Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Telewizora nie zapraszamy

Irena Łaszyn
Zmudowie-Trzebiatowscy i Kucharscy obywają się bez telewizji. Mają dla siebie więcej czasu - nie tylko podczas świąt
Zmudowie-Trzebiatowscy i Kucharscy obywają się bez telewizji. Mają dla siebie więcej czasu - nie tylko podczas świąt Tomasz Bołt
Jedni kupują coraz większe plazmy, inni jednak zaczynają wyrzucać odbiorniki z domu. Spotkaliśmy rodziny, które od kilkunastu lat obywają się bez telewizora i bardzo sobie takie życie chwalą. O byciu razem - bez telewizyjnego szumu i migających obrazków w tle - rozmawiała z nimi Irena Łaszyn

Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski jest gdyńskim radnym i światłym człowiekiem. Od polityki i wszelkich nowinek nie stroni, żyje aktywnie, ale telewizora w domu nie ma. Na swojej stronie internetowej (bo z komputerem jest za pan brat, nawet prowadzi własny blog) o telewizorze napisał tak: "Od 1998 roku żyjemy w separacji, spotykając się tylko u znajomych. Do siebie go nie zapraszam i ten stan, wbrew początkowym obawom, polubiłem. Czuję się bardziej suwerenny w marnowaniu czasu".

Co robić w święta?

W salonie, w miejscu, gdzie poprzedni właściciele mieli telewizor, wisi… drabinka do wspinania. Córki ją uwielbiają. Alinka ma siedem lat, Agatka - pięć, obie wychowywały się bez dobranocek, choć są w wieku bajkowym. - Wolimy czytać - mówi Magda Zmuda-Trzebiatowska, mama dziewczynek. - A mądre bajki oglądamy na ekranie komputera.

Rok 1998 był w ich życiu szczególny, nie tylko z powodu telewizora. Wtedy się pobrali. O tej "separacji" zdecydowali więc wspólnie. Ale to nie była jakaś ideologiczna decyzja, tak po prostu wyszło. Bo najpierw się urządzali, tworzyli listę najpilniejszych wydatków, telewizora na niej nie było. A potem się przyzwyczaili, że w domu też go nie ma.
Niektórzy krewni najpierw się dziwili. Pytali: Jak wy wychowacie dzieci bez telewizora? A teraz już nie pytają. Widzą, że można. I to całkiem nieźle.

Rodzice spotykają się w internecie, a nie przy piaskownicy
Właśnie przyjechali goście. Na rowerach i w kaskach. To Aldona, siostra Zygmunta Zmudy-Trzebiatowskiego, z mężem i dziećmi. Pięcioletnia Jadzia i siedmioletni Tadzio pedałowali samodzielnie, najmłodsza, dwuletnia Tosia, podróżowała w specjalnym foteliku.
- Lubimy to - oświadczają zgodnie. - Gdy robi się ciepło, natychmiast wyciągamy rowery.
To kolejna rodzina bez telewizora. - Nie do końca - zastrzega Bartosz Kucharski, mąż Aldony. - Niedawno kupiliśmy telewizor, ale służy nam on jako monitor do komputera. W telewizji nie ma programów, które chciałbym obejrzeć.

Polak przed ekranem
Podobno statystyczny Polak spędza przed telewizorem ćwierć życia. Więcej niż statystyczny Brytyjczyk, który przesiaduje przed ekranem czternaście lat. Większość z nas włącza odbiornik tylko po to, by "grał", gdzieś tam szemrał w tle, bo to taka narodowa tradycja. Tak jak oglądanie seriali.

- Kiedyś takim żelaznym punktem programu były "Wiadomości" o godzinie 19.30 - przypomina pan
Zygmunt. - Pamiętam z dzieciństwa, że wszyscy wówczas zasiadali przed ekranem, a dzieci musiały być cicho. Gdy przybyło stacji i pojawiło się więcej programów informacyjnych, trochę się to rozmyło. - Telewizor był włączony, nawet gdy nikt niczego nie oglądał - przytakuje pani Aldona. - Wyłączaliśmy go uroczyście podczas Wigilii i gdy miał przyjść ksiądz na kolędę.

Ile kalorii mają świąteczne potrawy?

Pani Magdzie telewizor kojarzy się natomiast z pewnymi rytuałami.
- W ubiegłym roku wyrzuciliśmy fotel, który parę lat wcześniej przywieźliśmy z mego rodzinnego domu-wspomina. - Był szczególny, bo to na nim mościłam się z tatą, by oglądać razem telewizję.

Z danych TNS OBOP wynika, że programy informacyjne, choć są w czołówce, z serialami zdecydowanie przegrywają. Dorosły Kowalski spędza z telewizorem cztery godziny dziennie, czyli 28 tygodniowo. Mały Kowalski, taki od 2 do 11 lat, ponad 17 godzin w tygodniu.

Psycholodzy i pedagodzy grzmią, że to niedopuszczalne, bo telewizja oducza myślenia i robi wodę z mózgu. Mówią o szkodliwości telewizyjnych reklam i niezdrowym trybie życia. Proponują alternatywne formy zabawy. A Stowarzyszenie "Dziecko bez Reklamy" zaapelowało ostatnio o "Tydzień bez telewizji". Ten tydzień właśnie się kończy.

Co robić w święta?

Nie wiadomo, ile osób w ciągu ostatnich siedmiu dni nie włączyło telewizora. Nikt tego nie badał. Wiadomo, że nie zrobili tego ci, którzy telewizora po prostu w domu nie mają.
Trzebiatowscy nie mają od 13 lat, Kucharscy - od dziesięciu. Uważają, że telewizor jest pożeraczem czasu i pożeraczem życia.
- Pamiętam, że poddawałem się mu bez reszty, przyjmując klasyczne męskie pozy, z pilotem w ręku - wspomina pan Zygmunt. - Dzień przeciekał przez palce. Gdy założyłem swoją rodzinę, chciałem takich pokus uniknąć.

Czasem oglądają film w komputerze. Ale to oni decydują, jaki i kiedy. Nie wyobrażają sobie, by mieli przerwać ważną rozmowę tylko dlatego, że zaczyna się jakiś program. Telewizor nie może rządzić. Nie może być królem w domu.
Ktoś policzył, że przeciętny Kowalski poświęca na rozmowy z bliskimi siedem minut dziennie.

Kevin tu nie mieszka
Pan Zygmunt twierdzi, że domów bez telewizora jest coraz więcej. Mnóstwo osób dokonuje takiego wyboru. Wśród jego znajomych to niemal standard. Może dlatego, że to w większości harcerze? Wymienia nazwiska, między innymi dwóch wiceprezydentów Gdyni: Michała Gucia i Marka Stępy.

Ile kalorii mają świąteczne potrawy?

- Marek Stępa miał duży wpływ na moje życie - nie ukrywa. - Dzięki niemu zostałem samorządowcem i dzięki niemu zrozumiałem, że dom bez telewizora jest pełniejszy. Rodzina ma więcej czasu na bycie razem. Na rozmowy, spacery, wyjścia do teatru i kina.
Oni też należą do ZHR, cała czwórka. - Harcerstwo to najlepsze biuro matrymonialne - żartuje pani Aldona. - Tam się z Bartoszem poznaliśmy. Podobnie jak Magda z Zygmuntem.

Pan Zygmunt mówi, że jego siostra ma syndrom pędzących nóg, długo w miejscu nie usiedzi. Na kanapie przed telewizorem nie wytrzymałaby kwadransa. A przecież zawód ma nobliwy, jest nauczycielką. No i ma troje dzieci.
- Jesteśmy ciągle w ruchu, w domu trudno nas zastać - przyznaje pan Bartosz. - Basen, rower, narty, wycieczki po Polsce. W każdą sobotę gdzieś wyruszamy. A podczas wakacji żona jedzie na obóz harcerski, pracuje tam jako ratownik wodny. Zabiera dzieci pod namiot.
Pan Bartosz jest urzędnikiem, nie ma wakacji, dołącza więc do rodziny tylko w weekendy. Ale nawet gdy jest sam, potrafi się obyć bez telewizora.

Rodzice spotykają się w internecie, a nie przy piaskownicy

Zmudowie-Trzebiatowscy też żyją aktywnie. A zamiast telewizji proponują wszystkim książki.
- Nie jesteśmy ultrasami - zaznacza pani Magda. - Nie twierdzimy, że telewizja jest zła i nigdy nie zagości w naszym domu. My tego nie wykluczamy. Po prostu, na razie potrafimy się bez niej obyć. Ale gdy idziemy w gości i widzimy włączony odbiornik, też zerkamy na ekran. A córki czasem oglądają dziecięce programy u dziadków. Ale nie wszystkie, lecz te wyselekcjonowane.
Znają jednak film "Kevin sam w domu", powtarzany we wszystkie święta, i wiedzą, co to jest "Hannah Montana". Bo dzieci muszą wiedzieć, co jest na topie.
- Ale wystarczy, gdy zobaczą taki film raz w życiu - uważa pan Zygmunt. - Nie muszą oglądać go powtórnie. Ja też nie muszę oglądać codziennie "Szkła kontaktowego". Widziałem dwa razy u teściów, wiem, o co chodzi.

Zajmuje się działalnością publiczną, ale nie uważa, że musi śledzić wszystkie serwisy radiowe czy telewizyjne. Raz dziennie w zupełności wystarczy. Twierdzi, że jego poziom wiedzy na temat bieżących wydarzeń nie jest mniejszy niż tych, którzy nie odrywają się od ekranu telewizora czy komputera. Alinka wyjawia, że trochę tym koleżankom, które mają w domu telewizor, zazdrości. Choć bardzo lubi czytać z tatą bajeczki.

Mufinki i pisanki
Jak najczęściej spędzają czas?
- Dużo czytamy, dużo rozmawiamy, dużo rysujemy - opowiada Magda. - Proszę spojrzeć, kredki i rysunki są w każdym pokoju.
Czasem dziewczynki, razem z mamą, gotują i pieką.
- Ostatnio robiliśmy bananowe mufinki - mówi siedmioletnia Alinka. - Ja rozgniatałam banany, rozcierałam ciasto, a mama wkładała wszystko do piekarnika.
- A ja mieszam drożdże z cukrem, gdy pieczemy drożdżówkę - włącza się pięcioletnia Agatka. - Robi się z tego woda.

Pan Zygmunt mówi, że skoro wybrali taki sposób na życie i nie odgradzają się od dzieci telewizorem, to muszą dać im coś w zamian. Swój czas.
- Trzeba to wziąć na klatę - żartuje. - Dzieci mają ogromną potrzebę spontanicznej zabawy.
Dziś Wielka Sobota, będą więc razem malować jajka. Wielkanoc spędzą u dziadków w Sopocie. W pierwszy dzień świąt leci "Kochany urwis II". Może obejrzą?
Niektórzy dopytują, czy ci bez telewizora umieliby żyć bez komputera. Przecież jedno i drugie pożera czas i niszczy więzy rodzinne. Czasem lepiej usiąść wspólnie na kanapie i pooglądać jakiś film, argumentują, niż pozamykać się w swoich pokojach i klikać bez umiaru.

- We wszystkim musi być umiar - zastrzega pani Aldona. - U nas komputer włączony jest na pół godziny, potem odzywa się dzwonek.
W innych domach, niestety, dzwonków się nie używa. Ale są piloty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki