Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Karolak: Gdynia jest fenomenalnym miastem do życia. Lubię moje dialogi z kibicami z ogródków na Świętojańskiej ROZMOWA

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Tomasz Karolak od lat startuje w zawodach triathlonowych w Gdyni. Doczekał się tutaj swoich wiernych kibiców
Tomasz Karolak od lat startuje w zawodach triathlonowych w Gdyni. Doczekał się tutaj swoich wiernych kibiców Bartłomiej Zborowski/mat. organizatora
Rozmowa z Tomaszem Karolakiem, aktorem, reżyserem, założycielem warszawskiego Teatru IMKA, a przede wszystkim propagatorem triathlonu. O zamiłowaniu do tej wymagającej dyscypliny, zauroczeniu Gdynią i sposobie na wymagający podbieg ulicą Świętojańską, wieńczącą zmagania w zawodach Ironman Gdynia.

Aktorzy, popularni prezenterzy nie kojarzą się z triathlonem. Pan próbuje swoich sił w tym sporcie od lat. Co jest magnesem?
Wydaje mi się, że to taka narodowa polska cecha, że my porywamy się na rzeczy niemożliwe i one nam wychodzą. I tak jest w historii Polski, że wszystkie ataki i obrony z góry skazane na niepowodzenie, nagle się udawały. My jako Polacy chyba nie potrafimy przebywać zbyt długo w jakiejś stabilizacji. Już kiedyś zastanawiałem się nad tym, co takiego jest w triathlonie, że tak przyciąga. Pierwszą propozycję (wzięcia udziału w zawodach – przyp.) dostałem 12 lat temu, a ważyłem 124 kg. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że ukończę jakikolwiek z tych dystansów. Rzeczywiście coś takiego jest, kiedy wchodzi w głowę taka intencja i zaczyna się walka ze sobą samym, to powoduje wydzielanie się adrenaliny, która nakręca. To jest za każdym razem, kiedy idzie się na trening, kiedy trzeba przebiec parę kilometrów czy przepłynąć.

Nie jest pan w tym odosobniony.
Wydaje mi się, że to jest motywacja dla moich kolegów-aktorów. Piotrek Adamczyk wielokrotnie przecież startował w triathlonach. Nie ukrywam, że ta nabyta kondycja przydawała się w pracy zawodowej. Fajnie nie mieć dublera, który podbiega za autobusem czy coś takiego. A już się to zdarza u coraz młodszych aktorów. Jaki poziom wychowania fizycznego jest, to wszyscy doskonale wiemy. Jest pewna magia takiego wejścia na szczyt i nie trzeba wcale jechać w Himalaje, co ja kiedyś robiłem. Po prostu leciałem do Karakorum i szedłem do bazy pod K2 lub na przełęcz Gondorgoro na wysokości 6 tysięcy metrów, ryzykując niepotrzebnie życiem. Ten szczyt można zdobywać w triathlonie.

Jak to wygląda w wieloletniej praktyce? Trzeba się cały czas mobilizować, czy stopować, aby nie poświęcać za bardzo temu sportowi?
Absolutnie cały czas trzeba się mobilizować. Tym bardziej, że mówimy o aktorach, którzy dużo pracują. Nasza praca jest specyficzna, bo codziennie spędzamy na planie filmu lub serialu 14-16 godzin. Cały dzień jest zajęty, więc nie ma za bardzo jak tego treningu ustawić. A kiedy ci aktorzy, czy osoby medialne, nie grają w filmach, to występują w teatrze lub prowadzą programy telewizyjne. Ja wczoraj biegałem o 24.00 w nocy po Parku Skaryszewskim, bo wcześniej nie dałem rady. Zrobiłem sobie 5 km i bardzo przyjemnie się biegło, bo park był pusty. Do domu wróciłem jednak po 1 w nocy. To się stało dla mnie pewnym barometrem, w jakiej jestem kondycji. Jestem po 50-tce, więc sprawdzam, jak mi to pójdzie. Nawet na sprincie (pływanie 0,75 km, rower 20 km i bieg 5 km – przyp.), który jest krótkim dystansem, ale jest wymagający, jeśli chce się utrzymać jakieś tempo.

W jaki sposób znajduje pan czas na trening?
Wszystko jest rozpracowane u mnie co do minuty. Teraz akurat jest fajnie, bo sierpień mam wolniejszy. Robimy jakieś filmy, a nie jest to serial, który pochłania kilka miesięcy. Normlnie jest jednak tak, że trening zaczyna się o 22.00. Trenażer w domu lub w Warszawie przyjąłem już, że tam, gdzie można, jeździ się rowerem, a nie samochodem.

Która z konkurencji triathlonowych jest w pana przypadku najmniej lubiana, a która najbardziej?
Najmniej lubiane jest pływanie, bo zmobilizować się do treningów pływackich, szczególnie zimą, jest niezmiernie trudno. A najlepiej wychodzi mi rower. Rzeczywiście kilka tysięcy kilometrów już zrobiłem w tym sezonie. Z bieganiem natomiast jest tak, że raz jest moją miłością, a raz nie. To zależy od mojej wagi. Kiedy jestem cięższy, bo na przykład pracuję długo w serialu i nie mam czasu dobrze się odżywiać, więc je się to, co jest na planie. Kiedy jestem lżejszy, to bieganie rzeczywiście potrafi sprawiać przyjemność, mimo że generalnie jest totalnie nudne.

Z tym właściwym odżywianiem łączy się pana tegoroczny udział w zawodach Ironman Gdynia. Proszę powiedzieć, jak to wygląda?
Firma „Nowalijka” zaproponowała nowy rodzaj produktów, a wśród nich zupy i zioła, które mi dostarczano do domu. Ja włączyłem te produkty w swoją dietę. Oprócz tego miałem profesjonalnego dietetyka, a wcześniej musiałem przejść wszelkie badania krwi, aby zobaczyć, czy nie mam żadnych alergii. Okazało się, że nie służy mi gluten, który uwielbiam. Mówiąc o pieczywie czy wyrobach mącznych musiałem przejść absolutnie na mąkę żytnią lub – wyjątkowo – orkiszową. Za każdy kilogram, który ja stracę, „Nowalijka” wpłaca na konto gdyńskiego hospicjum „Bursztynowa przystań” pieniądze (dokładnie 2 tysiące złotych za każdy kg straconej wagi – przyp.). To taki początek, bo zgodziłem się, żeby namawiać do charytatywności. Moim zdaniem to obecnie pierwszorzędna sprawa. Polska jest cały czas w procesie pomagania uchodźcom zza naszej wschodniej granicy. Kiedy tylko można, to trzeba pokazywać ludziom, że można pomóc i to nawet małymi gestami.

Promujemy triathlon jako sposób na życie. Promujemy superfoods, bo tak można mówić o diecie z ekologicznych upraw. To jak w tym umiejscowić Gdynię, bo to nie jest pana pierwsza przygoda z tym miastem?
Będąc ostatnio wielokrotnie w Gdyni zacząłem się zastanawiać, czy się tu nie przenieść.

I co?
Właściwie, gdyby nie to, że mam dzieci w specyficznych szkołach w Warszawie... Moja 15-letnia córka jest w szkole mundurowej. Z kolei Leon jest w szkole takiej trochę antysystemowej, turkusowej. Gdyby nie to, to decyzja prawdopodobnie byłaby już podjęta. To jest fenomenalne miasto do życia. Miałem taki okres w maju, że grałe przedstawienia z Danielem Olbrychskim w Teatrze Muzycznym, a jednocześnie nie mogłem przerwać pracy w moim teatrze, którego jestem właścicielem. Cały zespół mojego teatru przyjechał więc do Gdyni, więc wieczorem grałem z Danielem Olbrychskim, a w ciągu dnia zajmowaliśmy się próbami premiery „Rewizora” Gogola. Ta cała grupa nagle tutaj zafunkcjonowała fenomenalnie. Nam się tu świetnie pracowało. Klimat, już nie mówię, sprzyjał. A kiedy chciałem się odstresować, brałem rower górski i jechałem na Wielki Kack i Mały Kack. Okazało się, że tutaj można świetnie żyć. To miasto budowane w latach 20-tych (XX w. - przyp.) po to, aby tutaj ludziom się dobrze żyło. Ile takich miast jest w Polsce? Najczęściej są zburzone po II wojnie światowej i niezbyt pomysłowo odbudowywane. Powiem panu, że nie wiem, czy za parę lat nie będę się starał o funkcję dyrektora w Teatrze Miejskim w Gdyni (śmiech). Może tak się zdarzyć.

Wśród tych klimatycznych miejsc Gdyni jest Świętojańska. A to ulica, która jest lekko pod górkę na końcowych kilometrach trasy biegowej…
Uwielbiam ją, bo bufet jest tuż za tym wzniesieniem. To jest fantastyczna motywacja. A jak zawodnicy nie znają tego triathlonu, to nie wiedzą, że właśnie tam, jak się już wbiegnie na górę i skręci w lewo, żeby dotrzeć do promenady, jest bufet. Człowiek jest wykończony, a tam jest ta nagroda. Można czegoś się napić lub zjeść kawałek banana. Podobna jest w triathlonie trasa biegowa w Warszawie, że jest podbieg na Karowej, gdzie też jest bufet. Bardzo lubię tę Świętojańską, a szczególnie te moje dialogi ze wszystkim w ogródkach. To jest wspaniałe.

I jak one wyglądają?
O, patrz, Karolak! Nie, on biegnie. Jezu, biedny, jak on się wlecze. (śmiech) Więc ja wtedy mówię: to chodźcie ze mną. I już tutaj nie jest tak wesoło. No wie pan, nie mamy butów. To ja wtedy zachęcam na bosaka. Był taki jeden triathlon, że zdjąłem buty i na bosaka sobie truchtałem. I ktoś do mnie dołączył. To są przygody.

Czyli kondycja i forma są, skoro może pan prowadzić dialog na ostatnich metrach zawodów?
Nie mogę przekraczać 145 uderzeń serca na minutę. Jak już jestem w takim pułapie tlenowym, to ja mogę biec 21 km. Już parę razy „połówkę” Ironmana zrobiłem. Nie osiągam piorunujących prędkości, ale jak już wejdę w swój własny pułap tlenowy, to już sobie biegnę.

A ten finisz na plaży miejskiej w Gdyni daje rzeczywiście kopa?
Tak, oczywiście. Kiedyś ktoś obliczył, że kiedy jest ładna pogoda, to w Gdyni na „połówce” i pełnym dystansie zawodnikom kibicuje około 30-40 tysięcy ludzi. To jest niebywałe, bo to się czuje. Natomiast każdy finisz Ironmana jest specyficzny, bo ty kończysz jednak coś jednak bardzo trudnego. Umówmy się, że nie każdego stać na to, aby się zmobilizować, i nie mówię o pieniądzach, tylko o wewnętrznej sile, żeby te trzy dyscypliny, jedna za drugą, robić. U większości Polaków to jest jeszcze takie mniemanie, że jest przerwa między nimi. Ostatnio rozmawiałem z kimś, że jest pływanie, rower i bieganie i on był zdziwiony, że nie ma przerwy na obiad. A kiedy potwierdziłem, że jedno po drugim, to tylko machnął ręką, mówiąc: daj panie spokój. Mi zdarzało się finiszować, kiedy było 11 stopni i mało ludzi, a jednak było to przeżycie. To jest ta cudowna adrenalina, która znowu pokazuje, że znowu zwyciężyłem nad własnym ego i przyzwyczajeniami. Myślę, że ten wymiar wewnętrzny triathlonu, o którym się nie mówi, jest tutaj najważniejszy. Zawodnicy pro to zawodowcy i oni to robią w trochę innym celu, ale też zarabiają na tym pieniądze. Natomiast reszta towarzystwa, takich jak ja i mi podobnych, robi to z pobudek psychologicznych. Niektórzy też uciekają z domu.

Dlaczego?
Wracają potem do domu, aby nawiązać dialog z partnerką, z partnerem. Jest to pewien rodzaj odskoczni. Ze mną też tak było, że ja w pewnym momencie, nie mogąc przebić własnych ograniczeń w środowisku domowym, byłem na każdym triathlonie, jaki był wtedy organizowany. To ma różne wymiary. I to właśnie w triathlonie. Bieganie? Można iść do parku i 15 km przebiec. Tutaj trzeba już jechać w odpowiednie miejsce, gdzie są odpowiednie warunki, żeby te trzy dyscypliny, jedna po drugiej, zrobić. Zawsze na to zwracam uwagę, bo znam wielu moich kolegów, którzy ten kryzys 40-stki, czy 50-tki świetnie przeszli, trenując po prostu. Nie zostawili rodziny, nie rozpijali się, nie kupowali ferrari czy porsche nie wiadomo po co.

Zostają przy triathlonie?
Tak. Rozmawiałem ostatnio z kilkoma aktorami z tzw. pierwszych stron i oni wszyscy deklarują chęć powrotu do triathlonu. Już na zasadzie luźniejszej, może tak jak ja. W następnych latach zobaczymy i Magdalenę Boczarską i Piotrka Adamczyka i resztę towarzystwa. Wiem, że się przygotowują, żeby wrócić do tych zawodów, bo byliśmy od początku zawodów w Gdyni.

A pan stawia sobie jeszcze sportowe cele dotyczące łamania rekordów życiowych?
Zobaczymy, jak to będzie z moim kolanem. W trakcie treningów okazało się, że mam kontuzję łąkotki. Jak większość. Ona jest pęknięta i jak jest za mocno obciążona, to ja ją po prostu czuję. 5 km spokojnie pobiegnę, 10 też, ale przy 21 to byłby już problem. Myślę, że za rok spróbuję się przygotować do „połówki”, tak żeby ukończyć ją w czasie 5:45. Ja w ogóle zauważyłem, że im jestem starszy, tym mam lepszą kondycję.

Pełny dystans Ironmana też jest w planach?
Tak, myślę że za dwa lata. Zobaczymy, jak to będzie szło. Poznałem teraz to przemyślane jedzenie, te przerywane posty, czyli 8/16 (dwa okienka w ciągu doby – 8 godzin na jedzienie i 16 godzin na poszczenie – przyp.) i nagle się okazało, że to działa. Lepiej się teraz czuje. Może być tak, że będzie mnie stać na ten trucht przez 42 km, bo rower to ja wiem, że spokojnie, a pływanie też jakoś się zrobi. Bieg na końcu zawsze jest wyzwaniem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki