Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Gdyni kończy się najgłośniejszy proces ostatnich lat

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Materiały policji
Poleciało już kilka głów, zeznaje rekordowa liczba świadków. Jeśli nie zdarzy się nic nieprzewidzianego, prawdopodobnie już w marcu przed gdyńskim sądem zakończy się jeden z najgłośniejszych procesów ostatnich lat.

Na ławie oskarżonych zasiada Tomasz Wojaczek (zgodził się na ujawnienie danych osobowych), były wysokiej rangi policjant, a po przejściu na emeryturę kierownik Biura Obsługi Strefy Płatnego Parkowania w Gdyni. Zdaniem prokuratury mężczyzna w latach 2009 - 2014 miał na masową skalę umożliwiać znajomym i urzędnikom miejskim unikanie opłat za parkowanie w Śródmieściu i na Kamiennej Górze, pobierając w zamian korzyści majątkowe.

Chodzi co najmniej o pół miliona złotych

Według ustaleń śledztwa Wojaczek stworzył w systemie komputerowym listę tablic rejestracyjnych aut, należących do 76 różnych osób, które podczas kontroli wyświetlały się w systemie jako uprzywilejowane. Na skutek takich manewrów, ich właściciele okradali miasto, nie uiszczając opłat i nie ponosząc żadnych konsekwencji. Straty wyliczono na ok. pół miliona złotych.

Zdaniem śledczych, Wojaczek bezpodstawnie anulował też szereg tzw. opłat dodatkowych, czyli mandatów. Ich druki wystawiane były osobom, które przekraczały opłacony czas parkowania w strefie, bądź też w ogóle nie wnosiły opłat w parkomatach.

Oskarżony, któremu grozi kara do 3 lat więzienia, nie przyznaje się do winy. Przed sądem zeznał, że listę osób, zwolnionych z wnoszenia opłat, nakazali mu skonstruować jego przełożeni. Rewelacji tych nie potwierdziły jednak ustalenia śledztwa. Wojaczek nie ma też sobie nic do zarzucenia w temacie procederu hurtowego anulowania opłat dodatkowych. - Moim jedynym przewinieniem jest fakt, że starałem się być ludzki i wątpliwości w kwestii parkowania oraz wnoszenia opłat rozstrzygałem na korzyść mieszkańców - mówi.

Głośny proces byłego kierownika strefy, zatrzymanego w czerwcu 2014 r. i początkowo nawet osadzonego w areszcie, toczy się już od ponad trzech lat. Sprawa jest precedensowa przede wszystkim ze względu na rzadko spotykaną liczbę osób, które zostały wezwane do sądu.

Rekordowa liczba świadków

- Przesłuchaliśmy, bądź też odczytaliśmy zeznania 567 świadków - poinformowała na ostatniej rozprawie sędzia Angelika Wilma. - Pozostało jeszcze ostatnich trzech.

Zeznania jednego z mężczyzn, który musi w marcu stawić się przed sądem, są jednak kluczowe dla ustaleń całej sprawy. Świadek ten przesłuchiwany był w prokuraturze przez wiele godzin, więc także przed sądem nie ma szans, aby jego wyjaśnienia zamknęły się na jednym posiedzeniu. Dlatego też, ostrożnie zakładając, przewód sądowy zamknięty może zostać pod koniec marca. Wtedy też usłyszymy mowy końcowe prokuratora i obrońcy Wojaczka, następnie zapadnie wyrok. Sędzia Angelika Wilma, aby przyspieszyć proces, nie wahała się w ostatnich miesiącach przed nakładaniem grzywien na świadków, którzy odbierali wezwania, a nie stawiali się na złożenie zeznań. W niektórych przypadkach, kiedy zgodę na to wyraziły wszystkie strony procesu, odczytywano wyjaśnienia, złożone wcześniej na policji i w prokuraturze.

W zeszłym roku pojawiły się ponadto wątpliwości odnośnie prawdomówności niektórych świadków. Sędzia Wilma w kilku przypadkach zasugerowała nawet, że złoży zawiadomienie do prokuratury, dotyczące mataczenia i składania fałszywych zeznań. Jak udało nam się ustalić, ostatecznie do tego nie doszło.

- Na jednej z rozpraw sędzia prowadząca postępowanie pouczyła świadka i innych obecnych na rozprawie, na czym polegają fałszywe zeznania oraz, że gdyby takie stwierdzono, sprawca może ponieść przewidzianą prawem odpowiedzialność karną - wyjaśnia Tomasz Adamski, rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku, nadzorującego pracę Sądu Rejonowego w Gdyni. - Aktualnie postępowanie jest nadal w toku. Stąd też teraz przedwczesna byłaby ocena zeznań świadków, a także kierowanie zawiadomień do prokuratury. Nadto, jeżeli na sali rozpraw jest prokurator, z urzędu może podjąć przewidziane prawem kroki, które uzna za stosowne.

Trzęsienie ziemi w urzędzie miasta

Unikanie opłat w strefie płatnego parkowania w Gdyni spowodowało prawdziwe trzęsienie ziemi w gdyńskim samorządzie, bowiem na osławionej, tzw. liście Wojaczka, znalazły się nazwiska prominentnych urzędników miejskich. Na te zaniedbania ostro zareagował prezydent Gdyni Wojciech Szczurek, nazywając system unikania opłat przez jego podwładnych „haniebnym procederem”.

- Jako samorządowcy powinni świecić przykładem, a nadużyli swojej pozycji - stwierdził Wojciech Szczurek.

Na początku ubiegłego roku, już po rozpoczęciu procesu, poleciały głowy w magistracie. Najważniejszym ze zwolnionych dyscyplinarnie urzędników był Stanisław Zachert, były już zastępca skarbnika Gdyni i naczelnik wydziału dochodów magistratu. Takie same konsekwencje spotkały siedmiu pracowników Zarządu Dróg i Zieleni, w tym kontrolerów ze strefy. Ci ostatni jednak wnieśli sprawy przeciwko miastu do sądu pracy i pod koniec ubiegłego roku udało im się wymusić ustępstwa na miejskich prawnikach. Ostatecznie wywalczyli wypłacenie im trzymiesięcznych odpraw, które nie przysługują w przypadku zwolnienia dyscyplinarnego. Także oni twierdzą, że to przełożeni zakazali im karania mandatami niektórych samochodów w strefie i nie mogli się sprzeciwić tego typu poleceniom.

- Zostałem z kolegami kozłem ofiarnych tej sytuacji - mówi były pracownik biura obsługi strefy płatnego parkowania.

Źródło: Kurier Gdyński

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

2024 Omówienie próbnej matury z matematyki z Pi-stacją

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki