Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

U Maxima w Gdyni ciągle głucho. Historia legendarnego lokalu

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Uwielbiała go elita. Zwykli mieszkańcy podziwiali jego gości. Butelka szampana kosztowała w nim 1,5 mln zł. Drugiego, takiego lokalu, jak Maxim, w Trójmieście nie było. I prawdopodobnie już nie będzie - pisze Szymon Szadurski.

Były lata 70., ciężkie czasy komunizmu. W polskich sklepach brakowało wszystkiego. Mięso i mleko nabywało się na kartki. O zakupie butelki piwa można było pomarzyć.

Ale w Gdyni Orłowie, w pięknie położonym nad morzem lokalu Maxim, zabawa trwała w najlepsze. Goście zajadali się kawiorem, popijali szampana, tańczyli w rytm przebojów Boney M. Śmietanka towarzyska nie tylko Trójmiasta, lecz całego kraju, płaciła za te luksusy bajońskie wręcz sumy. Nie wspominając już bardziej wyszukanych alkoholi, zwykły drink w najbardziej sławnym i tajemniczym lokalu PRL kosztował tyle, co całomiesięczna, przeciętna pensja.

Na zabawę stać było tylko elitę - najlepszych aktorów, reżyserów, piosenkarzy. Później, w latach 80., lokal często odwiedzali także obcokrajowcy oraz zarabiający w niezwykle cennych wtedy dolarach marynarze. W Maximie bawili się w towarzystwie postaci z przestępczego półświatka.

- Panie, co to był za lokal - wspomina Antoni Kępa, długoletni mieszkaniec Orłowa. - Pod wejście ciągle podjeżdżały luksusowe limuzyny. Wysiadały z nich piękne panie w futrach. Witali je w drzwiach odpicowani kelnerzy. Do Maxima wejść mógł niemal każdy. Ochrona problemów nie robiła. Jednak dla zwykłego zjadacza chleba taka wizyta była bezsensowna. Przecież nie stać go było nawet na wodę mineralną.

Nie wszyscy jednak wiedzą, że przy ul. Orłowskiej 13, zanim powstał Maxim, funkcjonował inny lokal. Była to grecka Zorba, której budynek wzniósł rodowity Grek, Nikos Dymitrojanis, zatrudniony jako kucharz na statkach Polskich Linii Oceanicznych.

- Było to na przełomie lat 60. i 70. - wspomina Henryk Wiszniowski, który z Dymitrojanisem pracował podczas jednego z rejsów na tym samym statku. Kilka razy wizytowałem nawet plac budowy i obserwowałem, jak rośnie ten gmach.

Grek jednak dość szybko i w bardzo podejrzanych okolicznościach zniknął. Słuch po nim kompletnie zaginął. Lokal przejęli inni ludzie, zmieniając jego nazwę.

Nowym właścicielem został Michał Antoniszyn, mężczyzna zwany w Trójmieście "Mecenasem". To doktor nauk humanistycznych, postać barwna i tajemnicza. "Mecenas" robił rozliczne interesy. Krocie zarobił między innymi montując w lokalach rozrywkowych pierwsze w Polsce szafy grające. W Trójmieście szybko stał się legendą. Już u zmierzchu Maxima notowany był na 35. miejscu w rankingu najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost".

- Znajdował się pod baczną obserwacją milicji, a akta jego spraw, niezawierające wszakże konkretnych oskarżeń, nosiły kryptonim "Żarłoczny rekin" - pisali dziennikarze.

Ostatecznie zainwestował w branżę medialną, został redaktorem naczelnym i wydawcą. Ale ten pomysł na zarabianie pieniędzy okazał się chybiony.

- "Mecenas" ponosił duże straty finansowe, wydając nierentowną gazetę - wspomina jeden z jego znajomych. - Nie chciał jednak się z tego pomysłu wycofać. Miał ambicję, aby być właścicielem czasopisma. W ten sposób systematycznie trwonił swój majątek.

Z "Mecenasem" dziś porozmawiać nie sposób. Z reguły nie odbiera telefonu. Nawet, gdy już uda się do niego dodzwonić, zwodzi dziennikarzy. Pewne jest natomiast, że to właśnie "Mecenas" na początku lat 70. został mentorem i wychowawcą Nikodema Skotarczaka, "Nikosia", którego legenda - związana także z Maximem - znacznie przerosła sławę mistrza. "Nikoś" w orłowskim lokalu zatrudniony został jako 19-latek, w 1974 roku. Początkowo był tylko bramkarzem, ale za zgodą swojego potężnego chlebodawcy szybko zaczął zajmować się innymi, intratnymi interesami, stając się niekwestionowanym hersztem trójmiejskiego półświatka. Sam Maxim był w tych czasach żyłą złota, a okres prosperity trwał niemal przez całe dwudziestolecie. Do lokalu zaglądały tak znane postacie, jak Roman Polański, Guenter Grass, Violetta Villas, Bohdan Łazuka. Jego charakterystyczną, niespotykaną nigdzie indziej cechą, było rosnące w środku drzewo, przebijające sufit.

Legenda lokalu przeminęła dopiero wraz z kłopotami finansowymi "Mecenasa". Bez wątpienia przyczynił się też do tego upadek komunizmu. Od końca lat 90. właściciel lokalu nie płacił do Urzędu Miasta Gdyni należnych podatków i czynszu. Dług narósł w końcu do kilkuset tysięcy złotych i rozpoczęły się sądowe procedury eksmisyjne. Ale nawet w tych chudszych latach Maxima wielkim sentymentem darzyli młodzi, gdyńscy gangsterzy.

Urodzinowe biesiady uwielbiali w nim urządzać pod koniec lat 90. członkowie lokalnych gangów. Szczególnie charakterystyczną postacią był Sławomir M., ze względu na zamiłowanie do egzotycznych podróży nazywany "Turystą". Był też koneserem luksusowych samochodów. Szczycił się, iż sprowadził do Trójmiasta pierwszego, terenowego nissana terrano. Było to niejedyne jego auto, które rzucało się w oczy na ulicach miasta. Jeszcze większe wrażenie robił czerwony doge viper. "Turysta" lubił, podobnie zresztą, jak inne osoby z ówczesnego, gdyńskiego półświatka, zaglądnąć do lokalu przy ul. Orłowskiej.

- Ci młodzi gangsterzy nie mieli jednak klasy "Nikosia" - mówi jeden z byłych pracowników Maxima. - Nie umieli kulturalnie się bawić. Podczas hucznie zakrapianych imprez popisywali się, otwarcie obnosili się z narkotykami, wysypując potężne ilości kokainy na srebrne tace. Słuchali gangsterskich, hiphopowych hitów rodem ze Stanów Zjednoczonych, głównie Dr DRE. Ich trwające do białego rana balangi nie przebiegały spokojnie. Najczęściej kończyły się różnymi niesnaskami pomiędzy biesiadnikami. Nierzadko dochodziło do karczemnych bójek.

"Turystę" z "Nikosiem" wiąże jedno - obaj zostali zamordowani w efekcie gangsterskich porachunków. Legendarnego bossa trójmiejskiej mafii kule dosięgły w 1998 r. w agencji towarzyskiej Las Vegas w gdyńskiej dzielnicy Chwarzno.

Dwa lata później "Turystę" na oczach konkubiny i dzieci postrzelono, a po chwili porwano z pola namiotowego w Chałupach na Półwyspie Helskim. Przed śmiercią był torturowany. Bandyci, związani z gdańskim gangsterem o pseudonimie "Zachar", lub według innej z wersji, Thomasem K. ps. "Klapa", próbowali w ten sposób zmusić go do wypisania weksli na gotówkę, zgromadzoną na szwajcarskich kontach.

Maxim ostatecznie zakończył swoją działalność w roku 2004. Wcześniej był kilkakrotnie, na krótko, podnajmowany innym dzierżawcom i zmieniał nazwy. Funkcjonowała w nim między innymi restauracja meksykańska i lokal Popeye. Przed czterema laty sąd prawomocnie nakazał zwrócić nieruchomość miastu. Wkrótce potem urzędnicy zdołali doprowadzić do wyegzekwowania tej decyzji. W efekcie Maxim ma pójść pod młotek.

Za legendarną nieruchomość miasto chce uzyskać rekordową sumę 35 milionów złotych. Choć do pierwszego przetargu, rozpisanego na 23 grudnia 2008 roku, nie zgłosili się oferenci, urzędnicy są pewni, że w tym roku działkę przy ul. Orłowskiej 13 zbyć się uda. Ale o powrocie do dawnej legendy Maxima mowy nie ma. Urzędnicy przewidują, że w miejsce tego lokalu może powstać luksusowy hotel z kompleksem SPA.

- Maxim przetrwa więc tylko w nieśmiertelnej piosence Lady Pank - przekonany jest Krzysztof Piecewski z Gdyni Orłowa. - Łezka trochę się w oku kręci. Jeśli chodzi o sławę, ten lokal wszystkie inne miał pod sobą. Dzisiejszy, sopocki Spatif, w którym także zbiera się elita, przegrywał z nim w przedbiegach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki