Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W czasie pandemii Polacy przerzucili się na rowery

Agnieszka Kamińska
Agnieszka Kamińska
archiwum Polskapress
"Jadę rowerem w deszczu i patrzę na kierowców stojących w korkach. Proszę mi uwierzyć, oni nigdy się nie śmieją. A ja tak" - mówi Andrzej Gralczyk, socjolog, miłośnik rowerów, autor bloga o branży rowerowej w Polsce.

W miastach, ale też na wsiach jest mnóstwo imprez rowerowych. Mają charakter sportowej rywalizacji albo rodzinnej przejażdżki. Nawet parafie organizują rajdy maryjne lub pielgrzymki rowerowe. Mam wrażenie, że Polacy wręcz oszaleli na punkcie rowerów.

I bardzo dobrze! Jeszcze dwadzieścia czy trzydzieści lat temu rowerem jeździliśmy najczęściej okazjonalnie – z dziećmi na weekendową wycieczkę lub na wypad do lasu ze znajomymi. Dziś oczywiście też, ale obecnie dla większej liczby osób rower ma charakter nie tylko rekreacyjny, służy do codziennego przemieszczania się. Ludzie jeżdżą rowerem do sklepy, do pracy, na spotkania. Zmienia się nasz styl życia i bardziej dbamy zdrowie, jedni biegają, chodzą na siłownię czy fitness, inni przesiadają się na rowery. Gdy kilkadziesiąt lat temu wielu z nas borykało się z brakiem pracy i miało wiele niezaspokojonych potrzeb socjalnych, to przecież bieganie czy ćwiczenia, były kwestią drugorzędną. Najpierw trzeba było mieć za co ugotować obiad. Obecnie cały czas jesteśmy jeszcze na dorobku, ale częściej możemy pozwolić sobie na dbanie o zdrowie, stąd tak wiele maratonów, imprez rowerowych czy triathlonowych w Polsce. Wiele osób dochodzi do oczywistego wniosku, że pogoń za pieniądzem i praca po kilkanaście godzin na dobę nie bardzo mają sens, gdy pojawiają się problemy z krążeniem, kręgosłupem czy inne choroby. A pandemia tylko nas w tym wniosku utwierdziła.

No właśnie pandemią. Czy pandemia przyczyniła się do wzrostu popularności rowerów? Przyznam, że znalazłam wiele sprzecznych informacji dotyczących ich sprzedaży w ostatnim czasie.

Nie ma rzetelnych danych za zeszły rok. Początkowo sprzedaż rowerów całkowicie stanęła. Ludzie skupiali się na kupnie podstawowych rzeczy, bo obawiali się, że pandemia zablokuje dostawy. W sklepach brakowało więc papieru toaletowego czy też makaronu. Niektórzy robili nawet zapasy żywnościowe, o rowerach nikt nie myślał. Ale po pewnym czasie, Polacy zaczęli kupować rowery. Nastał na nie boom. Sprzedawało się ich bardzo dużo, również te z poprzednich kolekcji, sklepy wręcz czyściły magazyny. Wiele osób stwierdziło, że w czasie pandemii rower będzie najlepszym środkiem transportu. Jazda rowerem wymusza przecież zachowanie dystansu. Polskie Stowarzyszenie Rowerowe zleciło w ubiegłym roku badania. 76 proc. zapytanych osób przyznało, że rower zastąpił im transport publiczny, 35 proc. na korzyść roweru zrezygnowało z taksówki, a 26 proc. - z własnego auta. Rower wydawał się więc bezpiecznym pojazdem w czasie pandemii. Ale chodzi też o ruch. Gdy pandemia zamknęła nas w domach, gdy wielu z nas przerzuciło się na naukę lub pracę online, to ten ruch zaczął nam być bardzo potrzebny. Niektórzy biegali, inni zainteresowali się jazdą rowerem. Jednoślady zaczęły się świetnie sprzedawać, ale pojawił się problem, bo w sklepach zaczęło ich brakować.

Bo ludzie je nagle wykupili?

Jest problem z ich produkcją. Z powodu pandemii pojawiły się poważne zaburzenia w dostawach części do rowerów, a one są sprowadzane przede wszystkim z Chin. Firmy bardzo długo czekają na te elementy i nie są w stanie wyprodukować rowerów w terminie. Przed pandemią czas oczekiwania na części wynosił kilkadziesiąt dni, teraz czeka się ponad 300 dni! Taki stan rzeczy jeszcze potrwa. Ta sytuacja stwarza wrażenie, że ludzie nagle wykupili rowery, że jest ogromne zainteresowanie rowerami. To nie do końca jest prawda - ich po prostu jest mniej na rynku. Z tego też względu trudno jest ocenić sprzedaż rowerów tylko w czasie pandemii. Natomiast możemy powiedzieć z całą pewnością, że od kilku sezonów w Polsce sprzedaje się ponad milion rowerów. Co więcej, jesteśmy też w czołówce europejskich producentów tych pojazdów. A więc to większe zainteresowanie rowerami trwa już od kilku lat, nie tylko w czasie pandemii. To tendencja, którą można zaobserwować również w innych państwach UE. Niektóre państwa, a przede wszystkim zagraniczne samorządy, w czasie pandemii nawet wyszły naprzeciw rowerzystom i zaczęły błyskawicznie wyznaczać dla nich dodatkowe przestrzenie – np. udostępniając im pas drogi. Mam wrażenie, że w Polsce ten temat został zbagatelizowany.

Wydaje się jednak, że samorządy w Polsce zaczęły przychylniej patrzeć na rowerzystów.

To prawda. Rowery mogą, jeśli nie rozwiązać, to przynajmniej zmniejszyć wiele miejskich problemów związanych choćby ze smogiem czy korkami na ulicach. Miasta po prostu nie mogą już sobie pozwolić na to, żeby nie wspierać transportu rowerowego. Muszą robić wszystko, żeby jak najwięcej mieszkańców się na nie przesiadło. W województwach rzeczywiście przybywa ścieżek rowerowych. Nawet niewielkie miasteczka je budują. Ale te inicjatywy mają charakter wycinkowy, czasem brakuje w nich konsekwencji i perspektywicznego myślenia. Gminy po prostu dostały pieniądze z Unii,więc zaczęły budować ścieżki rowerowe, ale bywa, że marnie im to wychodzi. Znam mnóstwo takich ścieżek, które nagle się kończą. Trzeba przejechać kilka kilometrów zwykłą drogą, i to czasem słysząc natarczywe klaksony aut, żeby znów móc wjechać na trasę dla rowerów. Problem polega na tym, że brakuje krajowego systemu, który konsolidowałby w całość wszystkie ścieżki rowerowe i który wpłynąłby na ujednolicenie tych szklaków w całej Polsce. Dziś, gdy wytyczamy sobie trasę rowerową na mapie internetowej, nie zawsze dowiemy się, czy ta droga jest ścieżką rowerową i czy pojedziemy bezpiecznie. Oczywiście w tym względzie zmiana na lepsze wymaga czasu i pieniędzy. Zdaję sobie sprawę z tego, że w Polsce wiele zwykłych dróg pozostawia wiele do życzenia, a co dopiero ścieżki rowerowe. Wiem też jedno, ludzie bardzo chcą jeździć rowerami, ale nie mają gdzie.


Słyszałam wiele razy, jak piesi idący chodnikiem pomstowali na rowerzystów. Bywa, że chodniki częściowo są też ścieżką rowerową.

Mamy chaos chodnikowo-ścieżkowy. Rowerzyści krzyczą na pieszych, którzy wchodzą na trasę dla rowerów. Piesi psioczą na rowerzystów. Rowerzyści mają przechlapane u kierowców. A do tego jeszcze te hulajnogi.

Co się panu nie podoba w hulajnogach?

Leżą na ścieżce i to najczęściej w poprzek. Są zawalidrogami. Trzeba zejść z roweru i obejść taką porzuconą hulajnogę lub ją podnieść. Gdyby nie to, nie miałbym nic przeciwko hulajnogom. Czasem, gdy jadę rowerem, to mam wrażenie, że pokonuję tor przeszkód. Tu hulajnoga, tam pieszy pcha się pod koła, to znów jakieś auto zajeżdża mi drogę. Rowerzysta w mieście musi mieć nerwy ze stali. Już nie wspomnę o wulgaryzmach czy obraźliwych gestach kierowanych w moją stronę. Choć uczciwie muszę powiedzieć, że i wśród rowerzystów zdarzają się piraci drogowi.

Najczęstsze błędy rowerzystów w Gdańsku: brak świateł, niepr...


Czy pan pamięta swój pierwszy rower?

Miałem czerwone Wigry 3. To był tak zwany składak.

Przecież to dziewczyński rower.

W dzieciństwie mieszkałem na wsi, niedaleko Słupska, i pamiętam, że ten rower tata wystał w kolejce, to były czasy PRL i czerwony składak Wigry 3 był marzeniem niejednego dziecka. Pół naszej wsi jeździło składakami. Muszę przyznać, że tego roweru nie miałem na wyłączność. Mama jeździła nim po zakupy i odwoziła mnie nim do zerówki. Umieszczała poduszkę na bagażniku, na którą siadałem. Pamięta też, że tym rowerem inni przewozili np. worki z ziemniakami, zbożem lub mąką. Worek po prostu przekładało się przez nisko umieszczoną ramę. Moja sąsiadka woziła tym rowerem gęsi.

Pan żartuje.

Bynajmniej. Sąsiadka miała kilka młodych gęsi i wypasała je na łące, która była oddalona od jej domu o jakieś 3 kilometry. Każdego ranka wkładała te ptaki do kartonu, zawiązywała pudło i przytwierdzała je do bagażnika. Zawoziła gęsi na wypas. A po południu z nimi wracała. Oczywiście było to możliwe tylko, gdy gęsi były niewielkie. Gdy urosły, biegały po całej okolicy i pasły się w przydrożnych rowach lub wzdłuż ulicy. Poza tym, siały postrach wśród rowerzystów. Szczypały przejeżdżające osoby w łydki, a jeśli trafiły na jakiś akurat stojący rower, to dziobami odkręcały mu wentyl w kole. Zwyczajnie spuszczały powietrze. Nawet pojawiło się przypuszczenie, że mają uraz z czasów młodości, gdy były wożone w tym pudle na rowerze. Może im się to bardzo nie podobało i po latach się mściły.

Gdybym była wożona w pudle, to też bym się mściła.

Rower działał na nich ja płachta na byka. W czasach PRL niewiele rodzin mogło sobie pozwolić na auto. Na wsiach bogatsi rolnicy mieli traktory, ale dla wielu mniej zamożnych rodzin rower był jedynym środkiem transportu. Rzeczywiście, składak nie wyglądał zbyt męsko, co dla mnie, gdy miałem7 lat, było pewnym problemem. Dlatego go podrasowałem, dokręciłem znalezioną na złomowisku kierownicę od traktora i doczepiłem do błotnika światła odblaskowe. Obwieszałem go różnymi przedmiotami, które miały zmniejszyć jego, jak pani powiedziała, dziewczyńskość. Rower wyglądał dziwacznie, ale wśród chłopaków był podziwiany. Przez mamę, która też nim jeździła, nie. Przed jazdą, musiała oczyszczać go z tych łańcuchów i blaszek. Aż dziw, ile ten rower wytrzymał i jakie przewoził ciężary. Poza tym, jeździłem nim wszędzie. W tamtych czasach były dostępne również inne rowery, ale akurat mi zapadł w pamięć ten mój Wigry 3. Po latach hitem wśród prezentów komunijnych były tak zwane górale. Ja na górala wtedy jeszcze się nie załapałem, bo one zaczęły wchodzić na rynek już po mojej pierwszej komunii. Rower górski dostałem dopiero, gdy byłem w liceum. Przywiozła mi go ciocia ze Szwecji. Rower był półprofesjonalny i przystosowany do sportu wyczynowego, a nie do jeżdżenia nim po zakupy. Oczywiście byłem nim zachwycony, bo kumple mi go zazdrościli – rower miał przerzutki! Ale mama biadoliła, że nie ma bagażnika i błotnika i że mam wiecznie ochlapane plecy. Miłość do jednośladów już mi pozostała, rowerem jeżdżę właściwie przez cały rok po Trójmieście, do której się przeprowadziłem. Mam kilka modeli. Gdy mam już pojechać autem, to czuję się nieswojo. Denerwują mnie korki i zastanawianie się, gdzie zaparkować. Z rowerem jest łatwiej. Mimo to, że ze ścieżkami rowerowymi i innymi uczestnikami ruchu drogowego bywa różnie, to jednak jadąc rowerem czuję się bardziej wolny. Mogę nim dojechać wszędzie, a autem nie. Mam też wrażenie, że na rowerze więcej widzę, bardziej wyostrza się moja uważność i jestem bardziej otwarty na świat. W samochodzie coś mi umyka, czuję się mniej szczęśliwy, zapuszkowany.

Uważność uważością, ale jednak w aucie pan nie zmoknie podczas deszczu.
Czasem wspaniale jest moknąć i świetnie jest poczuć wiatr na twarzy! Jadę rowerem w deszczu i patrzę na kierowców stojących w korkach. Proszę mi uwierzyć, oni nigdy się nie śmieją. A ja tak.

No dobrze, a jakie rowery teraz najczęściej kupują Polacy?

Dziś asortyment jest bardzo szeroki. Możemy kupić taki rower, który będzie ściśle dostosowany do naszych potrzeb – czyli tego gdzie i jak jeździmy. Oczywiście są też modele, które łączą kilka cech, są bardziej uniwersalne. Najczęściej kupowane są rowery miejskie i trekkingowe, a więc te, które są najwygodniejsze do codziennej jazdy, dla każdego. Dużym zainteresowaniem w ostatnim czasie cieszą się szosówki i gravele, a także rowery elektryczne. Właściwie wszystkie znane marki mają już w swojej ofercie elektryczne jednoślady. One kiedyś nie były doceniane. Rowerzyści mówili, że prawdziwa jazda rowerem powinna odbywać się bez wspomagania. Dziś postrzeganie tych jednośladów całkowicie się zmieniło, bo po prostu są komfortowe. Pojedziemy nimi dalej i szybciej.


Niedawno pewien sprzedawca rowerów powiedział mi, że do jego sklepu przychodzi wielu zamożnych mężczyzn w wieku średnim. Ci klienci kupują w ostatnim czasie rowery szosowe, które lubią też dużo młodsi klienci. Ten sprzedawca ma teorię, że ich kupno jest przejawem kryzysu wieku średniego. Stwierdził, że kiedyś faceci w pewnym wieku kupowali sportowe bryki, a teraz sportowe rowery. Pan się z tym zgadza?

Może coś w tym jest, choć oczywiście badań na ten temat nie ma. Sam mam dwóch kolegów, którzy od dawna jeżdżą bardzo dobrymi autami. Przez lata nie można ich było namówić na rower, aż nagle tej wiosny kupili rowery z najwyższej półki i co niedziela organizują rajdy. Oczywiście fotografują się na tych rowerach i zamieszczają zdjęcia w sieci. Jeśli nawet robią to na pokaz lub dla zamanifestowania, że mając pokaźne brzuszki jeszcze mogą wbić się w obcisły strój i pruć rowerem, gdzie oczy poniosą, to co w tym złego? O to w rowerach chodzi. Jeszcze w latach 90., kwestie materialne miały wpływ na to, jak jesteśmy postrzegani w społeczeństwie. Teraz też tak jest, ale jednak – tak mi się wydaje - coś się zmieniło. Już nie tyle dobre auto mówi o statusie społecznym, ale to, czy mamy wolny czas. Możliwość realizacji pasji, wyluzowania się, zrobienia czegoś dla siebie, budzi powszechną zazdrość. Bo wolny czas jest dziś towarem deficytowym. Zgadzam się z twierdzeniem jednego z psychologów społecznych, że dziś najbiedniejsi ludzie to ci, którzy nie mają wolnego czasu i którzy muszą pracować od świtu do nocy. I tak, jeszcze kilkadziesiąt lat temu rowerem jeździł ten, kogo nie było stać na auto. A dziś wiele osób przesiada się z dobrego auta na rower. A dodam, że najdroższe modele kosztują już tyle, co auto.

Jazdę rowerem promują też niektórzy pracodawcy. Na przykład pracownicy mogą otrzymać premię za to, że przyjadą do pracy rowerem.

Pomysłów motywowania do jazdy rowerem jest bardzo dużo. Pracodawcy, którzy wprowadzili takie programy twierdzą, że to inwestycja. Mówią, że pracownik – rowerzysta jest zdrowszy, bardziej optymistyczny i pełen energii - po prostu lepiej i bardziej efektywnie pracuje. Wiele samorządów w Polsce również prowadziło lub prowadzi tego typu akcje. Włodarze i właściciele firm już nie mają wątpliwości co do tego, że jazda rowerem opłaca się, bo jest najtańszym i najłatwiejszym do wprowadzenia lekiem na choroby cywilizacyjne, z którymi dziś się borykamy.

Ponad rok temu zaczęliśmy odnotowywać pierwsze zakażenia koronawirusem. To właśnie wtedy nasze życie zmieniło się o 180 stopni. Wówczas zmieniło się nie tylko nasze podejście do kwestii bezpieczeństwa i higieny, ale również... sposób postrzegania i spędzania wolnego czasu. Co uległo zmianom w kwestii rozrywki w ciągu ostatniego roku?

Covidowe rozrywki Polaków, czyli nowe sposoby spędzania czas...

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki