Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Gdańsku odnaleziono zdjęcia Jana Bułhaka, ale zniszczył je pożar

Dorota Abramowicz
Czy patrzący w obiektyw eleganccy panowie to profesorowie Uniwersytetu Stefana Batorego?
Czy patrzący w obiektyw eleganccy panowie to profesorowie Uniwersytetu Stefana Batorego?
O cudem odnalezionych w Gdańsku zdjęciach autorstwa "mistrza polskiej fotografii" i katastrofie, po której nie da się ich już uratować - pisze Dorota Abramowicz

Włodek każdego dnia patrzy na umieranie obrazów. Rybacy wpatrujący się w obiektyw z łodzi na Wilii bledną, zacierają się twarze pań w długich sukniach i panów z bokobrodami przed drewnianym budynkiem. Plamami pokrywa się nawet marszałek Józef Piłsudski, wyglądający z pociągu z papierosem w dłoni. Nie najlepiej wyglądają też studenci, sfotografowani obok potężnej rzeźby ze śniegu, przedstawiającej Marszałka. Nie widać już, czy na przedwojennym zdjęciu przedstawiającym bazylikę Mariacką w Gdańsku naprawdę pojawia się biało-czerwona flaga wywieszona z okien budynku na pierwszym planie.

Codziennie ze zdjęć bezpowrotnie znika kawałek historii. To boli Włodzimierza Skruchę, tym bardziej że niepublikowane nigdy wcześniej zdjęcia zostały zrobione przez Jana Bułhaka. Człowieka legendę, który wywarł znaczący wpływ na rozwój polskiej fotografii.

- Zastanawiam się, czy fatum ognia nie wisi nad dorobkiem Jana Bułhaka - mówi cicho Skrucha .
W 1944 roku, podczas walk o Wilno, wraz z pracownią wielkiego fotografa ogień strawił aż 50 tysięcy skatalogowanych negatywów, w tym wiele pochodzących lat 1910-1915.

Minęło 66 lat. W Wigilię ub. roku o godzinie 13.40 dyżurny policji otrzymał zgłoszenie o pożarze w kamienicy przy ul. Rzemieślniczej w Sopocie. W jednym z mieszkań leżały stare fotografie Bułhaka. Straż pożarna ugasiła płomienie, ale straty były ogromne.

Właściwie nieodwracalne, bo zdjęcia umierają i przez ogień, i przez gaszącą go wodę.

Ważna rola śmietnika

Znajomi śmieją się z Włodka, że widok starych szpargałów sprawia, iż staje jak wryty. Nawet obok kontenera ze śmieciami. A kiedy już zauważy, że ktoś się wyprowadza, to na pewno zjawi się, by sprawdzić, czy właściciel czegoś zabytkowego nie wyrzuca.

- Nie ma się z czego śmiać - obrusza się Włodzimierz Skrucha, kolekcjoner pamiątek sopockich, wielki miłośnik miasta. I tłumaczy: Nierzadko takie zaglądanie do kontenerów ratuje od zapomnienia lub zniszczenia cenne rzeczy. Nawet sobie pani nie wyobraża, co ludzie potrafią wyrzucić na śmietnik podczas przeprowadzki albo likwidacji mieszkania po zmarłym krewnym!
Środowisko historycznych zapaleńców z Trójmiasta przed pięcioma laty obiegła wiadomość o odnalezieniu nieznanych zdjęć, ukazujących budowę kościoła ewangelickiego, dziś kościoła garnizonowego św. Jerzego, przy ul. Bohaterów Monte Cassino w Sopocie. Piękne fotografie w sepii z przełomu wieków leżały w kontenerze obok starych książek, dokumentów, sztućców ozdobionych herbem oraz pieczęci przedwojennego pastora Otto Bowiena.

Zawartość kontenera przed wywiezieniem na wysypisko uratował właśnie Skrucha. Poprosił o pomoc znajomego złomiarza, który za zgodą likwidatora mieszkania, przejrzał "śmieci". Odnalezione fotografie kościoła wraz z pieczęcią pastora trafiły do Miejskiej Biblioteki Publicznej w Sopocie.

- Pasją kolekcjonerską zainfekował mnie wujek, Kazimierz Królczyk, który przed 30 laty przyjeżdżał do Trójmiasta na każdy jarmark dominikański - opowiada Skrucha. - Jako młody chłopak towarzyszyłem mu każdego lata, słuchałem opowieści o cudem ocalonych przedmiotach, zdjęciach, dokumentach.

Przed kilkoma laty o przejrzenie staroci po zmarłej ciotce poprosiła Skruchę pani Anna z Oliwy. Były tam szkice, rysunki, akwarele i około setki zdjęć, pochodzących z przełomu XIX i XX wieku oraz okresu dwudziestolecia międzywojennego. Przedstawiały Wilno i okolice oraz Gdańsk.
Na widok sygnatur na fotografiach poczuł uwielbiany przez wszystkich kolekcjonerów świata dreszczyk emocji. Część zdjęć sygnowana była przez Bułhaka. Tego Jana Bułhaka.
Dziś Skrucha jest właścicielem zbioru.

Mistrz i tajemnice panny Hanki

Nazywano go mistrzem polskiej fotografii. Bułhak studiował wprawdzie filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale za namową zaprzyjaźnionego malarza Ferdynanda Ruszczyca postanowił poważnie zająć się fotografią. Inspirowany malarstwem robił ze zdjęć prawdziwe dzieła sztuki, wygrywał międzynarodowe konkursy. Dokumentował architekturę wielu polskich miast, przede wszystkim Wilna.

W 1919 roku Bułhak został wykładowcą w Zakładzie Fotografii Artystycznej na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie.

- Ciotka była uczennicą Bułhaka - powiedziała Skrusze pani Anna.
Próbujemy poukładać ze strzępów informacji opowieść o właścicielce starych fotografii.
Ze zdjęcia spogląda na nas uśmiechnięta, młoda, ciemnowłosa kobieta. Bliscy mówili na nią Hanka, ale tak naprawdę nazywała się Halina Bobaryko. Do rysunków ciągnęło ją od dziecka. Wśród zbioru przejętego przez Skruchę są pierwsze wprawki plastyczne Hanki. Jako nastolatka ilustrowała "Trędowatą" Heleny Mniszkówny. Uwieczniła wnętrze rodzinnego domu w Prużanach (dziś na Białorusi), malowała twarze koleżanek, krewnych i przystojnych oficerów. W miarę upływu czasu jej prace robią się coraz bardziej dojrzałe...

Ostatecznie Hanka-Halina podjęła studia na Wydziale Plastyki Uniwersytetu Stefana Batorego, a jej nazwisko pojawia się w gronie członków tzw. Grupy Wileńskiej, założonej w 1937 r. przez Stefana Popowskiego, ucznia Gersona. Przed wybuchem wojny została asystentką na Wydziale Rzeźby wileńskiego uniwersytetu.

Być może jeszcze za czasów akademickich profesor Bułhak podarował zdolnej studentce swoje zdjęcia. A ona, wraz z innymi fotografiami pochodzącymi jeszcze sprzed I wojny światowej, przechowała je aż do śmierci. W pamięci dalszej rodziny pozostała informacja o niedoszłym małżeństwie cioci z Wilna. Pani Halina była zaręczona z pewnym urzędnikiem Orbisu o nazwisku Giedroyć. Ponoć krewnym sławnego Jerzego, z "tych książęcych" Giedroyciów, herbu Hipocentaur. Dlaczego nie została jego żoną - pozostanie na zawsze tajemnicą.

Wojna przerwała rozwijającą się karierę artystki z Wilna.
O jej dalszych losach można przeczytać na współczesnym litewskim portalu aukcyjnym, sprzedającym jeden z obrazów Haliny Bobaryko-Modelskiej. Autor notki biograficznej wspomina, że malarka i rzeźbiarka działała w podziemiu. Po wojnie osiadła na stałe w Wielkiej Brytanii. Kim był pan Modelski, który zastąpił u boku artystki pana Giedroycia, portal nie podaje.

Nie ma ratunku?

W ostatnią Wigilię Włodek Skrucha kupował ostatnie prezenty, gdy zadzwoniła komórka.
- Dzwoniła moja partnerka życiowa z informacją, że dom się pali - wspomina kolekcjoner. - Zmartwiałem.

Na szczęście nikt nie zginął, ale od iskry z komina spaliło się poddasze. Pozostałe lokale zostały zalane.

- Bezpowrotnie straciłem część bezcennych zbiorów z ostatnich 15-20 lat - mówi z bólem Skrucha.
Kolekcjoner znalazł schronienie kątem u siostry. Uratowanych od ognia i zalanych przez wodę pozostałych skarbów nie można było pozostawić na mrozie i jeszcze w Wigilię z pomocą ruszyli zaprzyjaźnieni kolekcjonerzy.

- Zabierali na przechowanie całe kartony zdjęć i dokumentów - opowiada Włodek. - A ja przez następne miesiące sprawdzałem u nich, co naprawdę straciłem.

Część zbioru Haliny Bobaryko, czujnie zniesiona kilka dni przed pożarem ze strychu, ocalała. Gorzej jednak przetrzymały kontakt z wodą fotografie. Z dnia na dzień niknie na nich obraz.

- To cenny zbiór - mówi, przeglądając zdjęcia Stefan Figlarowicz, kierownik Studium Fotografii Artystycznej. - Warto je ratować, obawiam się jednak, że to niemożliwe. Trzeba po prostu jak najszybciej zeskanować lub odfotografować zdjęcia, póki obraz jest jeszcze widoczny. A potem wysuszyć i trzymać w odpowiedniej temperaturze i wilgotności, nie wystawiając na światło dzienne.
Bierzemy lupę w rękę i po kolei oglądamy niknące obrazy. Bazylika Mariacka w Gdańsku, sfotografowana pewnie w latach 20. XX w. Czy biało-czerwona flaga została wywieszona z okna biura polskiego towarzystwa żeglugowego? Czy patrzący w obiektyw eleganccy panowie to profesorowie Uniwersytetu Stefana Batorego? Jaką ulicą jedzie tramwaj linii 91? Czy na tabliczce dobrze widać nazwę Bolszaja?

Spieszymy się. Dawny świat znika na naszych oczach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki