Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trener Atomu Trefla Sopot Adam Grabowski: Nie wieszajcie medali

Rafał Rusiecki
Karolina Misztal
Z Adamem Grabowskim, trenerem Atomu Trefla Sopot, rozmawia Rafał Rusiecki.

W finałowej rywalizacji do 3 zwycięstw Dąbrowa Górnicza prowadzi z Sopotem 2-0. Nudne te finały, nie sądzi Pan?

- Jeszcze się przecież nie skończyły.

Na czym opiera Pan wiarę w to, że uda się odwrócić niekorzystną sytuację?

- Dlatego, że wielokrotnie w historii siatkówki dochodziło do tego, że przy stanie 0-2 w play-offach rywalizacja nie kończyła się na trzecim meczu. Ja sam miałem kiedyś podobną sytuację w Pile. Prowadziłem wówczas drużynę po Leszku Piaseckim. Graliśmy z Pałacem Bydgoszcz, który prowadził, pierwszy raz samodzielnie, Piotr Makowski (nowy selekcjoner reprezentacji Polski kobiet - przy. aut.). Bydgoszcz rozpoczęła od prowadzenia 2-0, ale w Pile odrobiliśmy te straty. Co prawda piąty mecz Pałac wygrał, ale nudno nie było.

Finały przegrywacie w ataku. Skąd te problemy?

- Zawsze w tym elemencie mieliśmy dużo kłopotów. Jeśli ktoś śledzi rankingi, to zauważy, że Rachel Rourke jest na pierwszym meczu, ale kolejne nasze zawodniczki, które zdobywały punkty atakiem, są daleko. Skoro jednak dotarliśmy aż do finału mistrzostw Polski, to mamy także parę innych atutów.

A kiedy patrzy Pan w oczy swoim zawodniczkom, to też widzi wiarę w sukces?

- Oczywiście. Znam je. Z niektórymi dziewczynami pracowałem przez wiele sezonów w innych klubach. Tę sytuację z Piły, o której wspomniałem, pamiętają chociażby Iza Bełcik czy Anita Kwiatkowska. Nie tylko ja to więc przeżyłem. Dziewczyny wiedzą, że z tych tarapatów da się wygrzebać. Pozostałe siatkarki mają w swojej historii wiele meczów, w których role się odwracały. To nie jest tak, że jesteśmy przegrani, że można zawieszać medale. Przed meczami z Muszyną też za bardzo nikt na nas nie stawiał, a jednak daliśmy radę.

Myślę sobie, że to też może być tak, że po świetnych meczach w półfinałach z Muszynianką, przyjęliście, że zadanie zostało wykonane z nawiązką. Nie jest tak?

- Nie sądzę, żeby sportowiec, póki może, póki sędzia nie skończy meczu, odpuszczał. Mamy szansę i na pewno z niej skorzystamy. To nie jest tak, że się poddamy i tylko dogramy mecz. Po czymś takim nikt nie czułby się dobrze.

Co jest takiego w zespole z Dąbrowy Górniczej, że w sześciu oficjalnych meczach tego sezonu ani razu z nim nie wygraliście?

- Tam jest równy i stabilny skład. W Dąbrowie Górniczej ten skład tak radykalnie się nie zmienia. Przytoczę przykład podwójnej zmiany, do jakiej doszło pod koniec czwartego seta drugiego meczu. Weszły Magdalena Śliwa i Joanna Kaczor, które wcześniej trzy i pół seta przestały w kwadracie dla rezerwowych, a dzięki swojemu doświadczeniu odmieniły losy meczu.

Bez względu na wynik będzie Pan chciał nadal pracować w Sopocie?

- Wielokrotnie deklarowałem chęć pozostania w Trójmieście. Nic, tylko tutaj mieszkać, żyć i pracować. To nie jest jednak tak, że ta decyzja zależy wyłącznie ode mnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki