Gdy kanały telewizyjne pokazują polityków na żywo, ujawniają się demony - każdy chce być King-Kongiem. W zaciszu knajpy szybciej dochodzi się do porozumienia. Zwłaszcza gdy w programie gastronomicznym jest pani, która się rozbiera.
Ja preferuję lekko zapomniany dansing - ten pisany przez "s".
Kliknij i czytaj więcej felietonów Jarka Janiszewskiego
Z racji wykonywanego zawodu - rock&rollowo-rewiowego artysty, przemierzam często przeróżne lokale gastronomiczne. Przeważnie szukam przytulnych miejsc, gdzie mógłbym spotkać się z przyjaciółmi. Gdy znajdę taki teren, przeczyszczam szyję przy pomocy rozweselających płynów. Towarzyszą temu rozważania na temat możliwości egzystencji na odległych planetach. Taką mam nieskomplikowaną, przysiadalną naturę.
Niestety, ostatnio coraz trudniej znaleźć sympatyczny kawałek podłogi. Wszystko za sprawą durnej pubowej mody, która skierowana jest do osobników z poważnym ubytkiem słuchu. To właśnie dla nich w wielu lokalach muzyka ryczy jak stado bawołów. Nie ma najmniejszych szans, by spokojnie porozmawiać o życiu. Taki stan rzeczy prowadzi do zidiocenia społeczeństwa, bo trudno o dialog.
Oto skromna próbka:
- Jesteś fajna!
- No. Ty też jesteś fajny!
-No.
- Idziemy do mnie czy do ciebie?
- Nie wiem, kurna.
Tak obecnie wygląda gra wstępna. Potem dochodzi do głupich ruchów, po których ona zwierzy się koleżance:
- Ty, ale miałam bekę. Nawet nie zdjął skarpet!
Jeszcze do niedawna, jakieś 50 lat temu, kontakty gastronomiczno-miłosne wyglądały zupełnie inaczej. Wyposzczony mężczyzna zapraszał kolegę na dancing. Nie po to, by się z nim całować, ale by wspólnie wypatrzyć parę pań czekających na przygodę.
W ramach gry wstępnej nasz bohater wysyłał paniom krem sułtański, a po północy poprawiał kotletem devolaille. Kiedy panie zostały lekko zapasione, panowie przystępowali do ostatecznej rozgrywki - zapraszali do tańca, pytając jednocześnie, czy smakował krem.
Na parkiecie szeptało się do ucha słodkie głupstewka, a następnie dawało się czas, by panie odsapnęły i przemyślały plan na dalszą część nocy.
Finał dancingu bywał różny - raz szalony, a raz rozważny. W tym drugim przypadku para umawiała się na kolejny dancing, który niejednokrotnie kończył się wymianą materiału genetycznego. Żal mi tamtych okoliczności, gdy w oparciu o postawionego kotleta można było przeprowadzić niekrępującą rozmowę o życiu. Mam nadzieję, graniczącą z pewnością, że wkrótce powrócimy do cudownego świata dancingu. Gdyby politycy chodzili na dansingi, Polska byłaby znacznie sympatyczniejszym krajem.
Jarek Janiszewski na antenie Radia Gdańsk co wtorek, o godz. 23, prowadzi autorski program "Czego".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?