Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Twarde rządy muszkietera

Beata Jajkowska
Jacek Karnowski jeszcze nigdy nie miał tak poważnych problemów
Jacek Karnowski jeszcze nigdy nie miał tak poważnych problemów Fot. Adam Warżawa
Jedni wierzą, że Karnowski mógł złożyć propozycję korupcyjną, inni sądzą, że to absolutnie niemożliwe. Sopocianie są zgodni - w mieście wszystko robione jest pod dyktando prezydenta. Karnowski rządzi autorytarnie. Ale ma wyniki

Na sopockim Monciaku stoi słup. Reklamuje się na nim imprezy, jakie odbędą się w mieście. Jest niemal tak wysoki jak dom towarowy Laura, którego jedną ścianę przesłania. To ten słup miał otworzyć puszkę Pandory, z której wytoczyły się czarne chmury, jakie od tygodnia zbierają się nad głową Jacka Karnowskiego, prezydenta Sopotu.

Właścicielem domu jest Sławomir Julke, dobry znajomy, a niegdyś rzecznik kampanii wyborczej Karnowskiego. To on kilka tygodni temu na ścianie wywiesił olbrzymią reklamę. Urzędnicy uznali, że jest nielegalna, i przysłonili owym słupem. No i się zaczęło! Okazało się, że biznesmen w marcu nagrał rozmowę z Karnowskim, podczas której prezydent miał żądać od niego łapówki w postaci dwóch mieszkań przy ul. Czyżewskiego.

Julke przyniósł nagranie do prokuratury i złożył obciążające prezydenta zeznania. Sopot się podzielił. Jedni wierzą, że Karnowski mógł złożyć korupcyjną propozycję, inni sądzą, że to niemożliwe.
Kobieta, lat 39: - Bzdura z tą łapówką. Karnowski może i bufon jest, ale miasto kwitnie. Przez te 10 lat Sopot zmienił się nie do poznania.

Emerytka, lat 66: - A zmienił się, zmienił. To już nie miasto przyjazne mieszkańcom, a kurort dla bogatych gości. Wystarczy spojrzeć na ceny w sklepach. Po zakupy jeżdżę do Oliwy, bo za miedzą taniej.
Biznesmen, lat 42: - Gdy za długo siedzi się na jednym stołku, można stracić czujność, zwłaszcza że rozmowa toczyła się na spacerze z przyjacielem.

Były pracownik Urzędu Miasta Sopotu: - Jacek nigdy nie sprawiał wrażenia człowieka, któremu zależy na pieniądzach. Przez lata mieszkał w bloku, jeździł rozklekotanym autem, nie nosił markowych ciuchów.

Ale Sopot jawił mu się jako kurort dla bogaczy. To dlatego walczył, by zniknęły kotłownie węglowe i nocne sklepy monopolowe, które psuły wizerunek miasta. Z pierwszymi mu się udało, z drugimi nie.

Marszałek Jan Kozłowski o Karnowskim: - Ambitny i zdeterminowany. Jak lew walczy o pieniądze na inwestycje. Nie bał się korzystać z partnerstwa publiczno-prawnego, czym naraził się opozycji.

Sopocianie są zgodni - w mieście wszystko robione jest pod dyktando prezydenta. Karnowski rządzi autorytarnie, nie znosi sprzeciwu, kontroluje najdrobniejsze posunięcia. Ale skutki są. 40-tysięczny Sopot od 1997 roku jest uzdrowiskiem, a od 1999 roku ma status miasta na prawach powiatu.

Miasto ma najniższy wskaźnik bezrobocia w kraju oraz jeden z najwyższych dochodów na głowę mieszkańca. Do sukcesów Karnowskiego można zaliczyć akcję rewitalizacji sopockich kamienic, stawianą za wzór w całej Europie, i budowę Centrum Haffnera. Tę ostatnią, wartą 100 mln euro inwestycję, Karnowski przeforsował w 2001 roku.

Miasta nigdy nie byłoby stać na taki wydatek, więc skorzystano z rzadko stosowanego modelu partnerstwa publiczno-prywatnego. Miasto wrzuciło do spółki grunty, prywatny inwestor pieniądze. Powstały: tunel pod Monciakiem (choć jest za niski, by przejechały pod nim wysokie autokary) i pięciogwiazdkowy hotel Sheraton. Budują się: Dom Zdrojowy, Mulitikino, kamienica i biurowiec.

Z powodu Centrum Haffnera naraził się prezydent PiS-owskiej opozycji, która zarzuciła mu, że budowa przez kilka lat nie ruszała, przez co ceny gruntów wzrosły, a udziały Sopotu pozostały bez zmian. Zdaniem lokalnych działaczy PiS, miasto mogło stracić nawet 20 mln zł. Jednak Prokuratura Okręgowa w Gdańsku odmówiła wszczęcia postępowania, nie dopatrując się niegospodarności.

Miasto stoi też innymi inwestycjami: wyremontowano molo, powstały tunele pod przystankiem SKM Kamienny Potok i pod aleją Niepodległości, jest nowa komenda policji, zmodernizowano stadion lekkoatletyczny, powstała trybuna na hipodromie. - Chcemy przyciągnąć inwestorów - tłumaczył Karnowski - i zatrzymać tych, którzy uciekają, bo nie mają miejsca. Razem z firmami odpłyną przecież miejsca pracy i pieniądze z podatków.

A inwestorzy chcą prowadzić interesy w Sopocie. W ub.r. Sopot znalazł się na pierwszym miejscu w Polsce w rankingu miesięcznika "Forbes" na najatrakcyjniejsze dla biznesu miasto poniżej 100 tys. mieszkańców, z 807 nowo założonymi tam firmami.

Nie obeszło się bez problemów. Związane były z budową hali sportowo-widowiskowej na granicy Sopotu i Gdańska. Mieszkańcy pamiętają też wieloletni konflikt Karnowskiego z Sopockim Klubem Tenisowych, który chciał nieodpłatnie przejąć na własność cztery hektary terenu z kortami, co spotkało się z ostrą reakcją władz. Zdarzyło się posądzenie o korupcję, które badała Prokuratura Okręgowa w Gdańsku.

Chodziło o 30 tys. zł łapówki, jaka miała być rzekomo wręczona wysokiemu urzędnikowi. Kontrowersje wywołuje pomysł budowy tunelu pod al. Niepodległości. W tym roku na badania gruntów i prace nad projektem przeznaczono 5 mln zł. Inwestycja kosztować ma 2,3 mld zł.

Jeszcze bardziej kontrowersyjna jest budowa sztucznej wyspy - mariny dla 350 jachtów, którą z brzegiem miałby łączyć 500-m pomost. Mieszkańcy twierdzą, że zbyt wiele pieniędzy wydawane jest na widowiskowe projekty, a mało na bieżące potrzeby. Podobnie mówi opozycja. Jednak prezydent może przeforsować każdy pomysł.

W Radzie Miasta 16 głosów ma jego komitet Samorządność i radni PO. PiS-owska opozycja liczy tylko pięciu radnych. Kilka dni temu w rankingu samorządów "Rzeczpospolitej" uplasował się na drugim miejscu w kraju. Karnowski osobiście nagrody nie odebrał. Jest na urlopie bezpłatnym.

Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska, który Karnowskiego zna od lat i współpracuje z nim w PO, nie wierzy w korupcyjną propozycję, o którą oskarża go sopocki biznesmen.
- Jacek pracuje 18 lat w samorządzie, w tym 10 jako prezydent Sopotu - mówi. - To uczciwy, bezpośredni i rzetelny człowiek, który z jednej strony bardzo dba o interesy Sopotu, a z drugiej ma zdolność myślenia metropolitalnego.

Kiedyś złośliwie nazywano go "Łukaszenko", bo jest radykalny w poglądach, bywa ostry i wymagający wobec pracowników. Ta ostrość przechodzi jednak potem w niezwykłą miękkość. Jest bardzo lojalny. Podczas mojej pierwszej kadencji, gdy Rada Miasta Gdańska była rozbita, Jacek przyjeżdżał na sesje, stał na galerii i podtrzymywał mnie na duchu.

Teraz Adamowicz podtrzymuje na duchu Karnowskiego. Zaoferował mu już prywatną pomoc, rozmawiają przez telefon. - Moja mama modli się za Jacka - dodaje Adamowicz. - Miałem spotkanie z eurodeputowanymi, którzy postrzegają trójmiejskich prezydentów jako trzech muszkieterów i nie wierzą, że jednego może braknąć.

Adamowicz uważa, że na miejscu Karnowskiego z dymisją by się nie spieszył, bo w przypadku prezydenta nie jest to odejście ze stanowiska jednej osoby, a zrezygnowanie z odpowiedzialności, jaką wzięło się na swoje barki.

- Czasowe odseparowanie Jacka od PO jest jednak dobre dla niego i dla Platformy, bo sopocki problem zaczyna być wykorzystywany do wojny ogólnokrajowej - uważa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki