Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

UCK chce wstrzymać przyjęcia na internę. Gdański szpital apeluje do NFZ o pieniądze

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Szukanie miejsca dla chorego stało się udręką - twierdzi szef KOR prof. Andrzej Basiński
Szukanie miejsca dla chorego stało się udręką - twierdzi szef KOR prof. Andrzej Basiński Grzegorz Mehring/Archiwum
Brak pieniędzy, tym razem dla chorych internistycznych, skłonił dyrekcję największego szpitala na Pomorzu - Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego - do wystosowania dramatycznego apelu, którego adresatem jest pomorski NFZ.

Z dramatycznym apelem o zwiększenie kontraktu na leczenie pacjentów z chorobami wewnętrznymi wystąpiła wczoraj do pomorskiego NFZ dyrekcja Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. Jeśli urzędnicy nie znajdą na to pieniędzy - zarząd szpitala zamierza wnioskować o zgodę NFZ na zawieszenie od 1 października tego roku działalności klinik w zakresie leczenia tego rodzaju chorych. Zgodnie z prawem, szpital musi wystąpić o nią z miesięcznym wyprzedzeniem.

- W najtrudniejszej kondycji finansowej są Klinika Nadciśnienia Tętniczego i Diabetologii oraz Klinika Endokrynologii i Chorób Wewnętrznych - przyznaje Tadeusz Jędrzejczyk, zastępca dyrektora Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego ds. medycznych. - Obie wykonały już kontrakty w ponad 200 procentach, a to oznacza, że powinny zawiesić funkcjonowanie przynajmniej do końca roku. Stąd w liście do pomorskiego NFZ dyrekcja UCK prosi o zwiększenie internistycznego kontraktu, a w razie odmowy - o zgodę na wstrzymanie przyjęć pacjentów do wspomnianych klinik przez najbliższe cztery miesiące.

- Przeżywamy prawdziwy dramat - potwierdza prof. Krzysztof Narkiewicz, szef kliniki nadciśnienia. - Nie mamy za co leczyć chorych, a jednocześnie nie potrafimy podjąć decyzji o zamknięciu jedynego ośrodka w Pomorskiem, który ratuje chorych w nagłych stanach cukrzycowych - śpiączce czy kwasicy.

Tymczasem pomorski NFZ nie ma dla lekarzy dobrych wiadomości. - Nie jesteśmy w stanie zwiększyć kontraktów tym klinikom, bo nie mamy środków, jednocześnie nie wyrażamy zgody na zawieszenie ich pracy - odpowiada Mariusz Szymański, rzecznik prasowy pomorskiego NFZ.

Sytuacja jest więc wręcz tragiczna, a na dodatek bardzo krzywdząca. Kontrakt gdańskiej Kliniki Nadciśnienia Tętniczego i Diabetologii ledwo przekracza 1 milion złotych. Tymczasem inne kliniki w Polsce o podobnym profilu, na przykład w Szczecinie, mają kontrakty na poziomie 4-5 milionów złotych.

W Klinice Endokrynologii i Chorób Wewnętrznych pieniądze z NFZ dla chorych internistycznych skończyły się w ubiegłym tygodniu. Nie było ich wiele - zaledwie 620 tys. zł. Prof. Krzysztof Sworczak, kierownik kliniki, skierował pismo do dyrekcji z pytaniem, co ma robić.

- Nie mam wpływu na to, ilu chorych będę musiał przyjąć, bo kierują ich do nas lekarze z Klinicznego Oddziału Ratunkowego - tłumaczy prof. Sworczak. - A jak już trafią, nie mam ich jak "rozliczyć", bo nie mam kontraktu, a NFZ z innego "paragrafu" za nich nie zapłaci. Z drugiej strony, jestem przede wszystkim lekarzem i nie mam sumienia odesłać chorego, który pilnie potrzebuje pomocy. Klinice wystarczyłoby dodatkowe 600 tysięcy złotych na spokojną pracę do końca roku.

Wątpliwe jest jednak, by pomorski NFZ przychylnie potraktował prośbę profesora.
- Nie jesteśmy w stanie zwiększyć kontraktów tym klinikom, bo nie mamy środków, jednocześnie nie wyrażamy zgody na zawieszenie ich pracy - odpowiada Mariusz Szymański, rzecznik prasowy pomorskiego NFZ. - Rozważymy natomiast wydanie zgody na przesunięcie na ten cel środków niewykorzystanych przez inne kliniki, m.in. przez onkologię, hematologię dziecięcą, okulistykę, urologię, otolaryngologię.

Do końca roku zostały jeszcze cztery miesiące. Co będzie, jak i tym klinikom zabraknie pieniędzy? O ocenę sytuacji w UCK poprosiliśmy wojewodę, przy którym - przynajmniej teoretycznie - działa Rada ds. Ochrony Zdrowia.

- Wojewodzie trudno się odnieść do tematu, ponieważ nie zna szczegółów sprawy - odpowiada Roman Nowak, jego rzecznik prasowy. - Wojewoda nie widział treści pisma wystosowanego przez UCK do dyrekcji NFZ.
Z Ewą Książek-Bator, dyrektorem Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

Czy groźba wstrzymania przyjęć pacjentów internistycznych do największego szpitala na Pomorzu jest rzeczywiście realna?
Jak najbardziej. Paradoksalnie - ten największy szpital na Pomorzu ma niższy kontrakt ogólnointernistyczny z pomorskiego NFZ niż niejeden szpital powiatowy. My na leczenie tego rodzaju chorych dostajemy rocznie około 5 milionów złotych, jeden ze szpitali szczebla powiatowego poza Trójmiastem - o 2 miliony złotych więcej. Nasz kontrakt, rozbity na minikontrakty między cztery kliniki, został już wyczerpany. Nie mamy więc innego wyjścia.

Uprzedzaliście o tej groźbie pomorski NFZ?
Ależ oczywiście. Prosiliśmy już fundusz o zwiększenie kontraktu, a kilkakrotnie - w czerwcu, lipcu i sierpniu zwracaliśmy się do dyrekcji pomorskiego NFZ z prośbą o wydanie zgody na tak zwaną alokację środków, czyli na przesunięcie części pieniędzy z oddziałów zabiegowych, na których mamy niedowykonania, na oddziały internistyczne, ale nam odmówiono. Fundusz by do tego nie dołożył, nie jestem więc w stanie zrozumieć, czym się kierował, bo na pewno nie dobrem pacjentów.

Zdaniem NFZ, szpital powinien rozłożyć sobie kontrakt na 12 części, tak by wystarczył na cały rok...

To proszę powiedzieć pacjentom, by zechcieli chorować zgodnie z wytycznymi NFZ. Ponad 80 procent pacjentów z chorobami wewnętrznymi przyjmujemy w trybie nagłym. Musimy ich przebadać, zatrzymać na oddziale minimum siedem dni, bo to na ogół ludzie starsi, cierpiący na kilka schorzeń jednocześnie, ustawić im terapię. Zapłata za ich leczenie z NFZ nie pokryje realnych kosztów, ponieważ procedury internistyczne są w katalogu NFZ bardzo słabo wycenione. Nic więc dziwnego, że szpitale, zmuszane do drastycznych oszczędności, bronią się przed takimi chorymi. To wina systemu, a nie dyrektorów szpitali czy lekarzy. Nasz szpital, jako kliniczny, ma szczególną misję, jest ostatnią deską ratunku dla najciężej chorych. Nigdzie jednak nie znajduje to zrozumienia, a już na pewno nie w funduszu, który powinien być naszym partnerem.

A nie jest?
Chyba pani żartuje. Pomorski NFZ jest nam winien w sumie 60 mln zł - 30 mln za leczenie ponadlimitowych pacjentów w 2010 r. i drugie tyle za rok ubiegły. Dochodzimy tych roszczeń przed sądem, nie ma tygodnia, bym przynajmniej dwa razy nie uczestniczyła w jakiejś rozprawie. Pomorski NFZ robi, co może, by utrudnić postępowanie z wnioskami formalnymi. Wierzę jednak w mądrość sądu i w korzystny wyrok dla naszego szpitala. Nie jesteśmy przecież w stanie zaplanować liczby zawałów serca, chorób tarczycy czy kamic pęcherzyka żółciowego.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij, zarejestruj się i w sierpniu korzystaj za darmo: www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki