Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzy dni z życia celebrytki... czyli Magnus von Horn i jego "Sweat" na 45. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni

Ryszarda Wojciechowska
Ryszarda Wojciechowska
Wideo
od 16 lat
"Sweat" Magnusa von Horna to film, który powinni obejrzeć przede wszystkim ludzie młodzi. Ci, którym się wydaje, że ten pociągający świat influencerek, to głównie duże pieniądze i jeszcze większa popularność. Ale to czasami też samotność, tytułowy pot (sweat) i łzy...

Główna bohaterka Sylwia Zając, grana fantastycznie przez Magdalenę Koleśnik (młoda aktorka dźwiga na swoich barkach cały film) jest instruktorką fitness. Ale nie taką zwyczajną, tylko ze statusem celebrytki, śledzonej przez ponad 600 tysięcy fanów.
Film Magnusa von Horna, szwedzkiego reżysera od lat mieszkającego w Polsce, opowiada więc o trzech dniach z życia tej influencerki. Już pierwsza scena otwartego treningu w galerii handlowej pokazuje nam, kim ona jest dla swoich fanek. Że po ćwiczeniach niektóre z nich płaczą, dziękując za motywację do zmiany życia, za odnalezienie siebie i poradzenie sobie z trudnymi, życiowymi sprawami. To już nawet nie fanki, a prawdziwe wyznawczynie, które Sylwię traktują z nabożnością jak boginię.

Sylwia dba więc o swój PR i nie rozstaje się z telefonem komórkowym, informując o wszystkim co robi swoich fanów. O tym co je, jak żyje. Zagrzewa ich do ćwiczeń, nawet idąc po schodach (zamiast jechać windą) namawia do zdrowej żywności. W jednej ze scen podczas nagrywania relacji z odpakowywania prezentów od sponsora, widzimy jak Sylwia pręży się do zdjęcia, próbując uchwycić swoją pupę w najlepszej pozycji. To dzień jak co dzień... Ale jak już dziewczyna tylko wyłączy telefon komórkowy, jak już nic nie nagrywa, to okazuje się, że jej życie przepełnione jest pustką i samotnością. A jej jedynym przyjacielem jest pies, który z nią mieszka i do którego może zagadać. Bo nawet z matką (graną przez Aleksandrę Konieczną) nie ma dobrego kontaktu.
I dopiero samotny, obleśny stalker, wyczekujący pod domem swojej idolki, jest niczym lustro, w którym Sylwia może się przejrzeć i wreszcie coś zrozumieć.

Von Horn bez pewnej nachalności pokazuje nam świat mediów społecznościowych i to jak się w nim "umościliśmy". Że bez nich nie tylko już ani rusz ale, że to często ślepa uliczka. Bo jesteśmy tak skoncentrowani na sobie, że nie widzimy innych. Że sa dla nas jak narkotyk.

Sam Horn mówił o mediach społecznościowych mówi tak: "Fascynują mnie emocjonalni ekshibicjoniści, prawdopodobnie dlatego, że sam znajduję się po drugiej stronie. Ze strachu przed oceną, trzymam emocje wewnątrz siebie, rzadko dzieląc się nimi z otoczeniem. Kiedy więc spotykam się z ludźmi, którzy lekko i bez wstydu wyrażają siebie, czuję zazdrość. [...] W mediach społecznościowych jestem biernym obserwatorem. Podglądam tych, którzy aktywnie eksponują siebie i swoje uczucia, fantazjuję o ich życiach. Ile z tego to prawda? Jacy są, gdy ich telefon jest wyciszony? Czy widać różnicę?" - zastanawia się.

Dorosły widz może jednak czuć pewien niedosyt po obejrzeniu tego filmu. Widać pewne scenariuszowe miałkości i tak naprawdę to, o czym mówi film, wielu z nas już wie. Ale i tak warto obejrzeć "Sweat".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki