Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Temu panu, co śnił Tuska jedzącego kaczkę, kibicuję z oddalenia

Gabriela Pewińska
Adam Warżawa / archiwum
Bez czego nie będziemy mogli żyć w tym roku? Bez internetu? Papierosów? Polityki? Bez drugiego człowieka? - zastanawia się Aleksander Jurewicz. Ciągłe politykowanie jest jak pijawka. Orientuję się, w jakiej jesteśmy politycznej sytuacji, z przerażeniem o tym myślę, ale moim paliwem są dziś inne lęki - wyznaje pisarz.

Bez czego Pan nie będzie mógł się obejść w tym roku? Co będzie niezbędne?
Papierosy, mocna herbata. Na pewno literatura.

Kolejność przypadkowa?
Najpierw książki. Zależy mi, by w tym roku przeżyć jeszcze jakieś oczarowanie literackie. Jest na półkach kilka pewniaków, które zasłonią mnie trochę przed światem. Ale oczekuję też przeżyć od nowości. Wciąż nasłuchuję, co też teraz wydawcy reklamują jako „drugiego Marqueza”. Ale przeważnie są to rozczarowania. Przeczytam i czuję, jakbym się w brudnej wodzie wykąpał.
Bardzo dużo wydaje się teraz książek. Nawet 30-letni pisarze publikują swoje dzienniki.
Teraz chyba już w przedszkolu szukają kandydatów na nowych Marquezów. Nie mówię tego jako człowiek stetryczały literacko, ale jako czytelnik z dobrym nastawieniem, niejako w dobrej intencji. Przeczytałem te dzienniki. Dzięki takim wybrykom literackim zatęskniłem do prawdziwej literatury. Znów sięgnąłem po „Zbrodnię i karę”. Poczułem się jak w innym świecie. Oto bowiem miałem do czynienia z literami prawdziwie ułożonymi w słowa.

A co z Pana pisaniem?

Od kiedy w domu zakwaterował się niejaki pan Alojzy Alzheimer, zupełnie jestem ograniczony w swoich marzeniach i działaniach. Chciałbym jedynie, by było we mnie jak najmniej lęku. A lęk to jest strach przed niewiadomym. Lęk to jest to paliwo, które sprawia, że nie idziemy normalnie, tylko się czołgamy.

Lęk to jest to, co towarzyszy ludziom na okrągło. Ostatnio szczególnie w rozmowach o polityce. Bez polityki będzie Pan mógł się obejść w tym nowym roku?
Potrafię sobie tego odmówić. Nawet powinienem. Jeżeli włączając telewizyjne wiadomości, czuję, że cały dygocę, to niestety, muszę przestać słuchać. I przez długie tygodnie nie słucham. Bo cóż to za przyjemność, co ja z tego mam, że zamiast wyciągać wnioski, zaczynam się bać. Podobne doznania miałem z pewnym kryminalnym filmem rosyjskim. Może, myślę sobie, straciłem już rozsądek? Przecież wystarczyło wyłączyć telewizor. Z politykowania już, na szczęście, potrafię się wyłączyć.

Jeden mój znajomy też tak postanowił. Po tym, jak przyśnił mu się Donald Tusk zamawiający na obiad pierś z kaczki.
(śmiech) Przed takimi emocjami warto siebie chronić. I chyba ja to potrafię. Oczywiście, zawsze jakieś odłamki mnie dopadną, ale zanim dam się wciągnąć, myślę sobie: czy to jest mi potrzebne do szczęścia? Emocje polityczne sięgające nawet podświadomości? Ale temu panu, co śnił Tuska jedzącego kaczkę, kibicuję z oddalenia. Na moim przykładzie widać jednak, że można się od tej „kroplówki” odłączyć.

Psycholog mówił w radiu, żeby ograniczyć rozmowy o polityce przy świątecznym stole, bo to będzie mieć fatalny wpływ na stosunki rodzinne.
Ja na szczęście mam dobrze ułożonych przyjaciół, oni wiedzą, że wolę sobie pomilczeć niż w te niekończące dyskusje się wdawać.

Jak kiedyś Jeremi Przybora Pan też „postanowił nie nadążać za ojczyzną”?
Chyba sobie to wytatuuję! Wiem o tych pęknięciach w rodzinach, w przyjaźniach. Przeraża mnie to. Poglądy polityczne powinny być indywidualną sprawą. Jak wiara. Nikogo nie zarażam. Ciągłe politykowanie jest jak pijawka. Oczywiście orientuję się, w jakiej jesteśmy politycznej sytuacji, nawet z przerażeniem o tym myślę, ale moim paliwem aktualnie są inne lęki. Przyjaciel półgębkiem ostatnio oznajmił mi: Nie spałem całą noc, bo oglądałem wiadomości. Na to ja mu: Panie profesorze! Nie ta trajektoria życia! Można nie spać w nocy z bólu albo z zawiedzionej miłości, ale wiadomości polityczne?! Na Boga!

Wprowadzanie dyskusji politycznych na salony jest...

Nieeleganckie. Prostackie. Jak zacząłem dygotać drugi, a potem trzeci raz, oglądając wiadomości - prowadzone skądinąd przez miłą panią, w której, można powiedzieć, starczo się podkochuję - to niestety, już się w to nie daję wciągać. Wolę sobie popatrzeć w okno. Ja mam, proszę spojrzeć, świetny widok na niebo. Prognozę pogody poznaję po tym, jak idzie dym z elektrociepłowni. Ale za ojczyzną, faktycznie, postanowiłem nie nadążać. Moim pragnieniem jest nie dać się uwikłać w te obsesje.

Trochę Pan jakby nie z tego świata. Ludzie tak nie żyją.

Nie chciałbym tu wyjść na jakiegoś cudzoziemca z buszu, który nie rozumie języka, którego wszystko dziwi, na przykład kobiety z odsłoniętymi piersiami. A pierwiastkami ludzkiej natury są słabości. Jeżeli program radiowy przed wiadomościami, co godzinę, ma nadawać hymn Polski albo hymn UE, to nawet teraz, jak to mówię, ogarnia mnie popłoch! Że może oni tam wiedzą coś więcej?

Czego będą dotyczyć lęki nowego roku? Polityki?
Dzisiejsza polityka to jest rodzaj zabawy, którą fundują nam niewłaściwi wychowawcy. Ale życie polityką, jeśli człowiek już da się w to wplątać, jest życiem z dnia na dzień, od newsa do newsa. Do tego ta cholerna wiara, że jak coś powiedzą w telewizji, to jest święte. Więc jak widzę tę galopadę ustanawiania nowych praw, nieszanowania konstytucji, to myślę sobie: no przecież ludzie się tego aż tak chyba nie boją! Że ta przegrana, straceńcza walka o Trybunał Konstytucyjny to jednak niewielu tak na serio interesuje. Tak naprawdę to ludzie, śledząc te eskapady, cieszą się, że mają kolejny telewizyjny serial! Rozwiodą się czy się nie rozwiodą, uchleją się czy nie? Moja córka mieszka w Kopenhadze. Ja jestem spokojny o nią, bo ona żyje w przewidywalnym kraju. Kiedy dotarło do mnie, że u nas po nocach ta cała granda najczęściej się dzieje, to pomyślałem, że strach kłaść się spać, bo może się obudzę z inną regulacją prawną, może tramwaje będą jeździć w odwrotnych kierunkach, jak szaleć, to szaleć... Z drugiej strony, myślę sobie, że to życie polityką jest dobrym zagłuszaniem innych lęków, samotności, choroby. Telewizor, spędzanie wolnego czasu w galeriach handlowych - takie życie zastępcze ma jakiś sens? Wiem, że nie ma...

Coraz mniej ponoć kupuje się telewizorów. Pan ma?
W laptopie. Choć akurat laptop to nie jest mój zaprzyjaźniony sprzęt. Ale dzięki niemu mogę się do woli kontaktować z córką, z wnuczkami, mam też tam kilka niezłych kanałów filmowych. I sportowych. Choć w zasadzie interesuje mnie tylko FC Barcelona. I nasza Lechijka.

Sport to będzie w tym roku numer 1. Może zastąpi nawet emocje polityczne.
Niezupełnie. Teraz o Euro we Francji mówi się głównie z perspektywy bezpieczeństwa. Nie czekamy na mistrzowskie bramki, raczej się boimy, czy do bramki nie wpadnie bomba. Ludzie, zamiast się cieszyć, rozpatrują - jechać czy nie jechać.

Bilety na sylwestra do Paryża przeceniono o połowę. Nie było chętnych! To niebywałe!

Rok, który minął, przyniósł nowe lęki. Nigdy bym nie przypuszczał, że wyjazd do mojego ukochanego Paryża może być podszyty strachem. Nie myślałem, że można w sposób prawie że niewinny rozwalić Europę, myślę o uchodźcach. Ja swój etap strachu przed wojną jako wojną, przed Hitlerem przeżyłem jako dziecko. Kilkanaście lat żyłem strachem, że wojna wróci. Te opowieści wojenne, które królowały w pracowni krawieckiej mojego ojca - a był to już początek lat 60. - sprawiały, że nieustannie drżałem, przeświadczony, że znów wybuchnie. Dziś nie dopuszczam do siebie tej myśli. Za dużo we mnie własnych, osobistych lęków, żeby jeszcze o wojnie myśleć. Ale mam jednego znajomego, który magazynuje w piwnicy zapasy wody mineralnej. Wyobraża pani to sobie? Na wypadek, gdyby jednak... Nie rozumiem, jak można doprowadzić swoje życie do takiego stanu wrzenia! Można powiedzieć - oczywiście, że świat oszalał. Można powiedzieć - patrząc na to, czym karmi nas telewizja - że niektórzy ludzie oszaleli. Ale po co sobie układać taki scenariusz życia?!

Życie bez telewizji, Facebooka, Twittera wciąż jest możliwe?

Jak najbardziej możliwe. Trzeba tylko znaleźć sposób, jak się na to uodpornić. Trzeba brać, by tak rzec, inną chemię. A przede wszystkim starać się mieć wpływ na swoje własne życie, na ile się da panować nad życiem.

Trzeba najpierw mieć to własne życie.
Przez wszystkie lata musimy gromadzić paliwo, które gdy przekroczymy próg starości, da nam siłę, sens, inny przepływ krwi. Samotność w późnym wieku wynika z tego, że się zawczasu nie myślało o magazynowaniu paliwa. Że się żyło od wiadomości telewizyjnych do wiadomości telewizyjnych, od serialu do serialu. Albo że żyło się czyimś życiem. Brak paliwa sprawia, że wielu starych ludzi w szpitalach prosi, by zwolnić ich z obowiązku życia. Moje kilkuletnie doświadczenie pokazało, że jako ludzie jesteśmy jednak na straconej pozycji. Bo, jak mówiłem ostatnio Jurkowi Pilchowi, pisarzowi, ale i zapalonemu kibicowi, żyjemy już w doliczonym czasie gry.

Człowiek w sieci uzależnień współczesnego świata zajmuje jeszcze jakieś miejsce?
Ważne jest, i wiedziałem o tym już od dawna, żebyśmy mieli kilka takich numerów telefonów, do których - jeśli jest taka potrzeba - można zadzwonić o czwartej nad ranem. To jest wartość nieprzemijająca. Wśród moich rozmówców alarmowych są też i ci, którzy rozwiewają smoleńską mgłę, ale to mi nie przeszkadza, ja ich nie pouczam. Wymagam jednak, by i mnie nikt nie pouczał. W sytuacjach kryzysowych, kiedy rozmowa wchodzi na trudny tor, mówię: Może wróćmy do rozmów z młodości, pogadajmy o kobietach, które były, a których już nie ma. Tu można byłoby postawić wielokropek, zastanawiając się, o czym ludzie mogą dziś jeszcze rozmawiać.

Ale wierność dochowana dawnym przyjaźniom, drugi człowiek to jest kapitał! Ten drugi musi być. Bez tego życie jest nic niewarte. Wierzę jeszcze w sprawdzonych ludzi. Internet nie wystarczy. To nie jest szlachetne uzależnienie.

Jak myśmy żyli kiedyś bez tego? Bez komórek na przykład?
Też się zastanawiam. Mój ojciec pędził kiedyś dość kontaktowe życie. W niedzielę wsiadał na rower i jeździł do swoich kumpli. Gorzej już było z tymi powrotami, rowerem trudniej utrzymać równowagę... Te podróże to były rytuały. Nie musiał się wcześniej umawiać, dzwonić, anonsować. Drzwi zawsze były otwarte, zawsze było coś do jedzenia. I tak jeszcze nie jest najgorzej, skoro pamiętamy, skoro wiemy, że można było żyć inaczej.

Miałem 40 lat, gdy założyli mi pierwszy telefon. Potem długo się broniłem przed komórką. Ale uległem. I szczęście. To czasami pomaga.

Przed komputerem też się Pan bronił. Że nigdy nie zrezygnuje z ołówków.
I tak jest! Komputer nigdy nie będzie moim przyjacielem w pisaniu. Przyjacielem w pisaniu to jest samotność. Stół. Papier. Papierosy. W jednej z tych wspomnianych na początku naszej rozmowy paskudnych książek młodej polskiej literatury trafiłem na fragment, gdy autor podlicza, ile to on ma już napisanych znaków tekstu. Te znaki to jest jego, tego literata, biorytm! Tu pisze dziennik, na boku jakąś prozę wali, i wciąż podlicza! Jak to musi być dla niego ważne, skoro o tym pisze! Zwariowaliśmy, jeśli niektórzy literaci podliczają, ile urobili. Stare dobre hasło - nie dajmy się zwariować! No i ten Przybora... Staram się nie nadążać za ojczyzną... Znakomite!

Gorzej, jeśli to ojczyzna nas dopadnie - mówią niektórzy.
Za bardzo ci, co decydują, są leniwi. Układają partyturę, ale zagrać tego do końca nie umieją.

Co zatem będzie nam do życia niezbędne w tym roku?
Jeżeli będziemy w miarę higienicznie psychicznie żyć pojedynczo, to może zbiorowość będzie czymś przynajmniej znośnym. Może nawet intrygującym. Dobrze rokującym. Ale jeżeli mamy dać się opętać komputerom, smartfonom, politykom?! Zresztą co to za politycy! Politykiem to był de Gaulle, na przykład.

Był też jeden taki, co mówił o innych politykach: Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić.
Codziennie przed wejściem do tak zwanego Sejmu powinien witać tak zwanych posłów taki billboard. Tylko czy będą umieli go odczytać?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki