Na zdjęciu z lipca Dominik leży na szpitalnym łóżku unieruchomiony pasami zabezpieczającymi. Na dłoniach - rękawice, na ramionach - ochraniacze. Na fotografiach z października sam je obiad, całuje w policzek opiekunkę, uśmiecha się do obiektywu i śpi nieskrępowany. Jest lepiej. O wiele lepiej. Tylko dlaczego do matki Dominika nadal wraca strach?
Karina i Arkadiusz Kryniccy nie chcą, by opisując to, co stało się w ciągu ostatnich miesięcy, używać słowa "cud". Bo wszystko się jeszcze może zmienić. Tyle lat żyli, jak na huśtawce, tłumaczą. Nadzieja mieszała się z rozpaczą i kiedy tylko wydawało się, że sytuacja się unormowała, znów dochodziło do załamania. Więc teraz - bardzo ostrożnie - rodzice Dominika Krynickiego mówią: - Jeśli nie będzie gorzej, będzie lepiej.
Źle było jeszcze podczas wakacji. Zresztą źle to zbyt słabe słowo. Było beznadziejnie.