Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragedia w Nowym Stawie. Telewizor cały czas grał...

Radosław Konczyński
Archiwum
Ciała ojca i dwóch synów, po sygnale od rodziny i sąsiadów, odkryli nowostawscy policjanci. Prokuratura raczej wyklucza przestępstwo, skłania się ku zatruciu czadem lub „płynem”.

Wstrząsające odkrycie w jednym z domów miało miejsce trzy dni temu. Gdy policjanci weszli do środka po wyważeniu drzwi, zobaczyli ciała trzech mężczyzn. Ojca i dwóch synów, którzy mieszkali razem.

Nie otwierali
Policję w Nowym Stawie niemal jednocześnie powiadomili członek rodziny i Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Jak się dowiedzieliśmy, sąsiadów zaniepokoił bez przerwy grający telewizor w mieszkaniu. Po zmroku wieczorami było widać, że urządzenie jest włączone, ale w środku nie było żadnego ruchu. Mężczyźni przez kilka dni nie byli też widywani poza domem. Sąsiedzi powiadomili więc Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej.

- W poniedziałek około godz. 10.30 przyszła do nas sąsiadka z mężem i powiedzieli, że od kilku dni nie słyszą sąsiadów, ale gra telewizor - mówi Wioletta Pielak, kierownik MOPS w Nowym Stawie. - Nasi pracownicy pojechali na miejsce, dobijali się do drzwi, ale nikt nie otwierał. I rzeczywiście potwierdziło się, że gra telewizor, jednak nie słychać żadnych odgłosów. Wtedy powiadomiliśmy policję.

Tylko jeden ze zmarłych był podopiecznym MOPS.

- We wrześniu u tego pana przeprowadzany był wywiad środowiskowy, a u nas ostatni raz był 21 października - dodaje Wioletta Pielak.

Zmarli mężczyźni mają w Nowym Stawie rodzinę. Jak wyjaśniła nam prokuratura, bliska osoba najpierw odwiedziła ich w okolicy Dnia Wszystkich Świętych - nikt nie otworzył. Gdy w poniedziałek poszła zobaczyć, co się dzieje, a znowu jej nie otworzono, również powiadomiła komisariat. Policjanci mając zgłoszenia z dwóch źródeł, pojechali na miejsce.

- W poniedziałek przed południem funkcjonariusze komisariatu w Nowym Stawie otrzymali zgłoszenie, że od dłuższego czasu mężczyźni nie są widywani. Policjanci natychmiast pojechali na miejsce i ujawnili trzy ciała. Oględziny miejsca zdarzenia przeprowadziła grupa dochodzeniowo-śledcza w obecności prokuratora i biegłego lekarza. Wykonane czynności wstępnie wykluczyły udział osób trzecich - mówi post. Klaudia Piór, p.o. rzeczniczka prasowa Komendy Powiatowej Policji.

Dom był zamknięty, obrażeń nie było

Prokuratura Rejonowa powierdza, że po oględzinach nic nie wskazuje na to, by do śmierci mężczyzn przyczyniły się inne osoby. Na miejscu nie znaleziono śladów przestępstwa.

- Dom był zamknięty od wewnątrz na klucz, okna również szczelnie pozamykane. Znalezieni mężczyźni nie mieli żadnych obrażeń. Oczywiście dopóki śledztwo trwa, wszystko jest możliwe, ale na tym etapie nic nie wskazuje na udział osób trzecich - mówi Piotr Wojciechowski, prokurator rejonowy w Malborku. - Wiodącą wersją, jaką obecnie przyjmujemy odnośnie przyczyn i okoliczności zdarzenia, jest zatrucie. Będziemy ustalać, czy do śmierci mogło dojść w wyniku zatrucia tlenkiem węgla, czy na przykład po spożyciu płynów.

Płynów, czyli mówiąc wprost: alkoholu. Prokuratura potwierdza, że zabezpieczyła napoje alkoholowe do ewentualnych badań. Ale być może one nie będą potrzebne. To miało się okazać wczoraj. Pierwsze odpowiedzi na temat przyczyny śmierci ojca i synów miała dać bowiem sekcja zwłok, która została zarządzona na środę (informację o jej ustaleniach znajdziesz na naszej stronie internetowej - www.malbork.naszemiasto.pl).

- Jeśli doszło do zatrucia tlenkiem węgla, sekcja zwłok by to wykazała - wyjaśnił nam prokurator Piotr Wojciechowski.

Jeśli nie wykaże, najprawdopodobniej konieczne będą badania toksykologiczne.

Z dotychczasowych ustaleń policji i prokuratury wynika, że mężczyźni nie byli widywani przez tydzień, maksymalnie dwa tygodnie. Tyle czasu mogło trwać, zanim odkryto ich ciała. Ojciec miał 75 lat, synowie - 54 i 44 lata.

Gdyby się okazało, że przyczyną śmierci było zatrucie tlenkiem węgla, byłoby to pierwsze tak tragiczne zdarzenie w obecnym sezonie grzewczym.

Nie licząc tej sprawy, od początku września br. malborska straż pożarna otrzymała cztery zgłoszenia związane z tlenkiem węgla, w tym dwa z nich się potwierdziły. Jeden to głośny przypadek z ulicy Szymanowskiego w Malborku, kiedy to opiekunka starszego mężczyzny w porę wyprowadziła go z łazienki. W pomieszczeniu znajdował się niesprawny piecyk gazowy, który właśnie tego samego dnia, ale w późniejszych godzinach, miał być naprawiony lub wymieniony.

Dwa zgłoszenia okazały się fałszywe. Po dojeździe na miejsce strażacy stwierdzali, że rozładowywała się bateria w czujnikach tlenku węgla i dawała o tym znać, głośno „wyjąc”.

Na szczęście, coraz więcej osób kupuje czujki czadu. Strażacy radzą, by zaopatrywać się w urządzenia z atestem, po nabyciu zapoznać się z instrukcją, a także przeprowadzić krótki, prosty test, np. na chwilę zapalić zapałkę w pobliżu czujnika.
Jeśli jednak w przyszłości kolejny raz okaże się, że ostatecznie ratownicy jadą do wyczerpującej się baterii, na pewno złego słowa nie powiedzą. Najważniejsze, że w domu jest czujka, a to gwarantuje bezpieczeństwo.

Nowy Staw. Ojciec i dwaj synowie znalezieni martwi w domu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki