Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Utracili język, ale zachowali tożsamość

Dorota Abramowicz
Przemek Świderski
Mustafa Dżemilew: W Gdańsku diaspora tatarska jest niewielka, ale to, co robi, jest już większego kalibru

Z Mustafą Dżemilewem, przewodniczącym parlamentu - Medżlisu Tatarów krymskich, rozmawia Dorota Abramowicz

Przyjechał Pan do Gdańska na uroczystość odsłonięcia pomnika Tatara RP. Jak z dalekiego Krymu ocenia Pan sytuację tatarskiej społeczności w Polsce?

Położenie Tatarów polskich (uważamy, że stanowią oni jedną grupę z Tatarami litewskimi i białoruskimi) różni się od sytuacji wszystkich innych Tatarów na świecie. W przeciwieństwie od nas utracili oni swój język, a proces asymilacji na tych terenach był bardziej intensywny niż w innych regionach. Zachowali swą tożsamość przede wszystkim dzięki religii. W Gdańsku żyje mała diaspora, ale to, co robią, jest już większego kalibru. Zorganizowanie uroczystości z udziałem prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej robi wrażenie. Pomnik, który odsłonięto w piątek, ma znaczenie moralne i polityczne. Nie jestem historykiem, ale to, co się tu wydarzyło w chrześcijańskim kraju, świadczy o wielkiej tolerancji, kulturze, dobrej woli państwa. Mam nadzieję, że ten stosunek Polski do ludzi innych narodów i wyznań będzie dobrym przykładem dla innych. W tym także Rosji.

Nie zapominacie Rosji tamtej deportacji sprzed 66 lat...

Żeby mówić o losach Tatarów krymskich, trzeba dobrze poznać ich historię. Tatarskie państwo na Krymie istniało już w XV wieku, ale pierwsze represje zaczęły się za czasów carycy Katarzyny, po przyłączeniu do Rosji. Skutkowało to kolejnymi falami emigracji Tatarów.

Po rewolucji w 1921 powstała Krymska Autonomiczna Socjalistyczna Republika Radziecka. Czy to znaczy, że nie było powodów do narzekania?

Początki nie były takie złe, w republice autonomicznej obowiązywały dwa oficjalne języki: rosyjski i krymsko-tatarski, rozwijały się szkoły, kultura. Niestety, nie trwało to długo. Podczas wielkiego głodu z lat 20. na Ukrainie zmarło 100 tys. osób, w tym prawie 70 proc. Tatarów krymskich. Zaczęła się kolektywizacja, 50 tys. moich rodaków wysłano w odległe tereny ZSRR. Do największej tragedii doszło jednak w 1944 r., gdy cały naród tatarski przesiedlono z Krymu. Oceniamy, że zginął wówczas co drugi mój rodak. To było ludobójstwo. Poprzedni prezydent Wiktor Juszczenko powołał nawet specjalną komisję do jego zbadania. Za obecnego prezydenta, Wiktora Janukowicza, komisję rozwiązano.

Pół wieku temu zaczął Pan walkę o powrót Tatarów na Krym, której konsekwencją były lata spędzone w sowieckich więzieniach. Odczuwał Pan wsparcie rodaków?

Nasz ruch był jednym z najsilniejszych na terenie ZSRR. W tamtych czasach istniała taka forma walki jak pisanie petycji. Jeśli petycję pisał dysydent rosyjski, to imieniem i nazwiskiem podpisywało się 100-150 osób. Wie pani, ilu Tatarów krymskich sygnowało jedną petycję?

Dwa, trzy razy więcej?

Zbieraliśmy 100 tysięcy podpisów! Trzeba przy tym pamiętać, że inne wysiedlone za Stalina narody mogły wracać na swoje ziemie już za władzy Chruszczowa. Nam taką zgodę wydano dopiero w latach osiemdziesiątych.

Mieliście dokąd wracać?

