Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzeci Gdański Festiwal Tańca. Dlaczego warto tańczyć?

Tadeusz Skutnik
"Trzeci Gdański Festiwal Tańca. Dlaczego warto tańczyć?" to jeden z ostatnich, niepublikowanych tekstów Tadeusza Skutnika, oddany do druku niedługo przed śmiercią

Święto tancerzy skończone. Nie było gali, jupiterów, gradu nagród, brzęku medali, ale parę znaczących akcentów na zakończenie międzynarodowy Trzeci Gdański Festiwal Tańca miał i o nich chciałbym opowiedzieć. Albowiem pozostawiły niedosyt i chęć spotkania możliwie jak najszybciej, nie czekając roku. Rzadka sprawa! Coraz rzadsze doświadczenie w kręgach albo i bajorkach artystycznych.

A więc: niecierpliwie i właściwie już poza ramami festiwalu oczekiwana prezentacja programów społecznych. Rzec można zajęta naprawianiem tego, co cywilizacja już nam spartaczyła (wspomagająca ośrodek MONAR z Matarni - para Marcel Leemann i Iwona Gilarska) lub partaczy na naszych oczach, a my - zapatrzeni w ekraniki swoich komórek, ipodów, ogłuszani ifonami itd. zdajemy się tego nie dostrzegać lub może naprawdę już nie mamy oczu.

I dopiero zetknięcie się z grupą ludzi dotkniętych takim nieszczęściem, z którymi elementarna komunikacja wymaga prawdziwego kontaktu energetycznego, jakiego wzruszający pokaz dał ze swoją grupą upośledzonych fizycznie Tomasz Antonowicz, daje jakieś pojęcie o tym, dlaczego warto tańczyć.

Przy nich popis grupy Filipa Szatarskiego i radosnej młodzieży szkolnej to zaiste oddech, zabawa, disco polo i wesele. Podrzucam przy okazji CV dziewczyny na przyszłość: Żanet Palica, studentka musicalu z naszej Akademii Muzycznej. A jak już tańczy!

Jak mówiłem na półmetku, głównym nurtem tegorocznego festiwalu był "taniec energetyczny", rozsiewany nie tylko wśród amatorów, ale też prezentowany przez uznanych ambasadorów, takich powiedzmy, jak David Zambrano, który zanim przyjechał do Gdańska pokazywać swoje "Holes" (dosł. "Dziury", "Tarapaty"), przez rok w projekcie "50 wsi" na świecie odwiedził m.in. Wielkopolskę, ucząc się rękodzielniczej Polski, bo jak twierdzi "rękodzieło to taniec dłoni", sam zaś tańczył dla mieszkańców tych wsi, czcząc w ten sposób swoje 50 urodziny.

Zambrano, który mówi: nie dajmy się zwariować nowym mediom, i gdy patrzy się na jego taniec widać, że wie, co mówi. Tancerz, co stara się przywracać nam wzrok i słuch przez… dotyk!

Bardzo mocny akcent (aż bębenki w uszach trzeszczały) przygotował premierowym "Jakubem" Filip Szatarski. Jemu jakby język tańca nie wystarczał. Wprowadza śpiew, teatr fizjologiczny i fantasmagoryczny, to jest coś, za czym nie przepadam. Boję się odchodzenia od tańca, boję się rozpadu albo zanieczyszczenia.

Rozumiem jednak, że ma bardzo wiele do powiedzenia. Język tańca wydaje mu się za mało konkretny. Jego "Jakub" jest jednym wielkim ostrzeżeniem przed katastrofą, która być może nas czeka, jeśli… Właśnie. Jeśli co? Szatarski może powinien trochę "Jakuba" przykrócić i symbolikę przytemperować, bo mu np. jeszcze ktoś kartofle, które on i jego muzycy ciskają w widownię, pozbiera, ugotuje i zje.

Tu jednak jestem spokojny, w końcu "Filip" wyrósł pod bokiem Julii Mach, która, nawet jeśli sięga po "Solaris" Lema (a tak było), to trzyma się baletu klasycznego i nie da Filipowi pójść w rozsypkę. Jej magia go ocali.
Coś magicznego tkwi również w pozornie spokojnym spektaklu Teatru Tańca i Muzyki Kino Variatino "Aumakua" Anny Haracz. Choć ona się wypiera zbyt głębokiego pokrewieństwa np. z dalekowschodnią obrzędowością pogrzebową (dla mnie kocioł konga, drewniaki czy skrzynka z popiołem takową ewokują), przecież magiczności się nie wyprze.

Szuka bowiem, właśnie w tytułowej postaci, opiekuńczego ducha, który czuwałby nad naszym życiem, w całkiem nam (pozornie) obcej kulturze. I to właśnie ona podpisałaby się obiema dłońmi pod słowami pana ambasadora Zambrano, że w życiu "potrzebujemy szczególnego przewodnika, który pomoże nam uruchomić uwagę, by poziom naszej świadomości był wyższy i byśmy mogli żyć głębiej, z dala od powierzchowności, i banalności, bliżej ziemi".

***

O jednym nie wspomnieć nie mogę. Bo jest w nim "cóś pięknego", acz z tańcem, poza pięknem nie ma wiele wspólnego (no, tyle że jest wydawnictwem okolicznościowym związanym z festiwalem, który minął). Mówi mianowicie o Lucjanie Bokińcu, którego imieniem nazwano jedną z nagród gdyńskiego festiwalu filmowego (dla młodego kina), który on w 1974 r. dzięki swemu uporowi wydeptał. Żył bowiem w czasach, w których większość wartościowych rzeczy trzeba było wydeptywać, a nawet wydzierać władzy z gardła, jak zresztą każdej władzy, obecnej też.

Lucek mógł stworzyć tysiąc rzeczy, taką miał naturę, chłopak z nadnarwiańskich bagien, znad jeziora Rozgnój, stworzył te dwie: festiwal filmowy i DKF-y im. Zbyszka Cybulskiego, które same z siebie są historią pokraczności przebytych lat. Mówię więc o mrówach nad mrówami, bez których całe to nasze mrowisko nie miałoby sensu.

Ale mówię o jeszcze większych mrówach, dobroci nieocenionej, takich jak ta, która stworzyła tę księgę: zgromadziła i usensowniła "wspomnienia filmowców, przyjaciół i entuzjastów gdańskiego DKF Żak" - Heniu Tronowiczu. Którego powinniście znać z naszych łamów, bo to on od niepamiętnych lat niemal dzień w dzień tworzy encyklopedię polskiego (i światowego) filmu, gdyby ją zgarnąć choćby z łamów "Dziennika Bałtyckiego". Robi to dla X Muzy, nie dla własnej chwały. I takim to mrówom chwała i cześć.

Żyją wśród nas. Nie mamy czasu, by się z nimi spotkać. Dopiero gdy ich śmierć wymiecie, i to gwałtowna, jak Maćka Płażyńskiego i Arka Rybińskiego pod Smoleńskiem, raczymy sobie przypomnieć i zrekonstruować historię spółdzielni "Świetlik".

A gdy odejdą cicho - tak trudno zdobyć się na parę ludzkich i ciepłych słów pożegnania, na jakie tu zdobywa się Andrzej Wajda (no, ale on jest ponad wszelkie poziomy, a przynajmniej tak sądzi): "Jeśli są ludzie, którzy tworzą swoje czasy, to Lucjan Bokiniec do takich należał. W świecie zakazów i ograniczeń otworzył oczy wolnego Słowa, a słowo ciałem się stało".

Artykuły " Trzeci Gdański Festiwal Tańca. Dlaczego warto tańczyć" oraz "Sezon Kolorowych Chmur" to ostatnie, niepublikowane teksty Tadeusza Skutnika, oddane do druku niedługo przed śmiercią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki