Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W byłej Jugosławii każdy naród pamięta tylko swoje cierpienia, klęski i zwycięstwa [ROZMOWA]

Marcin Herman
- 20 lat po zakończeniu wojny w Jugosławii trudno być optymistą - mówi Marta Szpala z Ośrodka Studiów Wschodnich. - Struktury państwa są słabe, co utrudnia walkę z korupcją. Panuje przekonanie, że jest gorzej

Minęło już 20 lat od zakończenia wojny w byłej Jugosławii i dorosło całe pokolenie. Czy może Pani więc przypomnieć, co zdarzyło się w Srebrenicy w lipcu 1995 roku?
Srebrenica była ostatnim, najbardziej brutalnym akordem tamtej wojny na Bałkanach. W związku z rozpadem Jugosławii toczyła się od 1991 roku na terenie Chorwacji, a potem Bośni i Hercegowiny. To, co się wydarzyło w Srebrenicy, to również największa zbrodnia na terenie Europy po II wojnie światowej. Miasto było jedną z tak zwanych enklaw bezpieczeństwa gwarantowanych przez ONZ we wschodniej Bośni. W trakcie wojny mogli się w nich chronić Bośniacy z okolicznych wiosek, którym groziło niebezpieczeństwo ze strony Serbów. Do Srebrenicy po dwóch latach weszły jednak oddziały bośniackich Serbów. Żołnierze oddzielili chłopców od lat 12 i mężczyzn do lat 70 od kobiet i dzieci. Kobiety i dzieci wygnano, a chłopcy i mężczyźni przez kolejne dni byli rozstrzeliwani w okolicy. Wszystko stało się przy bezczynności żołnierzy holenderskich z kontyngentu ONZ. Ci ludzie, którzy wcześniej zdecydowali się uciec, próbowali dostać się przez góry na tereny kontrolowane przez siły bośniackie. Ale były to prawdziwe marsze śmierci. Na uciekinierów polowali Serbowie, część umarła po drodze z głodu i wycieńczenia. Parę tygodni potem, po zakończeniu działań wojennych, kobiety ze Srebrenicy nie mogły odnaleźć swoich bliskich. Zbrodniarze, by ukryć ślady, przenosili szczątki w środku lata z miejsca na miejsce. Prace ekshumacyjne i identyfikacyjne trwają nieprzerwanie od lat, dotychczas odnaleziono 6300 z około 7 tysięcy ofiar.

Dlaczego premier Serbii został zaatakowany przez rodziny ofiar? Przecież chciał się pojednać.
Po pierwsze, trudno powiedzieć, przez kogo Aleksandar Vučić został zaatakowany. Jednak jego wizyta w Srebrenicy jest o tyle kontrowersyjna, że wywodzi się on z partii skrajnie nacjonalistycznej, a w czasie wojny uważał wręcz, że przywódca Serbii Slobodan Milošević nie wspiera wystarczająco walczących w Bośni Serbów. Vučić mówił już po masakrze w Srebrenicy: za jednego Serba zabijemy stu Bośniaków. I za to nigdy nie przeprosił. Jego obrońcy tłumaczą, że jego obóz polityczny już dawno odszedł od szowinistycznego programu i jest za wejściem do Unii Europejskiej, współpracą z sąsiadami… Wcześniej różni serbscy politycy przepraszali za Srebrenicę, więc czymś nowym byłoby, gdyby Vučić przeprosił w swoim imieniu. Gdyby przyjechał i powiedział: tak, popełniłem błąd. A on tego nie zrobił. Stwierdził mniej więcej: żałujemy za zbrodnię, która się tu wydarzyła. Bez jasnego wskazania, kto jest za nią odpowiedzialny i co się właściwie zdarzyło. To wszystko oczywiście nie usprawiedliwia tego incydentu z atakiem na serbskiego premiera.

Na rocznicy w Srebrenicy był też ówczesny prezydent USA Bill Clinton. Nie tylko nikt nie obrzucił go kamieniami, ale też nie spotkały go żadne nieprzyjemne pytania.
W historii Srebrenicy nie ma pozytywnych bohaterów, bo nikt odpowiednio wcześniej nie zareagował, ale to jednak z inicjatywy Clintona doszło ostatecznie do nalotów NATO na pozycje serbskie. Wspomogły one ofensywę chorwacko-bośniacką, która doprowadziła do rozejmu, i rozpoczęły się rozmowy pokojowe. Gorszą rolę natomiast odegrali Europejczycy. Oprócz wspomnianych żołnierzy holenderskich ONZ, bardzo negatywną postacią okazał się generał Bernard Janvier, dowódca kontyngentu ONZ w Bośni. Według różnych źródeł, kilka dni przed wejściem Serbów do Srebrenicy spotkał się z dowódcą ich armii generałem Ratko Mladiciem i zgodził się na "czystkę etniczną" w mieście. Tyle że można przypuszczać, że zakładał, że ludzie zostaną wypędzeni, a nie zabici. Widocznie gdzieś tam w Europie uznano, że Serbowie mogą te tereny zająć. Co się przecież stało. Ratko Mladić, twórca polityki czystek etnicznych, zwyciężył. Bośnia przez całą historię była mozaiką etniczną, dziś jest podzielona na obszary zajmowane przez różne narody.
Republika Serbska w Bośni nie została przecież ostatecznie włączona do Serbii, jest częścią składową Bośni i Hercegowiny.
Ale wspólne państwo właściwie nie funkcjonuje, każdy żyje osobno, w Republice Serbskiej tylko Serbowie.

W Srebrenicy również?
Akurat Srebrenica jest takim symbolem, że różne organizacje zachęcały do powrotu. I część ludzi mimo wszystko wraca, ale jest to bardzo trudny i bolesny proces.

Wcześniej w czasie tej wojny były różne zbrodnie i czystki etniczne, ale nigdy na taką skalę jak w Srebrenicy. Dlaczego właściwie Serbowie to zrobili?
Trudno to wytłumaczyć. Ratko Mladić mówił, że tylko "ostateczne rozwiązanie" pozwoli odzyskać te ziemie, i faktycznie miał rację. Wcześniejsze działania, jak ostrzał Sarajewa czy zamykanie ludzi w obozach koncentracyjnych, można tłumaczyć logiką działań wojennych, część zbrodni wynikała z samowoli ludzi, którzy mieli skłonności do zabijania cywilów. Ale zbrodnia w Srebrenicy była odgórnie zaplanowanym przerażającym przedsięwzięciem logistycznym.

Mówi się czasem, że to była wojna religijna i cywilizacyjna prawosławia (Serbowie), katolicyzmu (Chorwaci) i islamu (Bośniacy, zwani też wcześniej Muzułmanami).
- Teoria Huntingtona á propos Bałkanów jest pełna "błędów i wypaczeń". Jugosławia to był kraj bardzo mocno zlaicyzowany i niezbyt religijny. Tak jest do dziś w tych wszystkich krajach, religijność najczęściej jest rytualna i na pokaz. Określenie Muzułmanin oznaczało przynależność etniczną, a nie religijną. Część mieszkańców Bośni uznawało się za Jugosłowian. Najwięcej takich osób było w Sarajewie czy w innych większych miastach, gdzie dużo było małżeństw mieszanych. Gdy jednak zaczęła się wojna, nikt nie wybierał sobie tożsamości, wybierano za niego. Jeśli zbrodniarze identyfikowali swoje ofiary po nazwisku i za to na przykład wypędzali z domów, to co można było jeszcze zrobić?

Często Serbowie mówią, że zostali skrzywdzeni, że stracili wiele ziem, a na dodatek przypisano im odpowiedzialność za wojnę i zbrodnie, a przecież zbrodnie na Serbach popełniali też Chorwaci, Bośniacy i, później w Kosowie, Albańczycy.
Na pewno można zrozumieć, że Serbowie mają poczucie krzywdy z powodu interwencji i nalotów NATO w 1999 roku, w wyniku których stracili Kosowo. To było trudne doświadczenie nawet dla tych najbardziej prozachodnich Serbów, że ta ich ukochana Europa ich bombarduje. Nie zmienia to faktu, że Serbowie popełnili najwięcej zbrodni wojennych w trakcie walk na Bałkanach.

A teraz jeszcze 20. rocznica Srebrenicy, chorwackiej operacji "Burza", która doprowadziła do odbicia z rąk serbskich obszarów w Chorwacji i wypędzenia Serbów, rocznica zakończenia wojny w Bośni i pokoju w Dayton… To jeszcze może zwiększać wśród Serbów poczucie frustracji i upokorzenia . Trudno się dziwić, że nie są już tacy prozachodni jak jeszcze kilka lat temu.
To, co robią Chorwaci przy okazji rocznicy akcji "Burza", jest mocno problematyczne. Nie próbują nawet zrozumieć serbskiego punktu widzenia. Zresztą wszyscy, i Chorwaci, i Bośniacy, i Serbowie, grają historią, poczuciem skrzywdzenia i wizerunkiem ofiary, a proces pojednania sprowadzają do rytualnych przeprosin i ewentualnych wizyt na grobach. Wszystkim brakuje empatii. Dzieci się uczy w szkole odpowiednio przedstawionej wersji historii. Nasi zawsze byli poniżaną ofiarą i tylko się bronili. Politycy też chętnie grają na emocjach, bo to się im opłaca. Nie ma procesów zbrodniarzy, jeśli nie liczyć wymuszonej i układającej się nie najlepiej współpracy z trybunałem w Hadze. Panuje powszechne przekonanie, że nie można kalać własnego gniazda.

W każdym z krajów byłej Jugosławii, niezależnie od tego czy to prawica, czy lewica, większość polityków w wieku lat 50 plus wywodzi się z partii komunistycznej.
Oczywiście. Nie zmienia to faktu, że zawsze dla celów politycznych czy publicystycznych wygodnie jest zrobić podział na "czarną" i "czerwoną" Chorwację. Ale pewne rzeczy nie przejdą, niezależnie od tego kto rządzi. Dzisiejsza lewica w Chorwacji niby jest bardziej zdystansowana wobec nacjonalizmu, inaczej rozkłada akcenty, ale niewiele się różni na przykład w podejściu do Chorwatów mieszkających w Bośni. O historii też nie mówi zasadniczo inaczej niż prawica. Główne podziały dotyczą kwestii obyczajowych, a nie stosunku do przeszłości i sąsiadów. Mit wojny domowej, w której Chorwaci pozostali czyści i tylko bronili się przed złem, jest wciąż obowiązujący.

Ale też trudno się dziwić. Przecież na początku wojny Chorwaci zostali wypędzeni przez Serbów ze swoich domów na 1/3 terytorium kraju, setki, jeśli nie tysiące, padło ofiarami zbrodni wojennych, zginęło tysiące żołnierzy i cywilów podczas walk. Mają prawo chyba wspominać, że 20 lat temu Chorwaci wygrali wojnę i wrócili do domów.
Każdy, Chorwaci, Bośniacy, Serbowie czy Albańczycy, patrzy wyłącznie na własne cierpienia, zwycięstwa i klęski i myśli tylko o obronie własnych interesów. Moim zdaniem, jest to jednak bardzo niebezpieczne. Z jednej strony można powiedzieć, że od wojny minęło tylko 20 lat i za wcześnie na pojednanie. Z drugiej strony, każdy naród uczy w szkołach swojej wersji historii, w której sąsiedzi są zbrodniarzami wojennymi. Coraz mniej jest osób, które pamiętają wspólne państwo i pokojowe współżycie wielu narodów. Co może być złym prognostykiem dla współżycia tych narodów w przyszłości. Nie dotyczy to tylko ostatnich wojen, ale także II wojny światowej. W Serbii przeprowadzana jest obecnie rehabilitacja przywódców czetnickich partyzantów, którzy popełnili liczne zbrodnie wojenne. Z kolei w Chorwacji w Jasenovcu był w czasie II wojny światowej obóz koncentracyjny, gdzie w wyjątkowo okrutny sposób prohitlerowskie Niezależne Państwo Chorwackie wymordowało dziesiątki tysięcy Serbów, Żydów, Romów. Obecnie jest tam ekspozycja, z której wynika, że był to raczej obóz przejściowy, i to o nie najgorszych warunkach, a nie miejsce kaźni.

Z kolei w latach 90. Chorwaci byli przedstawiani przez serbską propagandę jako ustasze, którzy tylko czyhają, by wymordować swoich serbskich sąsiadów i ich małe dzieci. Co do II wojny światowej, Serbowie też mają swoją wizję, niezbyt zgodną ze skomplikowaną rzeczywistością.
W 1990, 1991 roku, gdy rozpadała się Jugosławia, w Chorwacji zaczęły się pojawiać szachownice. Były nie tylko symbolem średniowiecznych królów Chorwacji, ale dla Serbów przede wszystkim symbolem zbrodniczego Niezależnego Państwa Chorwackiego i ustaszów. Z kolei w Bośni mieliśmy wprawdzie polityków, którzy konsekwentnie podkreślali, że Bośnia jest wieloetniczna, ale w konfrontacji z serbską agresją podziały etniczne okazały się być ważniejsze. Ostatecznie i tam wygrały ugrupowania odwołujące się do kryteriów narodowych. Zbrodnie wojenne jeszcze bardziej te społeczności podzieliły i wzmocniły identyfikację z własną grupą narodową. Obecnie kierują się prawem omerty, milczenia. Mało kto się wyłamuje, bo jest przekonanie, że lepiej trzymać się swoich, ponieważ tylko własna grupa gwarantuje bezpieczeństwo. Obcym nie należy ufać, a tym bardziej wywodzącym się z innej grupy etnicznej. Lepiej milczeć o swoich złych uczynkach z przeszłości, lepiej milczeć o obecnych ciemnych interesach. To nie tylko zagraża stabilności, ale także konserwuje patologie życia politycznego na Bałkanach, oplecionego strukturami mafii, służb specjalnych, armii oraz oligarchów, którzy dorobili się znacznych majątków na handlu w trakcie wojny. Te grupy wiedzą, kto był kim podczas wojny, i tak wpływają na politykę i gospodarkę.

Niedawno w Chorwacji po wielu latach został aresztowany oligarcha Zdravko Mamić, który wcześniej był nietykalny i wręcz kpił sobie ze społeczeństwa i państwa.
Na wojnie szybko powstają struktury przestępcze, a po wojnie, zamiast przemycać broń, przemycano narkotyki, handlowano ludźmi, co wymagało korumpowania urzędników państwowych i polityków. To poważny problem i dotyczy wszystkich państw bałkańskich, gdzie struktury państwa są słabe, co czyni walkę z korupcją trudniejszą. Szczególnym przykładem jest w tym kontekście premier Serbii Zoran Djindjić. Nie tylko głosił, że utrata Kosowa, Bośni czy Czarnogóry jest nieunikniona i trzeba zająć się reformami. Zdecydował się także na konfrontację ze strukturami przestępczymi powiązanymi z służbami specjalnymi. I został przez nie zabity. Tacy politycy się jednak w mniejszości i młodsze generacje Serbów są bardziej nacjonalistyczne i niechętne Zachodowi.

I prorosyjskie. Nawet mogę to zrozumieć, bo co właściwie Zachód dał Serbii?

Serbskie społeczeństwo zawsze miało i ma silne poczucie, że jest Europą. Jednakże lata wojny i nacjonalistycznej propagandy oraz wizy, które uniemożliwiły Serbom poznawanie Zachodu, tę sytuację zmieniają. I chociaż jedyna wymierna pomoc, jaka płynie do Serbii, pochodzi z UE, to Rosjanie, którzy nie dali Serbii ani grosza, potrafią lepiej zadbać o swój wizerunek w tym kraju. Tym łatwiej im to idzie, że jest tam duży historyczny sentyment do Rosji. Dopóki stosunki między Zachodem a Rosją były dobre, ta podwójna proeuropejska i jednocześnie prorosyjska polityka i tożsamość Serbów nie były żadnym problemem. Kryzys na Ukrainie spowodował, że trzeba wybierać. I dziś na własne życzenie, w imię symboli, sentymentów i obrony przegranej sprawy, Serbowie sami zaczynają się podporządkowywać woli Moskwy, chociaż nic z tego nie mają. Warto jednak pamiętać, że w każdym z krajów byłej Jugosławii są sympatie prorosyjskie i mniejsze lub większe wpływy Rosji. Oni po prostu inaczej widzą świat niż my. Rosja na Bałkanach nigdy nie była agresorem czy okupantem. Wręcz przeciwnie, wspierała niepodległościowe dążenia Serbów, Bułgarów przeciwko Imperium Otomańskiemu czy Chorwatów wobec monarchii austro-węgierskiej. Komunizm zaś nie został narzucony przez Moskwę, ale wynikał z orientacji ideologicznej lokalnej partyzantki.

A co z Czarnogórą? Tam też są mocne sympatie prorosyjskie, a mimo to ostatnio Czarnogóra chce wstąpić do NATO.
Premier Czarnogóry Milo Djukanović zmienia politykę w zależności od sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej. Jest bardzo pragmatyczny. Gospodarczo Czarnogóra liczy na współpracę z krajami Unii Europejskiej, Rosja jest zbyt daleko i nie jest atrakcyjnym partnerem handlowym dla tego państwa. Inwestycje rosyjskie w Czarnogórze, przeprowadzone w ostatnich latach, teraz, w związku z pogorszeniem się sytuacji gospodarczej w Rosji, okazują się raczej problemem. Sądzę, że i Unia, i NATO są dość zdeterminowane, by przyjąć Czarnogórę do struktur zachodnich. Także po to by pokazać pozostałym państwom bałkańskim, że przynosi to wymierne korzyści.

Wskaźniki gospodarcze krajów byłej Jugosławii są kiepskie. Nikły wzrost PKB, bardzo wysokie bezrobocie.

Z jednej strony mamy Chorwację i Słowenię, które przez lata były bogatsze od Polski. Z drugiej strony mamy pozostały państwa, które wciąż są najbiedniejszymi państwami Europy, a niektóre z nich nadal nie osiągnęły poziomu PKB sprzed 1991 roku. W przypadku Słowenii i Chorwacji możemy znaleźć liczne podobieństwa do Grecji sprzed kilku lat. Chorwaci, jak również Słoweńcy, są przyzwyczajeni do dość wysokiego poziomu życia i sprzeciwiają się wszelkim reformom, które zmniejszyłby rozdęty sektor publiczny czy ograniczyły liczne przywileje pracownicze. W krajach byłej Jugosławii przetrwało w gospodarce wiele elementów z okresu komunizmu, nie było poważnych reform. Chronienie wielu branż przed inwestycjami z zagranicy, nierentowny przemysł, który najczęściej wciąż jest dotowany przez państwo, silne wpływy państwa nawet na sektor prywatny. W przypadku Chorwacji i Słowenii powoduje to zastój na dość wysokim poziomie, wysokie bezrobocie, wydatki publiczne i zagrożenie, że powtórzy się kiedyś sytuacja jak w Grecji. Obecnie większość tych wydatków finansowana jest poprzez rosnące zadłużenie zagraniczne, a gospodarki obu tych państw są coraz mniej konkurencyjne z powodu wysokich podatków i wysokich kosztów pracy. Do czasu kryzysu wszędzie na Bałkanach rósł PKB, a dziś reformy są konieczne. Problem w tym, że społeczeństwa nie chcą o tym słyszeć.

A tak zwane wschodnie Bałkany?
Najbardziej dynamicznie rozwijającym się krajem bałkańskim jest Albania, co wynika z olbrzymiego zacofania, także w porównaniu do pozostałych państw bałkańskich. Jednak kryzys gospodarczy, który dotknął całą Europę, przekreślił także szansę na szybki rozwój i poprawę poziomu życia w pozostałych państwach. To wynika głównie z braku inwestycji, które generowałyby miejsca pracy. Bezrobocie, szczególnie wśród młodych, jest bardzo poważnym problemem. W Bośni czy Macedonii bez pracy jest prawie połowa populacji. W Serbii są z kolei ogromne państwowe zakłady przemysłowe, które generują tylko straty, ale się je utrzymuje, by ludzie mieli gdzie pracować. Nie ma inwestorów z zagranicy, którzy chcieliby zaryzykować większe pieniądze w Serbii czy Bośni. Boją się niestabilności instytucji i powszechności korupcji. Poza tym to region peryferyjny, słabo skomunikowany z resztą Europy. Przychodzą tylko inwestycje, które niewiele wnoszą - banki, telekomunikacja, sieci sklepów… Polska też ma swoje problemy, ale ciekawe jest porównanie listy najbogatszych Polaków i najbogatszych ludzi z Bałkanów…

Co z tego porównania wynika?
My mamy jednak paru rodzimych przedsiębiorców, którzy zbudowali swoje przedsiębiorstwa od zera, produkują i sprzedają również za granicą. A najbogatsi mieszkańcy Bałkanów zajmują się handlem ropą, gazem, żywnością, często te biznesy wywodzą się z monopoli państwowych. Bo ci oligarchowie mieli ochronę państwa podczas rozbudowy swoich interesów. Oprócz Słowenii, która ma dużo rodzimych przedsiębiorstw, bardzo innowacyjnych, brakuje lokalnych firm, które generowałyby dobrze płatne miejsca pracy.

Dość pesymistyczny ten obraz 20 lat po wojnie. Ale jak się przyjrzeć zwykłym ludziom, to wydaje mi się, że oni wręcz lgną do siebie. Robią wspólne interesy, handlują ze sobą, oglądają swoje filmy, artyści i gwiazdy pop mają rzesze fanów w sąsiednich krajach, nie ma bariery językowej i mentalnej. Na emigracji "Jugosłowianie" trzymają się blisko siebie. Może więc nie jest aż tak źle?
Widać nawet samochody z serbskimi rejestracjami na wakacjach w Chorwacji, co parę lat temu było nie do pomyślenia. Albo głosują na siebie nawzajem w Eurowizji. Jest rzeczywiście dużo przykładów normalnych relacji na poziomie ludzkim, ekonomicznym czy kulturalnym. Ale nie wyciągam z tego daleko idących wniosków. W Jugosławii było jeszcze lepiej, a mimo to ludzie zaczęli do siebie strzelać. A dziś, oprócz tych dobrych przykładów, są takie miejsca jak Mostar, gdzie żyją obok siebie Chorwaci i Bośniacy. Tam młodzież chorwacka nie chce się spotykać z bośniacką, i na odwrót. Mówią, że ci z drugiej strony rzeki są inni, że po nich widać, że są innej narodowości. To dość przygnębiająca rzeczywistość.

Tyle się dziś mówi o terroryzmie islamistycznym czy o tak zwanym Państwie Islamskim. Czy rzeczywiście na Bałkanach grozi wzrost wpływów dżihadystów?
Nie można wykluczyć incydentów, które zdarzają się na całym świecie. Po wojnie Arabia Saudyjska zainwestowała wiele w promocję ortodoksyjnej wersji islamu, obcej lokalnym społecznościom. Jednakże zwrócenie się ku religii, właściwie zrozumiałe, biorąc pod uwagę doświadczenia wojenne, nie oznacza wsparcia dla wojującego islamu. O zagrożeniu fundamentalizmem islamskim mówi się od czasów wojny, i właściwie go nie widać. Nie było dotąd żadnego poważnego zamachu terrorystycznego w Bośni, nie mówiąc o pozostałych państwach. Jeśli chodzi o Albańczyków, to, mimo że są w większości muzułmanami, trudno sobie dziś wyobrazić, by poparli terroryzm islamski. Bo jednym z jego głównych celów są Stany Zjednoczone i Zachód. A Albańczycy to, z powodu Kosowa, jeden z najbardziej proamerykańskich i prozachodnich narodów w świecie.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki