Lektura tego typu wpisów jest, przyznam się publicznie, moim masochistycznym hobby. Jeśli pod informacją o jakimś koncercie nie pojawi się płaczliwy, agresywny lub drwiący głos, krytykujący zdzierstwo właścicieli klubów, organizatorów festiwali czy szefów instytucji kulturalnych, oznacza to, że impreza jest mało atrakcyjna, po prostu psa z kulawą nogą nie obchodzi. Wszystkim innym się dostaje, i to nierzadko bez znieczulenia.
Kiedy w klubie Ucho w Gdyni równie niedawno temu grał zespół Magic Mikołaja Trzaski, który oprócz gdańskiego saksofonisty składał się z trzech znakomitych i słynnych na całym świecie amerykańskich jazzmanów, jeden z internautów stwierdził, że tak paskarskie ceny zniszczą ostatecznie karierę trzeciorzędnego (w opinii korespondenta) muzyka, jakim jest Trzaska.
Tyle żółci za cenę niecałych trzech piw przy barze! Przed jednym z koncertów w gdańskim Żaku z kolei roztrząsano problem zniżki dla studentów szkół artystycznych. Ktoś napisał, że studentom Akademii Muzycznej i ASP po prostu łatwiej wmówić, że lubią jazz!!! Chodziło o kilkuzłotowe różnice w bilecie, którego pełna cena wynosiła 20 zł. Takie przykłady można mnożyć, a przecież opierają się tylko na głosach, które zostały dopuszczone przez moderatorów do publikacji....
Poziom frustracji jest więc wysoki. Postanowiłem zbadać sprawę na przykładzie właśnie Mademoiselle Karen, która dała w Polsce kilka koncertów w ramach jednej trasy. Okazało się, że w Warszawie i Łodzi jej występ kosztował tyle samo co u nas, taniej o piątaka było w Sanoku i Wodzisławiu Śląskim. Najlepsze jednak, jak zwykle, na sam koniec - w Zakopanem Dunka śpiewała za (uwaga!!!) 45 zł.
Warszawa, Poznań, Kraków, Łódź, Wrocław - wszystkie mają podobny poziom cen biletów w klubach muzycznych, różnice są z reguły pięciozłotowe w jedną lub drugą stronę. Rzeczywiście, w Warszawie statystycznie zarabia się więcej niż w Trójmieście, ale tam za to znacząco wyższe są ceny drinków i przekąsek na koncertach. Bilety rzadko są droższe niż u nas dlatego, że spłaszczenie cen wymusza konkurencja - w stolicy i we wszystkich wspomnianych wcześniej miastach miejsc z muzyką na żywo jest po prostu więcej i muszą bardziej oglądać się na siebie.
Trójmiejska aglomeracja, podobnie jak katowicka, ma kilka rozproszonych centrów. W każdym z nich jest po parę klubów (w najlepszym wypadku). Wszystkie inne wielkie miasta w naszym kraju mają typowe rynki w środku miasta i od tych placów promieniście odchodzą położone w niewielkiej odległości od siebie lokale. Daje to większą możliwość manipulowania cenami, bowiem po koncercie życie w klubie położonym blisko konkurencji nie zamiera, wpadają do niego klienci słuchający muzyki gdzie indziej, a chcący posiedzieć właśnie tu. Klientom Ucha w Gdyni albo Żaka w Gdańsku taka swoboda nie jest dana.
Scentralizowany rozrywkowo jest Sopot i właśnie tam doskonale widać swobodny przepływ gości pomiędzy poszczególnymi miejscami - Sfinks, Versalka, Stary Rower, Atelier, Spatif, Mandarynka mieszczą się na przestrzeni kilkuset metrów. Jedyna nadzieja na większą cenową konkurencję w Gdańsku i Gdyni leży w zagospodarowaniu terenów po upadłej gospodarce morskiej. Czyli za kilka lat.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?