Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tu nie ma żartów. PiS oblicza swój projekt na dwie-trzy kadencje [ROZMOWA]

rozmawiał Łukasz Kłos
Dr Krzysztof Piekarski politolog z Zakładu Teorii Polityki Instytutu Politologii UG
Dr Krzysztof Piekarski politolog z Zakładu Teorii Polityki Instytutu Politologii UG archiwum
O źródłach siły Prawa i Sprawiedliwości, o szybkich akcjach i wystawianiu parawanów, o tym do czego partii Kaczyńskiego będą potrzebne samorządy, rozmawiamy z dr. Krzysztofem Piekarskim.

O co gra Prawo i Sprawiedliwość w całej tej awanturze ostatnich tygodni?

PiS, zresztą jak i sam prezydent Andrzej Duda, musi się spieszyć. W kontekście całej dotychczasowej strategii wyborczej musi potwierdzić swoją determinację, musi pokazać, że program nie był tylko kiełbasą wyborczą, ale przynajmniej znaczna część przedstawianej wizji ustrojowej jest realna. A że Platforma dała PiS powód - swoją zachłannością i błędami - to partia Kaczyńskiego chce to wykorzystać „na maksa”. I robi to, jak widzimy, bez mrugnięcia okiem. Pośpiech jest im potrzebny, bo im bliżej kolejnych wyborów, tym trudniej będzie im przeprowadzić kolejne kontrowersyjne przedsięwzięcia. A już raz ta partia straciła władzę. Drugi raz tego samego błędu nie chce popełnić.

Czego wówczas zabrakło?

Prawo i Sprawiedliwość miało wtedy swojego prezydenta i przewodziło większości koalicyjnej w parlamencie. Można powiedzieć, że PiS w tamtym okresie także miało pełnię władzy. Tyle że problemem był brak samodzielnej większości. Sytuacja wymagała ciągłych kompromisów. Tymczasem ani Samoobrona, ani Liga Polskich Rodzin nie były formacjami „z ich bajki”. Chętniej recenzowały zamysły PiS niż brały w nich aktywny udział. W efekcie rządy PiS skończyły się przedwcześnie. Powtórki z tego już nie będzie. Nareszcie mają wszystkie instrumenty, o których wtedy mogli pomarzyć.

To skąd w PiS tak duże apetyty polityczne, skoro już dziś partia ma ponadprzeciętnie wielką władzę?

Bo w tej partii wciąż naczelną ideą jest wizja III RP jako córy z nieprawego łoża, wizja Polski, która w okresie transformacji nie oczyściła się dostatecznie. To przekonanie żyje wśród polityków Prawa i Sprawiedliwości. Tłumaczy też, dlaczego Trybunał Konstytucyjny jest traktowany przez polityków PiS jak ciało obce. Warto sobie przypomnieć, że jedną z priorytetowych operacji w latach 2005-2007 była wielka narodowa lustracja. I jak trybunał na nią zareagował? Stwierdził, że tak szeroki zakres jest niekonstytucyjny. To w dużej mierze pokrzyżowało plany PiS, dążącego do przebudowy państwa opartej na separacji i odrzuceniu ludzi zamieszanych głębiej w PRL. Stąd dzisiaj jest taki impet w działaniach - PiS czuje, że nareszcie może zrealizować projekt IV RP.

Tyle że hasło IV RP, zdawało się, zeszło ostatnio na plan dalszy.

Jarosław Kaczyński i jego przyboczni wyciągnęli wnioski z wcześniejszej porażki. Zdali sobie sprawę, że nawoływanie do IV RP czy do odnowy Rzeczypospolitej wyrażane wprost nie trafia do przekonania szerokiego grona wyborców. Stąd cały propagandowy przekaz ostatnich kampanii został zmodyfikowany i ukierunkowany na przekonanie ich, że państwo polskie nie działa, że nie spełnia podstawowych funkcji. W ten sposób PiS starało się uzyskać społeczne przyzwolenie na głębokie zmiany. Efekt uzyskało wyśmienity. Pojawiły się efemerydy w rodzaju Ruchu Kukiza, którzy także mówią „zmiana jest konieczna”. PiS w pewnym sensie dostało zielone światło, sygnał, że nie musi się przejmować „jajogłowymi”. Przywołując zgrane powiedzenie: psy szczekają, karawana idzie dalej.

Pytanie - dokąd ta karawana idzie? Jaki jest cel PiS?

To wie tylko wierchuszka partii. Myślę, że warto się przyjrzeć projektowi konstytucji ich autorstwa. Tam możemy zobaczyć, jakiego państwa chce Prawo i Sprawiedliwość. A jeśli pyta pan o cel PiS, to jest on taki sam jak każdej innej partii - poszerzenie i wzmocnienie swojej władzy. Każda partia ma w swoim kodzie genetycznym projekt państwa, jakim chce rządzić. Jednocześnie otwarcie PiS, dokonane ostatnio na tylu frontach, daje jasny sygnał, że nie ma żartów. Partia Kaczyńskiego - jestem o tym przekonany - oblicza swój projekt na dwie, może nawet trzy kadencje.

Przy tym ciśnieniu społecznym, jakie już teraz wywołuje, to jest w ogóle możliwe?

Ale o jakim oporze mówimy - o tych góra kilkuset osobach stojących pod Trybunałem Konstytucyjnym? To się nijak ma do tłumu gromadzącego się na kolejnych miesięcznicach katastrofy smoleńskiej czy karnych klubów „Gazety Polskiej”. Trzeba pamiętać, co wyniosło PiS do władzy. Jarosław Kaczyński zgrabnie połączył fundamentalizm ideologiczny z mocno socjalizującym programem gospodarczym. Dzięki temu zagospodarował szeroką grupę niezadowolonych z efektów transformacji. Ludzie są niecierpliwi. Przez pierwszą dekadę mogli jeszcze zaciskać zęby, ale od kolejnych 15 lat oczekiwali konkretnych owoców - dla siebie. I PiS mówi teraz to, co chcieli usłyszeć: „przyszła pora, byśmy wszyscy mogli je skonsumować”.

…dając 500 złotych na dziecko.

To pieniądz nie do pogardzenia dla rodzin uboższych. A przy okazji połączył postulat socjalny z ideologicznym wsparciem dla konserwatywnego, wielodzietnego modelu rodziny. Ale najbardziej przegrani są dziś wcześni emeryci. I to do nich przede wszystkim PiS adresuje swoje przesłanie. To ludzie, którym PRL niewiele dała, a transformacja to niewiele odebrała. Przez lata utrzymywani byli w przekonaniu - choćby pozornym - że są suwerenami Polski, że to lud pracujący miast i wsi jest podstawą państwa. A następnie, u progu lat 90., z dnia na dzień ich świat runął - te wszystkie PGR, spółdzielnie, zakłady zaczęły znikać na ich oczach. Jednocześnie obserwowali, jak grupa rodaków w nowych realiach odnosi sukces. Z czasem te światy zaczęły się rozjeżdżać. Za sukcesem nielicznych poszły szalejąca młodość, kult estetyki, eksponowanie bogactwa i odrzucenie biedy jako wyrzutu sumienia. PiS zaczęło zmieniać tę optykę. Mówi o patriotyzmie - przy czym samo chce go definiować i samo chce decydować, kogo można nazywać patriotą. A jednocześnie już dawno postawiło wyraźny akcent: Polak to katolik. To niebezpieczne, ale dzięki temu Prawo i Sprawiedliwość zyskało wsparcie kościelnej hierarchii i katolickich mediów.

Tyle że wyniesienie na sztandary katolickości i patriotyzmu nie pomagało PiS przebić pewnego pułapu poparcia.

Religia jest lepiszczem. Pozwoliła skonsolidować środowisko wokół partii Jarosława Kaczyńskiego. PiS sukcesywnie rozbudowywało wpływy tam, skąd Platforma i PSL przez lata się wycofywały. Po pierwsze - rys konserwatywno-katolicki pomógł PiS przejąć elektorat wsi. Z czasem zaś to, co było paliwem politycznym PO - unijne pieniądze napędzające rozwój infrastrukturalny - udało się zwrócić przeciwko Platformie: „zobaczcie, ile kasy wpłynęło, tylko że nie do waszych kieszeni”. Jednocześnie Prawo i Sprawiedliwość przez lata bycia w opozycji utarło sobie własne kanały komunikacji społecznej - omijające mainstream. By dotrzeć do niezadowolonych, umiejętnie wykorzystało struktury związków zawodowych, konkretnie Solidarności. I tu znów kluczem okazało się akcentowanie katolickości, tak historycznie bliskiej temu związkowi. A jeśli dorzucimy do tego jeszcze zaangażowanie „jedynych polskich” instytucji finansowych, za jakie prawica uważa SKOK, to mamy samograj.

Co zatem jest achillesową piętą PiS?

Słabość tej partii tkwi w stylu. Tak jak w jeździe figurowej na lodzie - równie istotne jak zawartość techniczna są wrażenia artystyczne. A te są fatalne. Technicznie PiS jest bezbłędne - wie, czego chce i jak to osiągnąć. Ale wykonanie budzi już wiele zastrzeżeń. PiS gubią arogancja, triumfalizm, nadużywanie siłowych rozwiązań, czasem zwykłe chamstwo. To powoduje, że „nowemu” elektoratowi zapalają się lampki ostrzegawcze. Tymczasem iluzja daje czasem moc przebicia szklanych sufitów.

Jakie będzie kolejne pole działań Prawa i Sprawiedliwości? Po Trybunale Konstytucyjnym czas teraz na media publiczne?

To jest coś, co uwiera PiS. Z jednej strony - wyobraźnia podpowiada, że media publiczne są ważne. Tyle że klasyczna telewizja, papierowe tygodniki powoli odchodzą do lamusa. Nagle okazało się, że dużo silniejszym medium jest internet, a bibuła i powielacz nie są już potrzebne. I prawica na tym umiejętnie skorzystała. Problemem PiS dziś jest to, czy wpuścić tych dziennikarzy, którzy dotąd uchodzili za niepokornych, do mediów publicznych. Naturalny, wydawałoby się, ruch, polegający na przyciągnięciu ich do TVP czy Polskiego Radia, nie jest taki prosty. Przede wszystkim zostałby odebrany jako zdjęcie maski. Całe to gadanie w exposé premier Szydło czy przemowach prezydenta Dudy o budowaniu społeczeństwa pluralistycznego, wspólnoty Polaków - w jednej chwili by prysło. Inna rzecz, że media publiczne nie mają dziś takiej siły, jaką pamiętamy z przeszłości.

Nie są warte boju?

Tego bym nie powiedział. PiS traktuje tę sprawę poważnie. Z pewnością też nastąpią, jak zwykle, zmiany w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Tyle że przez ostatnie lata ustabilizowała się silna pozycja TVN. Drugi, wiodący - Polsat - okopał się i stwarza wrażenie stacji populistycznej, niezajmującej się polityką ponad miarę. Oglądalność tych dwóch prywatnych mediów jest porównywalna z TVP. Duży „cash” to przede wszystkim produkcje telewizyjne, które według nowych wytycznych, będą teraz musiały spełniać kryteria dostatecznej patriotyczności.

Pieniądze pieniędzmi, ale czy podbój mediów nie zakończy się wielką awanturą?

Pewnie będą krzyk i raban, ale jeśli zrobią to szybko i nie popełnią większego błędu, to z toru nie wypadną. Swoje osiągną, a później zajmą się kamuflowaniem. Wystawią jakieś parawaniki, przemówią a to Konstanty Radziwiłł, a to Mateusz Morawiecki. Pamiętajmy w tym wszystkim, że jest też coś, co można by nazwać polityczną mimikrą - przystosowywaniem się różnych środowisk do aktualnej koniunktury. PZPR też nie miał zbyt wielu fanów, ale w „środkowym Gierku” liczył 3,2 mln członków. Ale jak zaczął wiać wiatr zmian, to oczywiście każdy zapewniał, że do partii należał dla jaj i chciał ją rozsadzić od środka. Ten sam mechanizm pewnie zadziała i teraz. Szybko dostrzeżone zostanie, że PiS rozdaje to, co jest do rozdania, ale wymaga lojalności i zaangażowania. Dlatego też kluczowe w krótkiej przyszłości będzie opanowanie samorządów. Tu są realne pieniądze i liczne synekury. W tych wszystkich urzędach, zakładach i instytucjach miejskich, gminnych i powiatowych jest tyle stanowisk, że starczy dla wszystkich wyrobników partyjnych.

PiS wytrzyma trzy lata do następnych wyborów?

Nie będzie musiało. Wystarczy, że pod hasłem „oczekiwanej przez społeczeństwo” rewizji granic przeprowadzi reformę administracyjną. Zmiana granic wymusi z kolei przyspieszone wybory samorządowe. Jeśli - znowu - cała operacja zostanie przeprowadzona dostatecznie szybko, to PiS, będąc jeszcze na fali wznoszącej, może zdobyć w nich poważny wynik. A jest w Polsce trochę niezagospodarowanych sentymentów, które mogą zostać wykorzystane jako zapotrzebowanie społeczne na rewizję podziału administracyjnego. Wreszcie - PiS trzyma też w rękawie asa, o którym niewiele dziś wiemy.

Jakiego?

Wraz z objęciem władzy przejęło kontrolę nad służbami specjalnymi i wojskiem. Wymiana kierownictwa specsłużb przebiegła błyskawicznie. Rozpoczęły się też nowe nominacje generalskie i wymiany w sztabach armii. W jaki sposób PiS wykorzysta ten potężny instrument, dopiero zobaczymy.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki