poprosili i wstawili się za Marcusem m.in. Pavels Steinbors, Adam Marciniak i Michał Nalepa. Zbigniew Smółka był jednak nieugięty. Jak później można było usłyszeć od piłkarzy, negatywnie wpłynęło to na morale w zespole oraz relacje trenera z zawodnikami. Ostatecznie drużyna, po dobrym początku pod wodzą tego szkoleniowca, znacząco obniżyła loty. Zbigniew Smółka został w efekcie tego zwolniony.

Nie jest też żadną tajemnicą, że Marcusa w tym trudnym dla niego momencie namawiał do przenosin do Sokoła Ostróda trener Jarosław Kotas, dawniej zawodnik Arki Gdynia. Propozycja ta spotkała się jednak z dość stanowczą odmową. Marcus powiedział Kotasowi, że jest na tyle mocno związany z Arką Gdynia, iż woli pozostać w jej czwartoligowych rezerwach i pomagać w rozwoju młodych piłkarzy. Zdarzało nam się też w tym okresie zajrzeć na kilka meczów drugiej drużyny żółto-niebieskich. W każdym z nich Brazylijczyk wręcz harował na boisku, dając przykład nierzadko o niemal połowę młodszym kolegom, w jaki sposób trzeba walczyć, gdy nosi się herb Arki na piersi.

Przy okazji Marcus, wspólnie z wieloma kibicami, kopał też amatorsko piłkę w Nadmorskiej Lidze Szóstek na obiektach Checzy w Chyloni.

Co ciekawe, po odejściu w niesławie Zbigniewa Smółki, kolejni trenerzy żółto-niebieskich, mający, delikatnie to ujmując, nieco lepszą od niego renomę i dokonania, zupełnie inaczej ocenili piłkarską klasę da Silvy. Jacek Zieliński nie tylko natychmiast przywrócił Brazylijczyka do pierwszej drużyny, ale także zaczął korzystać z jego usług. Na początku ubiegłego sezonu mieliśmy też okazję zamienić kilka słów na temat Marcusa z Ireneuszem Mamrotem, trenującym wtedy żółto-niebieskich.

– Ten chłopak jest mi bardzo potrzebny w drużynie – powiedział nam Ireneusz Mamrot. – Ma nie tylko wysokie umiejętności piłkarskie, ale jednocześnie potrafi zagrać na kilku różnych pozycjach w ofensywie.

Marcus da Silva znalazł w Gdyni miłość także w życiu osobistym. W 2015 roku stanął na ślubnym kobiercu, mówiąc sakramentalne „tak” Ewelinie. Kibice przygotowali mu z tej okazji efektowną oprawę. Niestety, tego samego dnia zmarł ojciec zawodnika.

W 2017 roku na świat przyszła Gabrysia, córka Marcusa i Eweliny. Niedługo później, da Silva, po długich staraniach, otrzymał w końcu polskie obywatelstwo. W imieniu prezydenta RP Andrzeja Dudy decyzję wręczył mu Dariusz Drelich, wojewoda pomorski. Marcus nie ukrywał wzruszenia. Podkreślał, że Polska jest jego drugą ojczyzną, a Gdynia ukochanym miastem i domem.

Dziś oczywiście nikt z kibiców żółto-niebieskich nie wyobraża sobie, aby Marcus mógł kończyć swoją karierę w innym klubie niż Arka Gdynia.

– To jest nasz ulubieniec, idol i swój chłop – mówi Andrzej, zagorzały fan z trybuny „Górka”. – Marcus nie jest byle jakim, pierwszym, lepszym grajkiem z brzegu. To pan piłkarz ponadprzeciętnie wyszkolony technicznie i posiadający wyjątkowy talent do zdobywania bramek. Mimo tego nigdy nie gwiazdorzył. Nie ma opcji, aby odmówił kibicowi wspólnego zdjęcia, czy autografu. Jest dla innych piłkarzy, przede wszystkim tych młodych i dopiero wchodzących do drużyny, wzorem do naśladowania na boisku i poza nim.

W Gdyni król jest tylko jeden. Marcus da Silva przeszedł do ...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki