Na internetowych forach od kilku dni pojawia się mnóstwo pytań, podszytych przerażeniem - co teraz z nami będzie? Co będzie z tymi, którzy chcą przyjść do ośrodka adopcyjnego w swoim mieście? I z tymi, którzy już są na liście adopcyjnych rodziców? Ci ostatni boją się, że wraz z likwidacją ośrodków adopcyjnych znikną listy, na które miesiące albo lata temu zostali wpisani. - Dokumenty zostaną w razie czego przeniesione, a chronologia zachowana, tak? - pyta kobieta, która wraz z mężem czeka na adopcyjne dziecko od niemal roku. Na jej pytanie o to, jak to wszystko będzie wyglądało po wejściu w życie nowej ustawy, pracownica ośrodka odpowiedziała: - Proszę pani, my sami nie mamy pojęcia.
Problem w tym, że na razie nie ma kto odpowiedzieć na jej pytanie, nie ma kto jej uspokoić albo - nie daj Boże - rozwiać nadziei. Bo rzeczywiście - projekt, nad którym teraz pracują posłowie, zakłada, że zniknie połowa z ponad stu istniejących ośrodków adopcyjnych. Że w każdym województwie będzie jeden centralny ośrodek. Projekt, jeśli zostanie uchwalony, zmieni ponad dwadzieścia już istniejących ustaw i kompletnie zburzy obowiązujący system.
Choćby z tego powodu posłowie z sejmowej podkomisji, zajmującej się projektem, powinni rozmawiać z ośrodkami adopcyjnymi. Nie powinni byli czekać, aż zawiąże się koalicja ośrodków adopcyjno-opiekuńczych, przeciwnych sposobowi wprowadzania zmian. W takiej koalicji strach rodziców o to, że ich "kolejka po dziecko" zniknie, a oni sami znajdą się na jednej centralnej liście, łączy się z obawami pracowników takich ośrodków o fundusze, o kolejne obowiązki, o pracę wreszcie. Przecież to logiczne - jeden centralny ośrodek na Pomorzu nie będzie w stanie - przynajmniej na początku - zrobić tego wszystkiego, co do tej pory robi osiem.
Ustawa, według dotychczasowej wiedzy zainteresowanych, miałaby wejść w życie od przyszłego roku. To już tylko kilka tygodni, najwyższy czas, by ośrodki adopcyjne już się przeorganizowywały, żeby ich pracownicy wiedzieli, gdzie pracują i co z dziećmi, o których przyszłości decydują. Tymczasem teraz pani poseł Iwona Guzowska mówi na naszych łamach, że prace będą trwały jeszcze kilka miesięcy, a ustawa - być może - będzie gotowa w połowie przyszłego roku. Dlaczego nie poinformowano o tym rodziców adopcyjnych? Czy ich uczucia - strach i rozpacz, że może dziecka jeszcze długo nie będą mieli - nie są tak istotne, jak kolejne posiedzenia poselskiej komisji? Dlaczego nikt ich nie informuje o tym, jak ustawodawca zamierza zminimalizować bałagan w okresie przejściowym między jednym a drugim systemem? Dlaczego najpierw nie pracuje się nad tym, co dalej z dokumentacją i ludźmi szkolonymi i czekającymi na dzieci w tych ośrodkach? Chęć zmian - a przecież nie kwestionuje się tego, że są potrzebne, choćby w zakresie rodzicielstwa zastępczego - nie usprawiedliwia braku rozmów i konsultacji. Podczas tzw. wysłuchania obywatelskiego w Sejmie w październiku nie padł ani jeden głos popierający.
Drodzy posłowie, warto czasami posłuchać najbardziej zainteresowanych. Bo oni widzą więcej. I jeśli mówią, że centralizacja może wywołać adopcyjną szarą strefę, to zastanówcie się, czy nie mają chociaż trochę racji. Bo to nie musi być strach o posady. Oni wiedzą, że potrzeba bycia rodzicami może okazać się tak silna, że przesłoni paragrafy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?