Jakkolwiek prof. Zbigniew Mikołejko nawoływał niedawno do obrony prywatności, twierdząc, że to ona konstytuuje nasze człowieczeństwo, myślę, że ta walka jest już przegrana i im szybciej się z tym pogodzimy, tym lepiej. Nasz gatunek przetrwał m.in. dzięki umiejętności dostosowywania się do zmiennych okoliczności, zarówno przyrodniczych, jak i cywilizacyjnych.
Niektórzy zresztą z powodzeniem już praktykują ekshibicjonizm na Facebooku. Trochę jak niderlandzcy protestanci, którzy nie wieszali w oknach zasłon ani firan, pokazując innym, że nie mają nic do ukrycia. Tyle że oni faktycznie powstrzymywali się od czynności uznanych za nieobyczajne. Dziś nieobyczajność i wstyd to pojęcia bez przyszłości.
Głosząc konieczność przygotowania się do nieubłaganych zmian, nie przewidziałem - przyznaję - jednego aspektu. Uświadomił mi go dopiero niedawny postulat OPZZ, by ustawowo wprowadzić jawność zarobków wszystkich obywateli. Nigdy nie miałem najlepszego mniemania o intelektualnych kwalifikacjach związkowców, ale takiej głupoty nie spodziewałem się nawet z ich strony.
I to wcale nie dlatego że realizacja ich poronionej idei mogłaby doprowadzić do antagonizacji polskiego społeczeństwa, w którym zawiść nie jest bynajmniej uczuciem odosobnionym i rzadkim. Ale to nie negatywne uczucia względem tych, którzy zarabiają więcej, będą prawdziwym kłopotem. Chodzi raczej o uczucia wobec zarabiających mniej.
Czasy solidarności przez małe czy duże "s" już dawno minęły. Dziś rządzi pieniądz i po nim ocenia się ludzi. Powszechne ujawnienie zarobków bardzo elegancko ustawi nam hierarchię społeczną według modelu znanego z "Lalki" czy "Ziemi obiecanej". Już dziś niejednemu nauczycielowi zdarzało się usłyszeć od ucznia: "Co mi tu podskakujesz ze swoim marnym dwa czterysta na rękę? Mój ojciec tyle w jeden wieczór w knajpie zostawia".
Rozwarstwienie dochodowe w Polsce pogłębia się, to fakt. Dochody jednych zależą od ich przedsiębiorczości (co czasem oznacza także cwaniactwo i bezwzględność, zarówno w stosunku do konkurencji, jak i wobec kooperantów i pracowników), układów, czasem szczęścia. Dochody reszty określają prawa rynku. A tymi ostatnimi, przynajmniej w obecnej sytuacji kryzysu, rządzą pracodawcy.
Do tej pory mogli oni grać wysokościami pensji w ramach swojej firmy. Gdyby jednak zarobki wszystkich pracowników danej branży były jawne, płace szybko wyrównałyby się na najniższym możliwym poziomie. "Nie podoba się - szukaj szczęścia gdzie indziej" - to motto miałoby szanse zawisnąć przed wejściem do każdego zakładu pracy. Czy o to właśnie panom związkowcom chodzi?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?