Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Sowiński: Bez rządzenia żyje się o wiele spokojniej

Anna Werońska
Tomasz Sowiński był wiceprezydentem Gdańska, potem wojewodą pomorskim
Tomasz Sowiński był wiceprezydentem Gdańska, potem wojewodą pomorskim Przemek Świderski
Gdy był wojewodą, pisał wiersze po to, by uciec od polityki. Teraz jest wykładowcą, mówi, że od niczego nie ucieka i być może wyda drugi tomik poezji. Z Tomaszem Sowińskim o jego życiu bez władzy - rozmawia Anna Werońska

Dziesięć lat temu powiedział Pan, że gdy był w gdańskiej Radzie Miasta, miał Pan dużo pracy, gdy został Pan wiceprezydentem, pomyślał, że to już przesada, a gdy objął Pan urząd wojewody, pracował pan 7 dni w tygodniu po kilkanaście godzin. Jak Pan teraz stoi z czasem?

Zdecydowanie lepiej, choć przyznam, że to przetarcie z tamtych lat spowodowało, że jak czegoś nie robię, to zaczynam się źle czuć. Chodzę w kółko, zaczynam się denerwować, myśleć, by może następny artykuł pisać albo że jest może coś w domu do zrobienia - a tam akurat zawsze dłuższa lista się znajdzie, wystarczy tylko zapytać żonę. Intensywność tamtego życia miała w sobie niepewność. Nigdy nie wiedziałem, czy wrócę danego dnia do domu, bo może gdzieś mnie ściągną, zwłaszcza gdy byłem wojewodą, bywało tak, że człowiek wyjeżdżał do pracy i myślał, że to będzie zwyczajny miły dzień i nagle kończył w Warszawie. A teraz na uczelni znam plan na pół roku do przodu i to jest bardzo duży komfort.

Kilka lat temu wydał Pan tomik poezji, a teraz ma Pan chyba więcej czasu na wiersze. Pisze Pan jeszcze?

Znacznie mniej, ale to dlatego, że piszę co innego. Przede wszystkim artykuły naukowe, opinie, opracowuję mnóstwo dokumentów, choćby tych rządowych, zwłaszcza w dziedzinie prawa finansowego czy gospodarki wodnej. Co do poezji - kiedyś miałem też większe potrzeby. Poezja była skuteczną ucieczką od rzeczywistości.

Od polityki?

Także. Chodziło o pewnego rodzaju psychiczne odreagowanie i to rzeczywiście skutecznie pozwalało mi nie myśleć o sprawach bieżących. Niewiele innych rzeczy, które robiłem, pozwalało mi na takie oderwanie, by rzeczywistość cały czas się nie wkradała i nie przypominała o sobie.

Nie brakuje Panu rządzenia?

Nigdy w życiu. Muszę powiedzieć, że ze zdziwieniem patrzyłem na niektórych kolegów czy koleżanki, których drobna funkcyjka doprowadza niemalże do ekstazy. Jedna pani kiedyś powiedziała, że gdy została szefową czy wiceszefową komisji w Radzie Miasta i to poczuła smak władzy, z kolei inna pani stwierdziła, że jak nie będzie radną, to będzie nikim. Zawsze mnie to śmieszyło. Ja mam twarde wychowanie i twardą szkołę władzy rozumianej jako roztropna służba społeczeństwu. Władza ma czemuś i komuś służyć, ale nie temu, kto ją sprawuje. Wtedy ma sens. Pełni się te funkcje, aby wykonać zadania, realizować pewne wizje. Jeśli ktoś ich nie ma, to niech nie idzie do władzy. Ale może ja mam niedzisiejsze poglądy, dlatego wolę w dzisiejszej polityce nie brać udziału.

Pan zawsze chyba był zasadniczy. Gdy Pan zwalniał urząd wojewody, to dał Pan następcy listę zadań do wykonania, a od niego dostał Pan w prezencie książkę.

Może to źle brzmi, że dałem mu listę zadań. Po prostu przekazałem mu te kwestie, które są najważniejsze. Uznał to i w większości realizował. To byłoby wręcz złe, gdybym mu nie przekazał spraw, które są istotne.

Na uczelni też Pan dużo wymaga od studentów?

Myślę, że zaczynać trzeba od siebie. Jeśli jestem wymagający wobec siebie i twardo wykonuję to, co jest mi zadane, to także moje wymagania wobec studentów są inne. Przede wszystkim myślę, że traktuję ich poważnie, może czasem zbyt poważnie. Jasno określam zasady i to jest istotne. Nie wiem, czy można nazwać mnie bardzo wymagającym. Po prostu trzymam się tych zasad. Zawszę radzę jedną z najtragiczniejszych rzeczy, jakie można, czyli systematyczności w nauce - gdy to słyszałem jako student to mi ciarki po plecach przechodziły. Przedmiot taki jak prawo finansowe, którego uczę na Wydziale Prawa i Administracji UG, jest tak obszerny, że jeśli ktoś się nie uczy systematycznie - i to jest właśnie ta sentencja - to nie ma szans, by go opanował.

Czyli jak ktoś nie chodził przez cały semestr na zajęcia i mówi, że był chory, to Pan mu zajęć nie zalicza.

Jeżeli to jest wykład nieobowiązkowy, to jak zda egzamin... tylko chylić czoła. Ale są jeszcze ćwiczenia, które rządzą się innymi prawami. Mam to szczęście, że prowadzę zajęcia praktyczne i nie muszę wymyślać teoretycznych problemów, bo przecież co roku mamy planowany budżet, co roku możemy to obserwować, analizować rozwiązania. Podobnie rzecz ma się w kwestiach związanych z emeryturami, które są moim konikiem.

Pan sobie swoją emeryturę już wyobraża?

Do niedawna uważałem, że mam nieograniczoną wyobraźnię, ale jednak - jeśli chodzi o emerytury - to mam co do tej wyobraźni wątpliwości. Łatwiej byłoby mi chyba pisać opowiadania fantastyczno-naukowe, niż wyobrazić sobie to, co się będzie działo w tym temacie. Myślę, że trzeba robić wszystko, żeby zapewnić sobie coś oprócz emerytury państwowej. Bo jak słyszę dzisiaj o tych biednych kobietach, które mają rodzić dziesiątki dzieci, żeby nas kiedyś utrzymały, gdy myślę o tych biednych dzieciach, które mają przyjść na świat przede wszystkim po to, by nas utrzymać i o swoim młodszym dziecku, które już prawie na czworakach ma iść do szkoły, to stwierdzam, że to jest absurdalne i przerażające. Kto odbiera dzieciństwo dzieciom, ten się będzie w piekle poniewierał, a jak nie wierzy w piekło - nie szkodzi, ale niech się boi.

A Pan jakie miał dzieciństwo?

Fantastyczne. Mogę moim rodzicom tylko i wyłącznie bardzo mocno dziękować za wszystko, co dla mnie zrobili i za to, że od początku choć sami nie mieli wyższych studiów, chcieli, bym je skończył. W dużym stopniu dzięki nim miałem idealne niemalże warunki do tego, by skończyć studia, nawet dwa fakultety.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Pana studenci zdają sobie sprawę, z kim mają zajęcia?

Nie mam pojęcia. Zasada zazwyczaj jest taka, że jeśli jedna osoba wie, to wszyscy wiedzą. Były sytuacje, że gdy już myślałem, że będę miał spokój, to prędzej czy później wychodziło, że studenci doskonale wszystko o mnie wiedzą. Ale było i odwrotnie.

Żona się cieszy, że ma Pan więcej czasu?

Praca na dwóch uczelniach jest czasochłonna. Wykładam też na studiach zaocznych, więc większość weekendów jestem w pracy. To jest jednak zupełnie inne zajęcie, niż te wcześniejsze, związane z polityką. Kiedyś nie miałem tego poczucia wolności, byłem cały czas w napięciu i poczuciu może nie zagrożenia, ale tego, że nie wiem, co będę robił po południu, bo wszystko się może zmienić.

A co Pan dzisiaj będzie robił?

Wrócę do domu, będę sprawdzał egzaminy. Chcę studentom przed końcem tygodnia wysłać wyniki, bo zwłaszcza ci, którym nie poszło, dobrze żeby szybciej się o tym dowiedzieli. Mam oczywiście nadzieję, że wszyscy zdali, ale statystyka jest nieubłagana. A później usiądę i będę pisał, pracował do 2-3 w nocy.

To ile Pan śpi?

Różnie, ale staram się mieć zajęcia nie wcześniej niż koło godz. 9.00, by do 7.30-8.00 pospać. To zależy od dnia - jak nie mam zajęć rano i mam wenę twórczą, to mogę posiedzieć dłużej. Nie rozumiem, jak Hemingway mógł pisać codziennie 8 godzin. Mam takie noce, gdy cały dom zasypia i mam spokój. Bo jak dziecko przychodzi i odrywa od komputera, to jest rzecz zupełnie nie do opanowania. A gdy mam ten komfort, że mogę się wyciszyć, bardziej skupić, to jestem w stanie zrobić dużo w krótkim czasie.

Wyda Pan kolejny tomik poezji?

Zbiera się, mam przygotowaną nawet książeczkę dla dzieci, wtedy jeszcze nie wiedziałem, że może mi się to niedługo przydać. Ona tak leży sobie w szufladzie i się zastanawiam, co z tym zrobić. Na razie daję znajomym, by swoim dzieciom czytali. Podobno ich nie odrzuca, więc może ujrzy ona światło dzienne.

Pan swoim dzieciom czyta?

Teraz starsza córka czyta sama i to bardzo dużo. Młodszej się czyta, na razie krótkie bajki, ale powoli się zbieram, by jej przeczytać moją pierwszą książeczkę dla dzieci. Mówię pierwszą, bo może będzie czteroczęściowa. Zobaczymy, może kiedyś się to ukaże i wiersze też, jak się zbierze odpowiednia liczba.

Tylko co dla Pana teraz będzie motorem do pisania wierszy, skoro już Pan przed polityką nie musi uciekać?

To nie była tylko ucieczka. W okresie młodzieńczym to była też chęć przekazania myśli, zobaczenia czegoś ciekawszego, lepszego. Później była długa przerwa, a następnie odreagowanie i zatopienie się w rzeczywistości, na którą miałem stuprocentowy wpływ, sam ją kreowałem.

Jakby Pan teraz miał wykreować sobie miesiąc, to jak by wyglądał?

Chciałbym zobaczyć parę miejsc, może Peru, Nową Zelandię, Islandię, ale z drugiej strony jedną z ważniejszych rzeczy, jakie życie mnie nauczyło, to akceptowanie tego, co się ma, bo jak się to potrafi, to życie jest znacznie ciekawsze.

I Pan to akceptuje?

Co najmniej przyjmuję do wiadomości, przecież nie będę się obrażał na rzeczywistość.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki