Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W 1983 roku Juventus zmierzył się z Lechią w Gdańsku. Legenda znów ożyje na PGE Arenie

Adam Mauks
Lechia Gdańsk zagra 29 lipca z Juventusem Turyn
Lechia Gdańsk zagra 29 lipca z Juventusem Turyn Tomasz Bołt
Choć to Juventus wygrał w Gdańsku 3:2, to największymi wygranymi tego meczu byli Lech Wałęsa i Solidarność. W środę Juve znów zagra w Gdańsku, tym razem na PGE Arenie.

KLIKNIJ I KUP BILET NA MECZ LECHIA GDAŃSK VS JUVENTUS TURYN

Lechia w swojej historii nie grała zbyt wielu meczów z zagranicznymi rywalami. Ale nie tylko dlatego pojedynek z Juventusem w I rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów ma dziś miano legendarnego. Ta legenda ma dziś 32 lata i wspomnień tyle, ilu ludzi go pamięta lub na nim było. Jedno je łączy - klimat tamtych czasów. Lato 1983 roku było dla Gdańska i Polski czasem walki z komuną, której końca i zwycięzcy raczej nie było widać. Młodszemu pokoleniu nieprawdopodobne wydaje się dziś to, że wtedy po chleb, cukier czy papier toaletowy trzeba było stać kilka godzin, nie mając żadnej gwarancji, że się to przyniesie do domu. Pewne było natomiast to, że na Lechii przy Traugutta zawsze będzie wesoło. Stadion we Wrzeszczu był jednym z nielicznych miejsc, gdzie w Trójmieście można było wykrzyczeć, co się myśli o komunistycznej władzy. Z emocjami sportowymi nie zawsze było tak dobrze, ale to właśnie mecze biało-zielonych były idealnym pretekstem do tego, by nie tylko kibicować Lechii, ale i dołożyć swoje w systematycznym rozbijaniu komunistycznego betonu.


Rok 1983, czyli swoi grali dla swoich

Dla Lechii to też był wyjątkowy rok. Drużyna, którą prowadził trener Jerzy Jastrzębowski, awansowała z III do II ligi, co nie było jakimś szczególnym wyczynem. Lechia była wtedy drużyną solidnych piłkarzy, którym jednak daleko było do wirtuozów futbolu. Ale miała w sobie coś, czego może pozazdrościć jej dzisiejsza Lechia. Była świetnie rozumiejącą się drużyną, dla której wygrywanie było chyba największą frajdą. Miała kibiców, dla których chciała wygrywać, ci rewanżowali się jej kilkunastotysięczną frekwencją nawet w III lidze. Miała to, co dziś szumnie nazywa się gdańską tożsamością, bo ówcześni piłkarze byli w większości wychowankami Lechii lub zawodnikami wywodzącymi się z Pomorza. Grali u siebie i dla swoich. Kiedy w czerwcu w Piotrkowie Trybunalskim wygrali finał Pucharu Polski z Piastem Gliwice, byli jeszcze III-ligowcem i jedną z największych sensacji w historii tych rozgrywek. Za drużyną pojechało wówczas blisko pięć tysięcy kibiców. Zdobycie tego trofeum jest do dziś uważane za największy sukces w historii klubu. Wtedy było przepustką do gry w nieistniejącym już Pucharze Zdobywców Pucharów. Kiedy losowanie skojarzyło beniaminka polskiej II ligi z jedną z najlepszych wtedy europejskich drużyn, czyli Juventusem Turyn, szok był olbrzymi. Z jednej strony radość zobaczenia w Gdańsku "Starej Damy", z jej gwiazdami: Michelem Platinim, Paolo Rossim czy Zbigniewem Bońkiem, z drugiej obawa przed kompromitacją. Ta wśród niektórych była tak duża, że kilku dziennikarzy z Warszawy postulowało w PZPN, by w Pucharze Zdobywców Pucharów Polskę - zamiast Lechii - reprezentowała stołeczna Legia.

Na szczęście do tego nie doszło. Dla piłkarzy Lechii było to gigantyczne wyzwanie, o którym dowiedzieli się w lipcu podczas relaksu nad Balatonem. Ten tygodniowy wyjazd był nagrodą za zdobycie Pucharu Polski. Lato tamtego roku jeszcze z jednego powodu było szczególne dla Lechii. Przed rozpoczęciem nowego sezonu rozegrano w Gdańsku, po raz pierwszy w historii, mecz o Superpuchar Polski. Lechia jako zdobywca PP podjęła w nim mistrza Polski, czyli Lecha Poznań. Wygrana gdańszczan 1:0 tylko potwierdziła fakt, że w Gdańsku tworzyła się drużyna z wielkim apetytem na wygrywanie.

Batożenie po turyńsku

Lechia nie zaspokoiła go w pierwszym meczu z Juventusem na Stadio Comunale w Turynie. 14 września 1983 roku biało-zieloni przegrali 0:7, i wtedy była to jedna z dwóch najwyższych porażek polskich drużyn w historii pucharowych rozgrywek. Rezultat tego meczu nie pozostawił złudzeń co do szans Lechii w rewanżu. Ale wtedy wynik nie był już tak ważny. Chodziło o to, by z godnością spaść z wysokiego konia, pożegnać się z pierwszym historycznym występem w Europie. Dwa tygodnie później Juventus przyjechał do Gdańska. Przygotowania do tego spotkania wnikliwie opisują Mariusz Kordek i Karol Nawrocki w wydanej dwa lata temu książce "Lechia - Juventus. Więcej niż mecz". Przyjazd tamtego Juventusu był dla kibiców Lechii niejako nagrodą za wspieranie drużyny w trudnych czasach, ale i dotykiem czegoś, o czym marzy nie tylko piłkarski kibic, ale zwykły człowiek, czyli realnym marzeniem o wolności. Tę wiarę w sens walki z komunistyczną władzą przywrócili tysiącom ludzi na stadionie przy Traugutta Lech Wałęsa i ludzie, którzy przyczynili się do tego, że mógł zasiąść na trybunach.

Prasa pisała wówczas, że na stadionie było 40 tysięcy widzów. Tamte szacunki wydają się nieco przesadzone, jednak bez wątpienia nigdy więcej niż na meczu z Juventusem ich nie było przy Traugutta. Tamta frekwencja i transmisja telewizyjna okrojona o pierwsze sześć minut drugiej połowy, z powodu manifestacji poparcia dla Wałęsy i Solidarności, przeszła do legendy.

To, czego wtedy telewizja nie pokazała, zadziałało na świadomość najmocniej. Nie miało większego znaczenia to, że Lechia przegrała 2:3, choć wielu kibiców wspominając tamten mecz, bardziej pamięta to, że biało-zieloni po strzale z rzutu karnego Jerzego Kruszczyńskiego prowadzili ze słynnym Juve 2:1. Przez chwilę zapachniało sportową sensacją, ale zwycięską bramkę dla Juventusu zdobył w 83 minucie Zbigniew Boniek, dziś prezes PZPN. Tamta porażka w żaden sposób nie przynosiła ujmy beniaminkowi II ligi z Gdańska. Lechia zrehabilitowała się swoją postawą za klęskę w Turynie. Ważniejsze było jednak to, że stadion przy Traugutta był postrzegany przez władze i opozycję jako bastion Solidarności, a jej przewodniczący przekonał się o wsparciu kibiców i o tym, że na pewno nie jest tylko "osobą prywatną", jak chcieliby tego komuniści. W środę wielu z tych, którzy byli wtedy przy Tragutta, będzie na PGE Arenie. Do Gdańska po 32 latach znów przyjeżdża wielki Juventus.

To była wielka frajda polityczna- Rozmowa z Lechem Wałęsą

Pamięta pan tamten mecz z września 1983 roku?
W tamtych czasach trwała walka polityczna władzy z Solidarnością i ze mną osobiście. Robiono ze mnie prywatnego obywatela, o którym nikt nie chce pamiętać. No i wtedy zdarzył się ten mecz w Gdańsku. Lechiści krzyczeli wtedy na meczach hasła: "Nie ma wolności bez Solidarności". Jakaś grupa zaprosiła mnie na ten mecz, był w niej chyba Sławek Rybicki. Kiedy kibice mnie zobaczyli, były oklaski, chyba "Sto lat" było. (Następnego dnia Lech Wałęsa obchodził urodziny - przyp. red.) Pięknie wtedy lechiści odpowiedzieli Urbanowi i tamtej władzy. Była wielka frajda, ale polityczna.

Słyszałem, że ciężko było pana namówić na ten mecz.

Wchodząc w politykę, z czasem traciłem zainteresowanie sportem. Po tamtym meczu byłem jeszcze kilka razy na stadionie Lechii, ale tak po cichu.

Po tej demonstracji na trybunach czuł pan, że warto dalej walczyć?
Ja byłem w stu procentach oddany walce. Nic innego się nie liczyło, nawet rodzina i dzieci. Bez przerwy kombinowałem, jak dołożyć komunie. Wtedy na Lechii się udało.

Wtedy też sport mocno łączył się z polityką.
Komuniści nie dawali nam się organizować. Takie zgromadzenia ludzi jak tamten mecz były ważne, bo można było dokładać komunie.

Wybiera się pan na środowy mecz w Gdańsku?
Na taki mecz trudno się nie wybrać. Kiedyś Lechia miała tylko zrywy, momentami grała dobrze. Teraz wydaje mi się, że ma bardziej ugruntowaną pozycję, ma większe szanse na wygraną z Juventusem.

Rozmawiał Adam Mauks

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki