Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzeba być cierpliwym [ROZMOWA, WIDEO]

Edyta Okoniewska, Joanna Surażyńska
Rozmowa z lek. med. Andrzejem Gadomskim, ordynatorem Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Szpitalu Specjalistycznym w Kościerzynie

Jacy pacjenci trafiają na oddział intensywnej terapii Szpitala Specjalistycznego w Kościerzynie?
Przekrój pacjentów jest bardzo duży. Są to pacjenci zarówno z urazami wielonarządowymi i po rozległych operacjach chirurgicznych, jak i też pacjenci, którzy np. są kierowani bezpośrednio ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, również po upojeniu alkoholowym, bezdomni. Często są to chorzy, którzy wymagają wielokrotnie przywrócenia ich do "świata żywych", ponieważ są w katastrofalnym stanie.

Czy to oddział przypadków beznadziejnych?

Nie można tak powiedzieć. Oczywiście jest wiele przypadków bardzo trudnych, które kończą się niepomyślnie, ale też zaskakująco dużo ciężkich stanów udaje się wypisać z oddziału z dobrym rezultatem. To dla nas duża satysfakcja. Trafiają do nas pacjenci po ciężkich, rozległych zabiegach operacyjnych, z oddziałów wewnętrznych z zaostrzeniem ciężkiej niedomogi krążeniowo-oddechowej, ciężkimi zapaleniami płuc, wymagającymi wsparcia respiratorem, stanami septycznymi - chorzy, którzy mają zaawansowane zakażenia uogólnione i wymagają kompleksowego leczenia. Od kilku lat w oddziale prowadzona jest też kompleksowa nerkoterapia zastępcza. Zazwyczaj chorzy trafiają do nas z niewydolnością kilku narządów.

Proszę powiedzieć, jaka jest umieralność na tym oddziale?

Statystycznie jest taka jak w innych oddziałach intensywnej terapii w Europie czy też na świecie. Sięga około dwudziestu procent.

Czy praca na tym oddziale to życie w ciągłym stresie?
To jest z pewnością życie na wysokim poziomie adrenaliny. Aczkolwiek ilość lat przepracowanych na tym oddziale powoduje, że poziom adrenaliny jest umiarkowany. Doświadczenie też robi swoje. Z reguły musimy być uodpornieni na niektóre stresowe sytuacje. Jednak jest to oddział, który wymaga bardzo dużo cierpliwości. Chcę podkreślić, że nie ma w medycynie spektakularnych sukcesów bez tego elementu. Są tu pacjenci, którzy mają bardzo złożone schorzenia i aby wypisać ich z oddziału i tym samym osiągnąć sukces, potrzebny jest czas. Dlatego też nie można tracić nadziei.

Jak pan sobie radzi ze stresem?
Dla mnie najlepszym sposobem jest hobby. To mnie odstresowuje. Uprawiam kolarstwo. Od wielu lat biorę udział w różnych wyścigach. I nie chodzi tu wcale o sukcesy, ale o uczestnictwo. Niestety, na profesjonalny trening nie ma czasu. Z pewnością jest to dla mnie odskocznia od życia codziennego i tego, co dzieje się w szpitalu. Poza tym, mieszkam na wsi, mam dużą działkę, częściowo zalesioną i tam też jest co robić.

Wierzy pan w cuda?

Nie, jestem absolutnie pragmatykiem. To, co jest wypracowane, wynika z możliwości zadziałania medycyny, farmakoterapii i pewnych naszych możliwości sprzętowych, to właśnie wydaje się jest krokiem do sukcesu. Kwestię cudów zostawiam już innym.

Czy trudno jest rozmawiać z rodzinami pacjentów?

Są to trudne rozmowy, ponieważ wielokrotnie rodziny oczekują cudów. Sporą rolę w tej kwestii odgrywają seriale, które niekoniecznie są zgodne z prawdą, często naciągane i iluzoryczne. Wielokrotnie musimy wytłumaczyć rodzinie, że np. ktoś doznał złożonego urazu czaszkowo-mózgowego, uderzając w drzewo przy prędkości 100 km/h. Z reguły w takich sytuacjach przeżywalność jest niewielka, a pomoc z naszej strony ograniczona.

Jak to jest z życiem, czy jest bardzo kruche czy wręcz przeciwnie?
I tak, i nie. Są sytuacje, w których z beznadziejnych stanów, po złożonej, ciężkiej terapii, chorego udaje się wyciągnąć, i są sytuacje wydawałoby się banalne, z których chorzy niestety nie wychodzą. To jest właśnie złożoność naszego organizmu. Medycyna się zmienia i czasami potrzeba lat, aby odkryć, jak te mechanizmy działają.
Proszę powiedzieć, jak wygląda kwestia pobierania organów w kościerskim szpitalu?
Mieliśmy dużo takich przypadków. Przez lata pomogliśmy wielu ludziom. W szpitalu mamy koordynatora, który rozmawia z rodziną, tłumaczy, jak to wszystko przebiega, co się dzieje. Myślę, że procedura jest jasna, klarowna. Oczywiście, niektórzy mają swoje podejście do tego zagadnienia, czasami mają wiele wątpliwości i musimy to uszanować. Muszę przyznać, że na początku było więcej oporów przed podjęciem decyzji. Trzeba przyznać, że obecnie społeczeństwo jest bardziej świadome.
Jest to z pewnością sukces.

Jakie organy są najczęściej pobierane?

Szczególnie są to nerki, ale wielokrotnie też serce, rogówki czy wątroba.

Jak to się stało, że trafił pan na OIOM?
Anestezjologia i intensywna terapia były moim zamiarem życiowym. Jednak zanim trafiłem na ten oddział, to przeszedłem drogę, którą obecnie trudno jest przejść młodym lekarzom. Wiele lat pracowałem w ośrodkach wiejskich. Tam nauczyłem się spojrzenia, jak to wszystko wygląda od podszewki. Przede wszystkim nauczyłem się też cierpliwości. Kilkadziesiąt lat temu ośrodki zdrowia wyglądały inaczej. Leczyło się wszystkich, wszystkimi dostępnymi środkami. Nie było tzw. spychologii, czyli pisania tysiąca skierowań do specjalistów. Był jeden lekarz i on miał załatwić wszystko. Zresztą nie było gdzie tych ludzi wysyłać. To doświadczenie jest bezcenne.

Joanna Surażyńska,
Edyta Okoniewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki