Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

TSS „Stefan Batory”. Rozkosze rejsów, czyli balangi, toasty, całusy i przytulasy na Batorym. Wystawa fotografii w Gdyni [zdjęcia]

Grażyna Antoniewicz
Piękne panie zabierały ze sobą w rejs wytworne balowe suknie, bo też tańczono na „Batorym” codziennie
Piękne panie zabierały ze sobą w rejs wytworne balowe suknie, bo też tańczono na „Batorym” codziennie Hipolit Śmierzchalski
Tysiące portretów podróżnych i załogi, zdjęcia z balów, toastów i uścisków, życie pod pokładem i w kajutach. Wykonał je Hipolit Śmierzchalski. Przez 10 lat pływał na ostatnim z polskich transatlantyków TSS „Stefan Batory”, pełniąc rolę pokładowego fotografa. Wystawę jego zdjęć zobaczyć można w Muzeum Emigracji.

Ponad 10 tys. negatywów i zdjęć przekazał muzeum syn Hipolita Maurycy - opowiada kurator wystawy dr Adam Mazur. - Są niesamowite.

Nieustanny bal

Hipolit Śmierzchalski od rana do nocy fotografował życie na statku. Był przy pasażerach podczas śniadania, w trakcie obiadu, kolacji. Uwieczniał imprezy, msze święte, przyjęcia, zawsze gotowy do pracy. Ze wszystkimi rozmawiał i jednocześnie fotografował. Potem przygotowywał odbitki, aby następnego dnia rano pasażerowie „Batorego” mogli je kupić.

- Był fotografem niesamowicie dynamicznym. Widać, że czasami nawet kładł się na podłodze, aby sfotografować tańczących. Niekiedy podnosił swój aparat do góry, robiąc zdjęcia w sposób nieoczywisty - opowiada kurator.

Zdjęć z imprez tanecznych jest na tej wystawie wiele, ponieważ bal na „Batorym” trwał od momentu przywitania gości aż po ich zejście na ląd.

Rejs był jedną wielką okazją do imprezowania - mówi Adam Mazur. - Są to lata 80., kiedy w kraju trudno było zdobyć nawet podstawowe dobra. Podczas gdy „Stefan Batory” był oazą luksusu. Znakomita kuchnia, a wśród alkoholi najlepsze marki - to robiło kolosalne wrażenie na pasażerach.

Wśród zdjęć z balu przebierańców, ktoś przebrał się za internowanego członka „Solidarności” - zdjęcie zrobione zostało podczas stanu wojennego.

- W czasie jednej imprezy zdarzało mu się wykonać 1500 zdjęć. Zawsze czarno-białych, bo PLO nie było stać na kolorową ciemnię - mówi kurator. - Tutaj widzimy dalszy ciąg tych imprez; toasty, przytulasy, całusy, dziwne sytuacje damsko-męskie - kurator oprowadza nas po wystawie. - Jest zdjęcie, na którym stoją mama, tata i dziecko. Chłopiec odchodzi i już się coś zaczyna dziać. To było bardzo w stylu Śmierzchalskiego, wyczekiwać na moment, kiedy wyzwalają się emocje i zaczyna się coś stawać.

Balanga na okrągło

- W wielu imprezach bierze udział załoga. W pewnym momencie wszyscy - łącznie z kapitanem, oficerami i stewardami zaczynali być częścią balangi. Zależało nam na tym, żeby oddać tę zupełnie wyjątkową atmosferę radości i zabawy panującą na „Batorym” - dodaje dr Mazur.

Te piękne zdjęcia wiele mówią o sytuacjach i relacjach, które zawiązywały się na „Batorym” . Zupełnie niezwykły dokument.

Śmierzchalski fotografował też dzieci, ale nie są to słodkie portreciki na sprzedaż. Na jednym z nich widzimy maluchy na korytarzu, prawdopodobnie czekają, aż rodzice zakończą imprezę. Na kolejnym zdjęciu fotograf pokazuje, że dzieci nie doczekały się rodziców i zasnęły na podłodze.

Hipolit Śmierzchalski schodził też pod pokład, fotografując swoich kolegów przy pracy. Robił zdjęcia, które są rodzajem fotoreportażu. Pokazywał, jak to życie na „Batorym” wygląda. Możemy zajrzeć do kajut, zobaczyć, jak ludzie się bawili, jak wyglądała praca fizjoterapeuty, piekarzy czy lekarza.

Na statku był m.in. gabinet zabiegowy i sala rozrywkowa z piłkarzykami.

O tym, co się działo na statkach pasażerskich, krążą legendy. Kto nimi pływał, jak wyglądały bale, kajuty, co jedli pasażerowie - historie te rozpalają wyobraźnię.

Podczas rejsu „Batorym” spotkać można było największe polskie gwiazdy tamtych lat, takie jak: Zdzisława Sośnicka, Halina Kunicka, Zbigniew Wodecki, czy Piotr Fronczewski.

Gumowe ucho

- Na „Batorym” istniała instytucja gumowego ucha - opowiada syn Maurycy. - Hipolit (tak mówi o swoim ojcu) dostawał czasami w rejs asystenta, bardzo dobrze wyposażonego w sprzęt fotograficzny - lepszy niż miał ojciec - i to było podejrzane. Ale potem asystent zaprzyjaźniał się z tatą, który pytał wprost: Ty jesteś z NKWD, tak? To teraz, gdy pracujesz ze mną, zostaniesz artystą.

- Ojciec był zawsze nienagannie ubrany. Miał ze 100 kapeluszy i ze 140 krawatów - wspomina syn. - Potrafił dwa razy przebrać się w czasie imprezy. Lubił efektowne wejścia: potężna lampa błyskowa skierowana w sufit, szybkie” strzały”, szarmancki uśmiech i Hipo wchodził krokiem w stylu Freda Astaire’a.

Stepował i śpiewał, robił przewroty w tył i przód... Pływał na ostatnim transatlantyku Polski - „Stefanie Batorym” jako fotograf, w latach 1978 - 1998 - aż do końca istnienia tego statku.

- Na wystawie zobaczymy wyjątkową fotografię, na której oficerowie trzymają flagę ze „Stefana Batorego” - opowiada synowa artysty Marzena Śmierzchalska . - W 1988 roku, kiedy „Batorego” sprzedano, zdjęto ją, to pożegnanie, historyczna chwila.

- W 1971 roku, jadąc pociągiem do Jastarni doznał przebłysku w Żelistrzewie - opowiada syn. - Miał przed sobą 16-kartkowy zeszyt i długopis. Zaczął rysować. Pozostawił 38 tysięcy rysunków, jest wśród nich rysunek na serwetce wykonany w gdyńskiej „Cyganerii”, są duże dzieła, które prezentował m.in. na płotach w Vancouver w Kanadzie.

W czasie okupacji Hipo był kinooperatorem w „Apollo”, późniejszym kinie „Goplana”. Tam od swojego pracodawcy, Austriaka nauczył się fotografii. Podczas wojny należał do organizacji podziemnej, która nazywała się „Alfa”. Był m.in. fotografem konspiracyjnym, wykonywał zdjęcia do dokumentów Jana Nowaka-Jeziorańskiego przed przerzutem kuriera do Szwecji.

Po wojnie był jedynym fotoreporterem „Dziennika Bałtyckiego” oddelegowanym do fotografowania publicznej egzekucji oprawców z obozu koncentracyjnego Stutthof.

Przez wiele lat reprezentował Polskę w lekkiej atletyce. W 1955 został mistrzem Polski na dystansie 3000 m z przeszkodami. -

Hipolit zbudował sobie prywatny tor przeszkód w lesie między Kuźnicą a Chałupami. Jego przyjacielem był Emil Zatopek i Francuz Michael Jazzy, najwięksi biegacze przełajowi. Zimą wsadzał mnie i brata na sanki i biegł 18 km przez las. Myśmy spadali z tych sanek. On nas podnosił. Dla niego to był trening, a my mieliśmy uciechę. Mama denerwowała się, „skaranie boskie, gdzie oni są? Marchewka gotowa. Obiad czeka, gdzie się podziali?” - wspomina Maurycy Śmierzchalski.

Hipolit pracował też jako oświetleniowiec w Teatrze Muzycznym w Gdyni, u Danuty Baduszkowej.

- Był postacią niezwykle barwną, artystyczną duszą. Należał do cyganerii trójmiejskiej. Jego kolegami byli: Roman Polański, Bogumił Kobiela, Władysław Hasior i Zbigniew Cybulski, który wisiał mu 25 zł, co zostało ujęte w jakiejś publikacji.

- Ojciec był zjawiskowy, nigdy nie wiadomo było, co zrobi. Kobiety go uwielbiały, ale rozbawić umiał wszystkich - dodaje syn. - Co go charakteryzowało, to niepoprawny optymizm. Jakieś siedem dni przed śmiercią, leżąc w szpitalu, uczył pielęgniarki rysować. A dzień przed śmiercią powiedział mi: - Ale co ty się martwisz, synu, przecież ja przeżyłem fantastycznie życie.

Wystawę oglądać będzie można w Muzeum Emigracji do 1 września.

Przegląd najważniejszych wydarzeń ostatnich dni:

POLECAMY w SERWISIE DZIENNIKBALTYCKI.PL:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki