BBTS Bielsko-Biała sportowym krezusem PlusLigi nie jest. Trzeba być jednak bardzo mocną drużyną, aby nawet takiego rywala - po serii trzech zwycięstw z rzędu - wgnieść w boisko. A tego w sobotę dokonał Trefl Gdańsk, wygrywając bez straty seta po godzinie i ośmiu minutach. Drużyna Andrei Anastasiego daje sygnał, że w tym sezonie chce liczyć się w wyścigu po medale.
- Przed tym meczem byłem trochę zestresowany, bo BBTS przed przyjazdem do Ergo Areny wygrał trzy spotkania z rzędu, a wszystko po tym, jak zmienił trenera (asystent Paweł Gradowski zastąpił Rostislava Chudika - przyp. aut.). To wiele zmieniło w samym zespole. Dobrze się jednak przygotowaliśmy do spotkania z nimi. Musieliśmy przedstawić nasz pomysł na siatkówkę i to zrobiliśmy. Jestem z tego zadowolony, bo kłopoty z przepchnięciem wyniku mieliśmy tylko w trzeciej odsłonie. Zawodnicy są w formie, a to bardzo ważne w tej części sezonu. Chcieliśmy wygrać 3:0, za trzy punkty, bo jesteśmy na trzecim miejscu w tabeli. Mamy w tej chwili bilans 9 zwycięstw i 3 porażek, co jest bardzo dobrym wynikiem - wyjaśnia nam włoski trener Trefla.
Było tak dobrze, że na parkiet nie musiał być wysłany jeden z liderów drużyny, Mateusz Mika. Świetnie zastępował go Wojciech Ferens.
- Wracam po drobnym urazie do treningów. Byłem już do dyspozycji trenera, ale nie było takiej potrzeby, abym pojawiał się na boisku. Chłopaki grali bardzo dobrze. Nic, tylko się cieszyć - powiedział 26-letni przyjmujący.
Treflowi poszło tak łatwo, że przez moment można było odnieść wrażenie, czy BBTS za bardzo nie odstaje poziomem od reszty ekip.
- Nic nie ujmując drużynie z Bielska, w mojej opinii, drużyny, z którymi spotykaliśmy się wcześniej, były lepsze. Bardzo chcieliśmy, żeby nie było kolejnej niespodzianki na naszym boisku, takiej jak z Katowicami czy Szczecinem - skwitował Artur Szapluk, przyjmujący żółto-czarnych.
Po jednej trzeciej części sezonu zasadniczego PlusLigi wygląda więc na to, że w Gdańsku wszystko idzie w dobrym kierunku.
- Najważniejsze jest to, aby mieć pomysł na swoją drużynę - przekonuje Andrea Anastasi. - Myślę, że PlusLiga jest otwarta na ludzi, którzy chcą sprawdzić się ze swoimi projektami. W Gdańsku też mamy pomysł. Idziemy w jednym kierunku, całym zespołem. Weźmy na przykład takiego Damiana Schulza, który gra u nas od czterech sezonów. Spisał się bardzo dobrze w meczu z BBTS-em, ale nie tylko w nim. To jest efekt tego pomysłu, bo uwierzyliśmy w niego i postawiliśmy na niego. Jestem zadowolony także z „Fero” (Wojciech Ferens - przyp.). Trafił do nas w styczniu tego roku, a był po kontuzji. Natomiast teraz jestem dumny z jego postawy, on sam wierzy w pracę.
Doświadczony włoski trener przypomina też, że na boisku stara się dawać szansę wszystkim. Michał Kozłowski zastępuje więc na rozegraniu TJ Sandersa, jeśli Kanadyjczyk ma problemy z utrzymaniem odpowiedniej koncentracji. Tak było właśnie w spotkaniu z BBTS-em.
Teraz przed gdańskimi „Lwami” dwa wyjazdowe mecze: w Radomiu z Cerradem Czarnymi (niedziela, godz. 14.45) i w Bydgoszczy z Łuczniczką (środa, 13 grudnia). A później dwa hitowe spotkania w Ergo Arenie. Nad Bałtyk 23 grudnia przyjedzie Zaksa Kędzierzyn-Koźle, a 5 stycznia PGE Skra Bełchatów.
- Muszę być szczery i powiem, że nie interesuję się jeszcze wyjazdowym meczem w Bydgoszczy, ani hitowym meczem w Ergo Arenie z Zaksą. Najważniejsze jest teraz spotkanie w Radomiu. Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na tabelę, w której różnice są minimalne. Z Zaksą zagramy tuż przed wigilią. To jeszcze szmat czasu. Musimy utrzymać się w najlepszej szóstce. Oczywiście, chcielibyśmy zostać na trzeciem miejscu. Stoimy jednak twardo na ziemi i myślimy o Czarnych Radom - tłumaczy Anastasi.
- W porównaniu do poprzedniego sezonu zmieniliśmy bardzo dużo. Jasne jest jedno, że z każdym meczem gramy coraz lepiej. Ulepszamy naszą grę w takcie każdego treningu. Chcemy być w czołowej szóstce. Chcemy grać w play-offach. Chcemy powalczyć o jakiś medal. Czy jesteśmy na to gotowi? Absolutnie, że tak - dodaje i promiennie uśmiecha się 57-letni Włoch.
Takiej dobrej prasy w Rzeszowie nie miał rodak Anastasiego - Roberto Serniotti. Szkoleniowiec rodem z Turynu w maju objął drużynę Asseco Resovii, a w minioną niedzielę pożegnał się z pracą, po kolejnej już przegranej w PlusLidze (0:3 w piątek z Onico Warszawa). Jego miejsce zajął Andrzej Kowal, który ostatnio był dyrektorem sportowym. Siedmiokrotni mistrzowie Polski w tym sezonie mają bilans 7-5.
TOP Sportowy24: zobacz hity internetu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?