Okazało się, że nie dostaniemy z powrotem zagrabionej nam ziemi. Wtedy, na początku lat osiemdziesiątych zaczął się samozwat. Tatarzy bez zgody władz zaczynali nielegalnie osiedlać się na wolnych, pokołchozowych ziemiach. Dochodziło do poważnych konfliktów. Ostatecznie wygraliśmy - większość samozwatów została zalegalizowana. Nadal jednak nasza sytuacja jest bardzo trudna. Przed laty w każdej wiosce była szkoła, dziś mamy zaledwie 15 szkół. Na około 300 tysięcy osób. Zniszczono zabytki, miejsca kultu religijnego, spalono książki. Nie tylko literaturę piękną, ale nawet dzieła Marksa wydane w naszym języku.

Kto i dlaczego chciał Pana w ubiegłym roku zabić? Naraził się Pan islamskim terrorystom?

Nie wykluczam, że mogła to być prowokacja. Milicja poinformowała mnie, że aresztowano islamskich terrorystów z ugrupowania Al-Takfir wal Hidżra, którzy mieli broń i szykowali na mnie zamach. Potem zjawiły się u mnie żona i matka jednego z zatrzymanych. Płakały, że nie jest to żaden terrorysta, a broń została podrzucona przez milicjantów. Było to w okresie kampanii prezydenckiej na Ukrainie, być może miało to związek z ówczesną sytuacją polityczną. Z drugiej strony na Krymie pojawiają się radykalne grupy muzułmańskie, wahabici, najczęściej z Palestyny, którzy traktują Medżlis Tatarów krymskich jako grupę "niewiernych". W 2003 r. zebraliśmy się, by ustalić wspólne stanowisko w sprawie wojny z Irakiem. Ścierały się różne poglądy, jedni byli za wojną, drudzy przeciw... Ostatecznie wydaliśmy oświadczenie, w którym wyraziliśmy nadzieję, że wojna się szybko skończy, a niewinni ludzie nie ucierpią. A i tak ekstremiści nazwali nas zdrajcami, którym należy się kara śmierci.

Dla islamskich ekstremistów jesteście "zdrajcami", a dla niektórych polityków ukraińskich separatystami, którzy chcą zrobić z Krymu drugie Kosowo...

Paradoksalnie to Tatarzy krymscy są główną siłą, walczącą przeciw separatyzmowi, czyli odłączeniu Krymu od Ukrainy na rzecz Rosji. Niektórzy politolodzy twierdzą, że to właśnie Tatarzy są najlepszymi Ukraińcami.

I nie myślicie o autonomii?

Autonomia to bardzo niebezpieczne słowo.

Dorota Abramowicz

Mustafa Dżemilew jest nazywany "tatarskim Wałęsą", wymienia się go w gronie osób, które zasłużyły na Pokojową Nagrodę Nobla. Urodzony na Krymie Dżemilew podzielił los swego narodu, wysiedlonego w 1944 r. przez Stalina. Deportacje objęły prawie 200 tysięcy osób, według różnych źródeł zginęło podczas nich od 38 do 46 proc. populacji Tatarów. Jako osiemnastolatek zakładał Związek Młodzieży Krymskotatarskiej w Taszkiencie. Wyrzucony ze studiów, w 1969 znalazł się w grupie założycieli Grupy Inicjatywnej na rzecz Ochrony Praw Człowieka w ZSRR. Zarzucono mu kwestionowanie ładu radzieckiego, za co w sowieckich więzieniach przesiedział łącznie 15 lat. W połowie lat siedemdziesiątych w więzieniu w Omsku zorganizował trwającą 303 dni głodówkę, na początku lat osiemdziesiątych wydawał nielegalnie biuletyn Tatarów krymskich. W 1991 r., gdy nastąpił rozpad Związku Sowieckiego, Dżemilewa wybrano przewodniczącym tatarskiego parlamentu - Medżlisu Tatarów krymskich. Zaangażował się w działalność na rzecz powrotu Tatarów na Krym, za co został odznaczony nagrodą ONZ im. Nansena. Jest posłem do Rady Najwyższej Ukrainy. W ubiegłym roku media obiegła informacja o udaremnionej próbie zamachu islamskich terrorystów na Dżemilewa. On sam sugeruje, że mogła to być prowokacja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki