Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Turbo świętuje jubileusz. Marzenie z dzieciństwa, które trwa już 40 lat. Rozmowa z Wojciechem Hoffmannem i Boguszem Rutkiewiczem [zdjęcia]

Rafał Mrowicki
Rafał Mrowicki
Wojciech Hoffmann (gitarzysta), autor rozmowy i Bogusz Rutkiewicz (basista)
Wojciech Hoffmann (gitarzysta), autor rozmowy i Bogusz Rutkiewicz (basista) Karol Makurat
Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień dla poznańskiego zespołu Turbo, który wciąż przemierza polskie sceny kultywując tradycje heavymetalowe. W zespole przez lata zachodziły zmiany personalne i stylistyczne, obecnie grupa skupia się na klasycznym graniu i świętuje koncertowo swój jubileusz. O historii grupy mówią gitarzysta i lider Wojciech Hoffmann oraz basista Bogusz Rutkiewicz.

W styczniu minęło 40 lat od założenia Turbo. Wróćmy do 1980 roku. Wojtku, jak wspominasz tamte dni, początki zespołu?
Wojciech Hoffmann: Biorąc pod uwagę okres 40 lat to wspominam z rozrzewnieniem, z tęsknotą, z przerażeniem. W moim wieku ludzie odchodzą. 40 lat przeżyliśmy, następnych 40 lat na pewno nie będzie.

Choć problemy ze zdrowiem czasem się zdarzają, m.in. 7 lat temu musieliście przełożyć jeden koncert w Gdańsku, to mimo to energii wam nie brakuje. Na scenie skaczecie lepiej niż wasi sporo młodsi koledzy z innych kapel.
WH: Ja zawsze byłem wariatem. To wynika z miłości do muzyki. Jak miałem 7 lat to sobie postanowiłem sobie, że będę grać. Tryb życia miałem bardzo nierockandrollowy. Bogusz miał za młodu tryb bardzo rockandrollowy i mówiłem mu, że skończy w Gnieźnie pod budką z piwem. Miał przyjaciela, śp. Muppeta, który tak skończył. Bogusz na szczęście nie.

Klasycy polskiego metalu z Turbo świętowali w Gdańsku 40-lec...

Bogusz, jak wspominasz swój start w zespole? To było przed "Smakiem Ciszy", druga płytą.

Bogusz Rutkiewicz: Przyszedłem do zespołu latem 1983 roku. Mówiłem Wojtkowi "proszę pana". Różnica była bardzo duża, ja miałem 18 lat, a on 28. Miałem jeden cel - zagrać jeden koncert z Turbo zanim mnie nie wyrzucą. Tych koncertów zrobiło się więcej.
WH: To przez bębniarza, z którym grałem w Heamie i który grał przez moment w Turbo. To był geniusz jak Jerzy Piotrowski z SBB - Marek Olszak. Niestety już nie żyje, wpadł pod samochód. On przyprowadził Bogusza.
BR: Byłem jego kolegą od wódki (śmiech). Jemu zawdzięczam to, że zamiast iść zupełnie niemuzyczną drogą, wybrałem tę muzyczną.

Wojciech Hoffmann (gitarzysta) i Bogusz Rutkiewicz (basista)
Wojciech Hoffmann (gitarzysta) i Bogusz Rutkiewicz (basista) Karol Makurat

Wtedy formował się klasyczny skład. Oprócz was na wokalu był Grzegorz Kupczyk, a na drugiej gitarze był Andrzej Łysów. Jak kształtował się styl ówczesnego Turbo?

WH: To drzemało we mnie. Heniu (Tomczak, basista - red.) jak założył zespół, to jego domeną była muzyka hardrockowa, bluesowa. Mnie blues nie kręcił, nawet go nie lubiłem. Ponieważ to był 1980 rok, nie słyszałem jeszcze Iron Maiden, ale UFO i Thin Lizzy to już był heavy metal. Zapragnąłem grać coś takiego. W składzie czteroosobowym nie bardzo to mogło wyjść. Druga gitara była potrzebna. Pod koniec 1981 roku był przegląd zespołów w domu kultury Stomil. Byłem w jury. Wyszedł zespół Equinox, na basie grał Piotr Przybylski i stwierdziłem, że on musi z nami grać. Skład z Heniem ulegał rozkładowi. Na tym przeglądzie znalazłem kolejnych muzyków jak Andrzeja Łysowa. Grzegorz mi się jeszcze nie spodobał, moim zdaniem beczał jak koza. Wojtek Anioła, który grał u nas na bębnach, mnie przekonał. Piotr Przybylski przyniósł mi dwie pierwsze kasety Iron Maiden. Dla mnie to było coś nieprawdopodobnego. Było szybko, ostro, melodyjnie. Totalna energia! Jeszcze Paul Di'Anno wtedy śpiewał, którego uwielbiam na tamtych albumach. Ten kształt muzyczny wtedy się wykrystalizował. Późniejsze lata przyniosły zmianę stylistyki, bo muzyka heavymetalowa się zmieniała.
BR: Ona do nas docierała.
WH: Ona się rodziła. Nie było wcześniej speed metalu czy thrash metalu.
BR: Gdy jeździliśmy trasy i gdy ktoś przynosił jakąś kasetę, to słuchaliśmy jej do piątej rano.
WH: Pamiętam jak Acceptu żeśmy słuchali...
BR: Ale też Metalliki, Anthraxu, Flotsam and Jetsam, Slayera.
WH: Dlatego ten styl ewoluował. Potem trochę żeśmy z tym przesadzili. Głownie ja jestem winowajcą bardzo ortodoksyjnego dopieprzenia. Teraz z perspektywy lat myślę, że mogłem założyć wtedy inny zespół i kombinować, a Turbo powinno pozostać w klasyce.

Tomasz Struszczyk (wokalista)
Tomasz Struszczyk (wokalista) Karol Makurat

Może to było ci wtedy potrzebne?

WH: Mnie na pewno, ale niekoniecznie reszcie. Źle o nas pisano, mówiono, że jesteśmy koniunkturalni.
BR: Działalność kapel polega na kompromisie. Jeśli zespół gra ileś lat i ewoluuje, to nie powinien pewnych granic przekraczać, bo w oczach fanów traci. Nie można bawić się muzyką, nie licząc się z odbiorem. Jeśli fan nie będzie cię uważał za szczerego artystę, to go nie przekonasz. Są rzeczy, w których wszyscy jako zespół się dobrze czujemy, a są rejony muzyczne, które rajcują Wojtka, a mnie niekoniecznie. Teraz na nasze koncerty przychodzą ludzie, którzy liczą na klasykę.
WH: Chodzę cały czas na koncerty i obserwuję ludzi. Gdy grałem na 50-tce Litzy (Roberta "Litzy" Friedricha, założyciela m.in. Acid Drinkers, Arki Noego i Luxtorpedy, w pod koniec lat 80. gitarzysty Turbo - red.), to razem z Grześkiem Kupczykiem zagraliśmy trzy utwory Turbo "Smak Ciszy", "Jaki Był Ten Dzień" i "Wszystko Będzie OK". Każdy zespół, który grał wtedy z Litzą napier... . Ludzie szaleli.

A na was nie szaleli?
WH: Też, ale to było coś innego.

Jakbyście zagrali coś z płyt z Litzą to pewnie też by było szaleństwo.
WH: Tych utworów już nie tykamy. Pewnie tak, ale trudno mi wymagać od Bogusza, by grał ten materiał, jeżeli go nie lubi.
BR: Litza był przez chwilę w zespole. Z całym szacunkiem dla jego twórczości, ale nie zapisał się szczególnie w historii Turbo tą muzyką. W Acid Drinkers robił już zupełnie rzeczy. To przeszło do historii polskiego rocka.
WH: Gdyby nie te moje zawirowania z Dziubińskim (nieżyjący już Tomasz Dziubiński - założyciel wytwórni Metal Mind Production oraz były menedżer Turbo - red.), to myślę, że zespół dalej by nagrywał i nie jest wykluczone, że bylibyśmy tam, gdzie potem był Vader. W pewnym momencie musiałem rozwiązać zespół. Dziubie powiedziałem, że rozwiązuję, a on powiedział, że nagra płytę beze mnie. Zaczął coś działać. Zagrali beze mnie trzy imprezy. To były pierwsze koncerty Turbo, które oglądałem siedząc sobie w hali Arena w Poznaniu, grali wtedy przed Sepulturą. Napisałem do brytyjskiej wytwórni, że Dziubiński już nie reprezentuje zespołu. Wysłałem im nowy materiał "One Way". Napisali, że to nie jest materiał, którego się spodziewali. Oczywiste było, że to Dziubiński załatwił. Wydał to Mariusz Kmiołek (menedżer Vadera - red.) na kasecie. Vader wtedy ostro startował na Zachodzie i Mariuszowi nie na rękę było mieć jeszcze drugi zespół.
BR: Uważam, że nawet grając "Kawalerię Szatana" mielibyśmy szansę na Zachodzie, ale był jeden problem. Gdy po "Ostatnim Wojowniku" kapela się rozsypała, nie było jeszcze otwarcia na Zachód. Nam się nie udało, udało się Vaderowi. Nam to odebrały czasy. Mieliśmy za wcześnie nasze 5 minut.

Do Metal Mindu jednak wróciliście, wydaliście tam wasze współczesne płyty.

WH: To udało się tylko dzięki Boguszowi i Grzegorzowi. Ja się nie zgadzałem. Z drugiej strony Metal Mind dawał pieniądze na nagranie płyty. My nie mieliśmy dużo kasy, a rodziny nas cisnęły. To bardzo złożony problem. W końcu machnąłem ręką i wróciliśmy do Metal Mindu. Wydaliśmy "Awatara". Później Grzegorz nas olał, bo nie podobała mu się współpraca z Metal Mindem.
BR: Prawda jest taka, że poza Metal Mindem nie było wielkiego zainteresowania naszym zespołem.
WH: Ogólnie nie było poza Metal Mindem zainteresowania takimi zespołami jak nasz. Tomek umiał to wykorzystać. Świeć Panie nad jego duszą. Był naprawdę cudownym facetem na co dzień. Tylko jak przychodziło do spraw rozliczeniowych... Zdajemy sobie sprawę z tego, że to jest trudna branża, że trzeba nauczyć się lawirowania. Są też pewne normy. My w zespole mamy totalną jasność finansową. U nas wszystkie pieniądze idą na stół. Techniczny, który dostaje mniej, wie ile dostajemy my. Dzielimy się po równo. Gitarzysta, który gra z nami dwa lata, ma takie pieniądze jak ja i Bogusz, którzy gramy w zespole 40 lat. Bogusz od wielu lat prowadzi wszystkie interesy w zespole. Nigdy mi nie przyszło do głowy, żeby go sprawdzić.

Mariusz Bobkowski (perkusista)
Mariusz Bobkowski (perkusista) Karol Makurat

Gracie razem 37 lat, z przerwami, bo Bogusz kiedyś odszedł z zespołu...

BR: Wyrzucili mnie!
WH: To ja go wyrzuciłem! Ja zawsze byłem tym ch..., który zawsze wszystkich wywalał. W zespole musi być jeden, który trzyma to wszystko, bo inaczej wszystko się rozlatuje. Czasami trzeba mocniej coś zaakcentować, bo coś się może rozwalić. Tu nie chodzi o ochronę moich interesów. Obserwuję Nergala. Adam to jest człowiek, który od początku wiedział co robi.

Bierzesz przykład z młodszego kolegi?

WH: Myślę, że można się od niego naprawdę dużo nauczyć. Ja w swoim życiu nie osiągnę już jednej dziesiątej tego, co on. Osiągnął to, co sam chciałem zrobić, ale odpuściłem. Nie można! Nawet jak krew się leje. Pamiętam jak przeczytałem pierwszy anons, że jakiś Behemoth z Gdańska wydaje pierwszą płytę na Zachodzie. Ja się z tego śmiałem, to był chyba 1992 rok. Nie ma teraz drugiego takiego zespołu w Polsce jak Behemoth! Adam sam to zrobił. Naprawdę konsekwentnie.

Jak to się stało, że zostałeś liderem, choć zespół został założony przez Henryka Tomczaka?

WH: (śmiech) Ja Henia wyrzuciłem z kapeli. Pojechaliśmy na koncert do Rudników koło Częstochowy. To była sobota, w niedzielę miałem się spotkać z moją dziewczyną. Straż pożarna zaprosiła nas na chlanie i zacząłem mendzić. Ja nigdy nie byłem pijący. Chciałem iść spać, ale jakoś mnie ubłagali. Ja siedziałem, nie piłem, oni się schlali. Około 2:00 w nocy postanowiłem, że jedziemy. Jedziemy tym Roburem, ja marudzę. Heniu Tomczak siedział przede mną, wstał, odwrócił się do mnie, wziął zamach i powiedział "Kur... jak ci zaraz pierdo.... ty jeba... harcerzyku!". Techniczny złapał Henia, rzucił go na silnik i go usadził. Ja z tyłu mówię do Henia, jak taki cwaniaczek: "Nie grasz już w tym zespole. Nie grasz". A Heniu: "No to kur... nie gram!". Potem w hotelu przychodzi Heniu i przeprasza. Ja mówię "Dobra Heniu, przyjmuję przeprosiny, ale nie grasz" (śmiech). A Heniu mówi "Dobra, nie gram, ale powinieneś jeszcze jednego wyrzucić. Aniołę". Mówię, że Anioły nie wyrzucę, bo nie ma innego bębniarza. Heniu jest nieprawdopodobnym wyjątkiem: nigdy nie miał do mnie żalu. Mało tego! Po trzech latach byliśmy totalnymi przyjaciółmi. Heniu w życiu mi tyle pomógł, nie powiem na niego złego słowa. Jest cudownym, fantastycznym człowiekiem.

Gdy nie było Turbo, zaliczyłeś kilka lat grania w Czerwonych Gitarach. W tym roku świętują 55-lecie

WH: Z Jurkiem Skrzypczykiem mam kontakt, z Benkiem Dornowskim, który od lat już nie gra w zespole, również. Wspominam to cudownie. Od dzieciństwa marzyłem, by grać w Czerwonych Gitarach.

Bogusz, mówiłeś przez lata, że nie lubisz płyty "Ostatni Wojownik"...

BR: Nadal nie lubię.

To dlaczego zagraliście całą trasę z tą płytą? (śmiech)

WH: Ty wiesz ile mnie kosztowało żeby Bogusz zagrał tę trasę? Nawet sobie nie wyobrażasz! (śmiech)
BR: Przed odejściem Grzegorza, przyszedł do mnie do pokoju z wódką i mówił mi o przejęciu zespołu. Powiedziałem, że choćbyśmy się z Wojtkiem nie zgadzali, to on jest szefem i nie może być dwóch kapitanów na jednym okręcie. Nie znoszę tej płyty, ale nie chciałem stawać okoniem do lidera. Ludzie chcieli posłuchać tego materiału i trzeba było to zrobić najlepiej jak się da.

Dalej uważasz "Strażnika Światła" za wasz najlepszy album?

BR: Pod każdym względem.
WH: "Kawaleria" to absolutnie numer 1, ale "Strażnik" to już współczesność.
BR: "Strażnik" jest połączeniem paru rzeczy. Po pierwsze jest bardzo dobrze zrealizowany, co nie wszystkim naszym płytom się udało. Po drugie jest bardzo wysoki warsztat wykonawczy, instrumentalnie i wokalnie. Po trzecie teksty są przemądre. Po czwarte to muzyka, którą akceptuję - jest dowalenie, ale bez przesady i jest melodia, którą kocham w muzyce. Ostatni album, "Piąty Żywioł", też jest wspaniały, ale nie jest lepszy. Tam są kompozycje bardziej dostępne. Ja go uwielbiam. O ile "Piąty Żywioł" jest świetną heavymetalową płytą, ale "Strażnik" jest naszym największym dokonaniem.

Na tych dwóch płytach śpiewa Tomasz Struszczyk, który jest w zespole już 13 lat.

BR: To jest facet ambitny i pracowity. On chodził na lekcje wokalne do nauczycieli ze Skandynawii, a teraz sam daje lekcje śpiewu. Nawet nam! On ma niesamowity progres.

Co słychać chociażby w utworze "This War Machine".
BR: Tomek to facet, który uratował nam zespół po przejściach z Grzegorzem.

Przemysław Niezgódzki (gitarzysta)
Przemysław Niezgódzki (gitarzysta) Karol Makurat

Niedawno ukazała się wasza biografia "Zetrzyj krew i graj dalej" autorstwa Filipa Bogaczyka.

BR: Mniej fajnie wracało się do momentów konfliktowych, ale trzeba było o tym szczerze powiedzieć.
WH: Dużą wiedzę miał Andrzej Łysów, ja nie pamiętałem takich rzeczy co on.
BR: Jak czytałem tę książkę, to czułem jakbym czytał o innym zespole.
WH: Filip dokonał oceny, pojechał po nas parę razy. My się możemy z tym nie zgadzać, ale on ma prawo do tego. Jak dostałem pierwsze rozdziały złapałem się za głowę. Jak podesłał finalną wersję to chłonąłem to przez dwa dni jak biografię Ozzy'ego Osbourne'a.

Czy uważacie, że wasz największy hit, "Dorosłe Dzieci", jest nadal aktualny? Powstał w okresie stanu wojennego.

BR: To jest tekst, który tylko w świecie idylli nie będzie aktualny.
WH: W tamtych latach mieliśmy jednego wroga zza wschodniej strony. Teraz ma się wrogów za bycie za jakąś opcją polityczną. Jest duża nienawiść wśród ludzi. Andrzej Sobczak (nieżyjący już autor tekstu - red.) nie spodziewał się, że dożyje takiego zawrócenia historii. To smutne.

Co dalej? Trwa 40-lecie, "Piąty Żywioł" został wydany w 2013 roku. Kiedy coś nowego? W 2018 roku zagraliście na żywo dwa nowe utwory, w tym jeden z bratem Tomka Struszczyka.

WH: Ten drugi odpuściliśmy. Mamy cały materiał, trzeba tylko usiąść i to zrobić. 2 lata temu podchodziliśmy do tego, ale stwierdziłem, że zrobiłem materiał trochę za miękki. Trzeba było dołożyć trochę do pieca. Ten materiał też jest melodyjny, chociaż podkłady są bardziej agresywne. Powinna w tym roku się ukazać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Danuta Stenka jest za stara do roli?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki