Przypomnijmy, pod koniec lipca ubiegłego roku została podpisana umowa przedwstępna między syndykiem masy upadłościowej Stoczni Tczew sp. z o.o. a spółką Stocznia Tczew SA, utworzoną przez Zremb Chojnice. Firma ta zobowiązała się wykupić stocznię i zatrudnić jej pracowników. Przez kilka miesięcy stoczniowcy dostawali pensje - ostatnią za październik. Jak mówią pracownicy, nie otrzymali już wynagrodzenia za listopad i grudzień. Skarżą się też, że nowy pracodawca nie przyznaje się do nich i wycofał się do Chojnic.
- To stan klęski - opowiadali w środę. - Już kolejny miesiąc nie płacimy za mieszkania, nie otrzymujemy dodatków mieszkaniowych. Długi rosną z dnia na dzień. Niedługo przyjdzie nam spać na terenie stoczni, bo z mieszkań nas wyrzucą.
Rozgoryczenie narasta: - Dostałem około 800 złotych z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Tczewie - mówi jeden ze stoczniowców. - Teraz znowu złożyłem podanie, ale je odrzucono. Nie ma pieniędzy.
W stoczni pracuje ponad 70 osób: spawacze, elektrycy, monterzy kadłubów okrętowych, rurarze oraz piaskarze. Większość to fachowcy z ponaddwudziestoletnim stażem.
CZYTAJ TAKŻE: Pracownicy Stoczni Tczew nie dostają pensji
- Jesteśmy starą załogą, potrafimy robić wszystko - twierdzą. - Ci młodsi poodchodzili, zostaliśmy my, bo mieliśmy umowy na stałe. I właśnie my ugrzęźliśmy. Nie zarabialiśmy dużo, 1600-1700 zł brutto. Nie dość, że to niewiele, to nie mamy nawet tego. Ktoś żałuje na odprawy? Przy takich pensjach byłyby bardzo nieduże. W dodatku kazali nam przynieść swoje własne 50 zł, aby kontynuować prywatne ubezpieczenie. To brzmi jak okrutny żart, ale ludzie przynieśli, bo przecież chcą być zabezpieczeni w razie jakiegoś nieszczęścia. Nawet nie możemy odejść, bo kto nam podpisze świadectwa pracy? Jeden wysłał do Chojnic, to dokument wrócił bez podpisu i bez pieczątek.
Pracownicy pozwali Stocznię Tczew SA, czyli spółkę Zrembu Chojnice. Ostatni dokument w ich aktach osobowych zawiera bowiem informację, że właśnie przez tę spółkę zostali przejęci jako załoga.
Z kolei z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że przedstawiciele tej spółki ich pracodawcą się już nie czują. 28 października ub.r. złożyli oświadczenie, że wycofują się z wcześniejszej deklaracji nabycia stoczni.
Do środowego wieczora nie otrzymaliśmy autoryzacji wypowiedzi Jana Gąsowskiego, prezesa zarządu Stoczni Tczew SA. Czekamy także na odpowiedzi na pytania, które zadaliśmy Magdalenie Smółce, syndyk masy upadłościowej Stoczni Tczew sp. z o.o.
- Oni się będą kłócić, a my zostaliśmy na lodzie - mówią z rozgoryczeniem pracownicy. - Mamy tylko nadzieję, że nasze pozwy nie utkną w sądzie na zbyt długo.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?