Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trójmiasto: Naganiacze zmorą turystów

A.Bielińska, A.Werońska
Namolni, denerwujący, a do tego często niechlujnie ubrani "naganiacze". Tak najczęściej określeni są przez mieszkańców Gdańska i Sopotu promotorzy. Stoją w pobliżu barów czy restauracji i zachęcają, by wejść do środka. Najczęściej na ul. Monte Cassino w Sopocie i Długiej w Gdańsku.

- Nie znam polskiego, dlatego gdy ktoś do mnie podchodzi, grzecznie daję do zrozumienia, że i tak nie podejmę dyskusji - mówi Kevin, który przyjechał do Gdańska z Hamburga. - Na początku nie wiedziałem o co chodzi, ale teraz już się przyzwyczaiłem, że na jednej ulicy w centrum zaczepia mnie kilka osób z ulotkami knajp.

Bardziej niż turyści zdenerwowani są mieszkańcy, którzy w drodze do pracy kilkakrotnie muszą bronić się przed "naganiaczami".

Czytaj też: Z przedszkola chcą zrobić restaurację

- Zdarza się, że gdy mam lepszy dzień, biorę ulotkę w biegu, ale zazwyczaj albo odpowiadam "nie, dziękuję", albo odwracam głowę, by nikt do mnie nie podszedł - opowiada Maciej Niedzicki z Gdańska.

- Dla niektórych osób to już znak, aby do mnie nie podchodzić, ale niektóry są tak nachalni, że gdyby mogli, zaciągnęliby mnie do knajpy siłą.

Sami promotorzy przyznają, że sposobów na pozyskanie klienta mają cały wachlarz. Wszystko zależy od restauracji i kultury osobistej promotora.

- Jest np. metoda na namawianie do bólu i powtarzanie nawet po 10 razy, że warto wejść do lokalu, nawet gdy klient odpowiada, że nie ma ochoty - wyjaśnia Michał, który pracuje jako promotor w restauracji Burritos w Gdańsku.

- My jednak zapraszamy do środka, a jeśli ktoś nie ma ochoty, to go nie męczymy. Gdy będzie chciał, to i tak przyjdzie, a po co nasz lokal ma mu się źle kojarzyć.

Szymon, który pracuje w pizzerii Napoli przy ul. Długiej, mówi z kolei, że obraźliwe zwroty w swoim kierunku słyszy prawie codziennie. - Jeden przechodzeń, któremu chciałem wręczyć ulotkę upoważniającą do zniżki, powiedział "sam se zjedz", tyle, że trochę ostrzej - wspomina.

Warto przeczytać: Projekt Placu Przyjaciół Sopotu zgodny z prawem

Problem na ulicach Gdańska i tak nie jest największy. Gorzej mają sopocianie. Nie dość, że na trasie z góry Monciaka w stronę morza zbierają od kilku do kilkunastu ulotek, to muszą jeszcze zatykać uszy, bo "naganiacze" coraz częściej krzyczą przez megafon.

- Przez ponad tydzień próbowałem skontaktować się ze Strażą Miejską, aby zareagowała na hałaśliwy sposób reklamowania jednej z gastronomi w pobliżu Placu Przyjaciół Sopotu - mówi Mateusz Żuk. - Miasto czepia się bezdomnych, którzy zbierają pieniądze, a nie zajmuje się tymi, przez których goście w pobliskich ogródkach krzyczą do siebie, by cokolwiek usłyszeć.

Puszczanie głośnej muzyki na ulicy Monte Casino jest całkowicie zabronione. Niestety, aby uciszyć pracownika knajpy nadającego przez megafon, trzeba się natrudzić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki