Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Korynt o pamiętnej glorii Arki Gdynia w Pucharze Polski: Naszym atutem była atmosfera

Jakub Treć
Tomasz Korynt
Tomasz Korynt Tomasz Bolt/Polskapresse
Już dzisiaj Lech Poznań zagra z Arką Gdynia w finale. Faworytem są podopieczni Nenada Bjelicy, ale będzie to dla nich już trzeci finał z rzędu. Żółto-niebiescy w wielkim finale ostatni raz byli w 1979 roku, wówczas pokonali w Lublinie Wisłę Kraków 2:1. Jednym z podstawowych zawodników tamtejszej Arki był Tomasz Korynt, który w finale nie mógł wystąpić z powodu choroby. O największym sukcesie w historii Arki oraz o dzisiejszej rywalizacji z Lechem rozmawialiśmy właśnie z nim.

Jakub Treć: Jest pan legendą Arki Gdynia, chociaż zabrakło pana w najważniejszym meczu w historii gdynian. Długo nie mógł pan odżałować absencji w meczu z Wisłą Kraków?
Tomasz Korynt: Najbardziej bolał mnie ten fakt przed rozpoczęciem meczu. Później zwycięstwo kolegów i zdobycie tego pucharu w pewien sposób złagodziło męki i żale. Najważniejsze było to, że drużyna dała sobie radę i wygrała ten finał. Przecież w tym meczu nie byliśmy faworytami, bo Wisła była naszpikowana reprezentantami Polski, także cieszyłem się razem z kolegami. Oczywiście żal mi do dzisiaj, że nie zapisałem się w tym meczu, ale mimo wszystko jakiś wkład w ten sukces wniosłem.

Był pan świadomy tego dnia, że nie zagra? Miał pan wysoką gorączkę.
Tak, miałem. Dowiedziałem się nad ranem, w momencie, gdy po prostu wstawałem do toalety i leki, które doktor mi zaaplikował w końskich dawkach nie pomagały. Nogi się pode mną ugięły i nie byłem właściwie w stanie trzech kroków przejść. Zdałem sobie sprawę z tego, że mój występ nie będzie wchodził w grę.

Mógłby to być stres przedmeczowy?
Dzień wcześniej miałem jeszcze nadzieję, ale tak jak powiedziałem końska dawka leków, która miała mnie postawić na nogi z tych nóg mnie zwaliła (śmiech).

Zastąpił pana Tadeusz Krystyniak, który bramkę z karnego zdobył. Może właśnie tak miało być?
Może. Gdyby w kadrze nie było również Krystyniaka, przypuszczam, że strzelałby ktoś inny. Mam nadzieję, że równie skutecznie. Wszystko się dobrze skończyło, kto by nie wszedł w moje miejsce, to efekt jest, jaki jest.

W jaki sposób zawodnicy podchodzili do trenera Czesława Boguszewicza, który był bardziej rówieśnikiem, niż wiekowym szkoleniowcem?
My podchodziliśmy do Czesia – naszego kolegi z boiska - jak do przyjaciela i wszyscy staraliśmy się mu pomóc w jego pracy. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że jest to nasz wspólny cel i mimo, że Czesiek nie miał doświadczenia w roli szkoleniowca, to podchodziliśmy do treningów z powagą i bardzo sumiennie. Myślę, że to właśnie dobra atmosfera pomogła nam w osiągnięciu sukcesu.

Co było wówczas największą siłą żółto-niebieskich w rozgrywkach Pucharu Polski? Udało się dotrzeć do finału, mimo tego, że ta droga nie była usłana różami. Trafiliście m.in. na Szombierki Bytom, na Lecha Poznań, także na zespoły z 1 ligi?
Szczególnie z Lechem Poznań rozegraliśmy dramatyczny mecz jak pan zapewne wie.

Arka wygrała 7:6 w rzutach karnych.
Jak dobrze pamiętam rozstrzygnięcie padło dopiero w 9. serii jedenastek, . Towarzyszył nam duży stres. Wytrzymaliśmy, dzięki czemu udało nam się wyeliminować najpierw Lecha Poznań i później nieco łatwiej pokonaliśmy w półfinale Szombierki. Co było naszym największym atutem? Przede wszystkim świetna atmosfera i walka, którą wpajał nam nie tylko trener, ale także nasz kapitan Zbyszek Bieliński. Bardzo nas mobilizował i swoją postawą dawał dobry przykład. Nigdy nie odpuszczał żadnych centymetrów boiska.

Wiślacy wielokrotnie tłumaczyli tę porażkę złym, a wręcz fatalnym stanem boiska w Lublinie. Czy to Arce rzeczywiście w jakiś sposób pomogło?
Fatalny stan boiska no…troszeczkę dziwne tłumaczenie piłkarzy, tak samo jak tłumaczenie Andrzeja Iwana w jego książce (Spalony – przyp. red.), gdzie sugeruje, że sędzia sprzyjał naszej drużynie. Z przebiegu gry wynikało, że gdyby Wisła była lepsza i skuteczna, to mogła rozstrzygnąć ten mecz wcześniej i ani sędzia, ani boisko nie przeszkodziłoby im. Mieli swoje sytuacje, nie wykorzystali. My na pewno swoją postawą pokazaliśmy, a właściwie koledzy, bo ja nie grałem, że można powalczyć i zagrać skutecznie. A jeśli chodzi o boisko, to było takie samo dla obydwu drużyn.

Czyli jest to raczej słabe tłumaczenie.
Wisła posiadała zawodników, którzy występowali w reprezentacji Polski, ale nie potrafiła udowodnić swojej wyższości na boisku. Przyczyną tego wyniku na pewno nie był stan murawy.

Oprócz pana nie mógł jeszcze grać drugi kluczowy zawodnik Bogusław Kaczmarek. Czy pomimo tego byliście w szatni w przerwie? Jeśli tak, to, co powiedział trener Boguszewicz zawodnikom, że potrafili odwrócić losy tego spotkania?
Ja byłem w takim stanie, że nawet nie było mnie w szatni. Zostałem w hotelu. Taki byłem osłabiony po tej chorobie.

Oglądał pan mecz w telewizji?
Oglądałem w telewizji w hotelu, także nie mogę panu powiedzieć, co powiedział trener w szatni.

Gdzie spotkały się dwa bardziej wyrównane zespoły? W Lublinie czy w tegorocznym finale? W którym finale jest większa dysproporcja?
Jeśli chodzi o potencjał, to w Wiśle był dużo większy. My mieliśmy w swoich szeregach praktycznie jednego reprezentanta Polski (Janusza Kupcewicza przyp. red.). Ja grywałem trochę w reprezentacji drugiej, trochę w olimpijskiej, a na boisko nie wyszedłem, natomiast w Wiśle tak jak wcześniej wspominałem ponad pół drużyny to byli kadrowicze. Kmiecik, Nawałka, Kapka, Kusto, Wróbel - potencjał tamtej drużyny był bardzo duży. W tej chwili Ekstraklasa jest bardziej wyrównana, ale ostatnie mecze Arki jednak nie napawają dużym optymizmem. Widać, że Lech jest faworytem. Jest to jednak jeden mecz, trzeba się pokazać i podejść bardzo zmotywowanym, wówczas wszystko jest możliwe. Kolejorz lepiej gra i wygrywa, czego nie można powiedzieć o Arce.

To widać chociażby po drodze Arki na Stadion Narodowy. Ta droga była dużo bardziej wyboista niż Lecha. Czy to, co było dotychczas może mieć wpływ na finał, czy jest to jeden mecz i po prostu Lech musi, Arka może? Presja będzie po stronie Lecha?
Tak jak pan powiedział, to Lech musi i powinien, bo jednak ma takich klasowych zawodników, którzy sprawiają swoją grą, że Lech nadal liczy się w walce o tytuł mistrza Polski. Arka musi o ligowy byt walczyć. Przeszłość i mecze wcześniejsze nie mają i nie będą miały znaczenia. Faworytem jest Lech, natomiast może dyspozycja dnia pomoże Arce. Nie sądzę żeby Lech podszedł do meczu bez motywacji i lekceważąco.

Od początku sezonu w Poznaniu Lech zapowiada walkę o dublet.
Takie myślenie mogłoby się na zawodnikach Lecha zemścić. Przy odrobinie szczęścia można nawet z nimi wygrać.

Jedzie Pan do Warszawy z bliska oglądać finał?
Tak, wybieram się.

Zatem jakiego spotkania się pan spodziewa?
Spodziewam się walki i tego, że jednak Arka nie podejdzie zbyt bojaźliwie i przeciwstawi się Lechowi. Ponadto, że zagra skutecznie w ofensywie i nie pozwoli Lechowi rozwinąć skrzydeł. Jadę po prostu z nadzieję na to, że do końca będzie to mecz trzymający w napięciu.

Rozmawiał: Jakub Treć

PUCHAR POLSKI w GOL24

Pod Ostrzałem GOL24

**WIĘCEJ odcinków

Pod Ostrzałem GOL24

**

Najlepsze piłkarskie newsy - polub nas!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tomasz Korynt o pamiętnej glorii Arki Gdynia w Pucharze Polski: Naszym atutem była atmosfera - Gol24

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki