Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Tak kończy się życie". Krystyna Przybylska w rozmowie o życiu po śmierci córki, pracy w hospicjum, ostatnich chwilach Anny Przybylskiej

Wideo
od 16 lat
Mama Anny Przybylskiej, po śmierci córki, bardzo aktywnie włącza się w pomoc trójmiejskim hospicjom. - Uważałam, że taka jest moja powinność - zdradziła "Dziennikowi Bałtyckiemu" w wywiadzie. Opowiedziała także m.in. o życiu po śmierci Ani. Zapraszamy do oglądania poruszającego reportażu wideo.

Spis treści

Anna Przybylska. Gwiazda z Gdyni, której blask zniknął za szybko. Historia aktorki, matki oraz córki, którą pokochały miliony

Anna Przybylska była wyjątkową aktorką, którą widzowie doceniali nie tylko za talent, ale także za naturalność i szczerość. Chociaż drzwi do kariery stały przed nią otworem, podkreślała, że na to przyjdzie czas. Koncentrowała się za to na życiu rodzinnym. Związała się z Jarosławem Bieniukiem, z którym wychowywała troje dzieci: Oliwię, Szymona i Jana.

Niestety aktorce nie było dane obserwować, jak dorastają jej pociechy. Zmarła 05 października 2014 r., w swoim rodzinnym mieście - Gdyni.

Śmierć Ani pogrążyła w żałobie bliskich, a także jej fanów.

Z mamą Anny Przybylskiej Krystyną, która zgodziła się z porozmawiać z "Dziennikiem Bałtyckim" spotkaliśmy się w rodzinnym domu aktorki. Zdradziła nam, że po "śmierci Ani chciała się w czymś zatopić" i dlatego zaczęła włączać się w działalność hospicjów. Idea pomagania towarzyszyła jej jednak od dawna.

Hospicjum. Chęć podzielenia się empatią, współżycia w cierpieniu. "Bez ludzi nie da się żyć"

- Mama nauczyła nas takiego spojrzenia na ludzi, że jeśli jest ktoś biedny, to trzeba mu pomóc. Mam tak od szkoły średniej. Pamiętam, gdy z mamą poszłyśmy do takiego baru, bo szybko trzeba było zrobić zakupy. Tam była pani, która zbierała resztki kurczaka z talerzy. Był to widok, który pierwszy raz w życiu mnie uderzył. [...] Mama powiedziała do mnie: "dziecko, wiem, że masz dobre serce i będziesz pomagać". Od zawsze uważałam, że trzeba pomagać, a bez ludzi nie da się żyć - powiedziała Krystyna Przybylska.

Hospicjum Dutkiewicza. Miejsce spotkań i pożegnań, ale przede wszystkim centrum dobra i wsparcia

- Dlaczego warto pomagać? Warto pomagać, bo jest taka potrzeba. W domach nie wszyscy sobie radzą. W hospicjach jest bardzo dobra opieka lekarzy, pielęgniarek, a także pomoc wolontariuszy. To przede wszystkim odciążenie dla rodziny, która nie zawsze mogłaby sobie poradzić w domu z chorym. Są pacjenci, którzy przychodzą i za dwa dni umierają. Są też tacy, którzy przeleżą miesiąc, a także tacy, których się przewozi i za parę godzin umierają. Spotkałam się z takimi opiniami, że jak można oddać kogoś do hospicjum czy domu opieki. Uważam, że jest to bardzo błędne koło i zła opinia, która się tworzy.

W pomoc hospicjom może się włączyć każdy chętny. Niektórzy mogą to zrobić w formie finansowej, inni pełniąc wolontariat w danym miejscu.

- Każda złotówka jest rozliczana. Mamy niesamowitą ilość darczyńców. Dodatkowo powstały różne fundacje, które pomagają. Największa pomoc, jaka jest potrzebna, to finansowa. Na stronie internetowej każdego hospicjum są wymienione potrzeby. Każde hospicjum ma też konto, na które można wpłacać pieniądze. Niektórzy płacą co miesiąc - mają stałą opłatę. Są też tacy, którzy płacą jednorazowo - dodała Krystyna Przybylska.

- Przygotowywane są kursy dla wolontariuszy. Wśród wolontariuszy jest sporo młodzieży, którzy mają szkołę. Najczęściej dysponują czasem w weekendy. Dlatego każda para rąk jest niezbędna. Na stronach internetowych są też wymienione różnego rodzaju akcje charytatywne czy spotkania, na które się przyjeżdża. Są to np. Dzień Dziecka i Boże Narodzenie - powiedziała mama Ani.

Jak powiedziała Krystyna Przybylska, by być wolontariuszem, przede wszystkim trzeba być odważnym. Na twarzy chorego rysuje się bowiem wyrok śmierci. Ostatnie chwile życia spędza jednak w godnych warunkach.

- Nasze hospicja są przepiękne - mają kolorowe ściany, każdy pokój ma swoją nazwę. Chory jest dobrze zaopiekowany. Ma lekarza, który się nim zajmuje, pielęgniarkę, wolontariusza, jest umyty, ogolony. Niektóre osoby były tak przepiękne, e jak ja wchodziłam na salę, nie dowierzałam, że osoba ma nowotwór, włoski podkręcone, paluszki pomalowane.

Fundacja imienia Anny Przybylskiej. Mama aktorki ma taki plan

Krystyna Przybylska zdradziła "Dziennikowi Bałtyckiemu", że myśli o tym, by założyć fundację imienia swojej córki.

- Myślę intensywnie o fundacji imienia Ani, żeby wspomagać te hospicja. Chociaż jestem Krakowianką, tutaj się wychowałam, bo tata dostał tutaj przydział w wojsku i musieliśmy zostać w Gdyni. Hospicjum Dutkiewicza jest mi blisko, bo Ania była pod ich opieką. Przyjeżdżała pani Ela Skowrońska, przesympatyczna pielęgniarka, z którą walczyłyśmy do końca o Anię. [...] Chciałabym podziałać przez fundację, póki jeszcze mam siły pracować. To jest takie marzenie. Potem chciałabym w to wciągnąć wnuki, bo to powinno być z pokolenia na pokolenie.

Dodała też, że jednym z aktualnie największych potrzeb Hospicjum im. ks. Eugeniusza Dutkiewicza w Gdańsku, są środki finansowe na to, by wybudować Centrum Opieki Wytchnieniowej.

- Każdy jeden może pomóc. Chociaż największa praca została zakończona i mury już stoją, potrzebne są środki finansowe na wykończenie. Myślę, że to będzie piękna inicjatywa przede wszystkim dla tych rodziców i rodzin, którzy będą mogli odetchnąć chociaż na chwilę.

Ostatnie chwile z życia Ani. Krystyna Przybylska zdobyła się na odwagę, by o nich mówić

- Ania 1,5 roku walczyła, przepięknie walczyła i to też mnie tak dodaje takiej siły, że jednak można. Dużo zależy też od psychiki chorego, dużo od członków rodziny, żeby nie było takiego głaskania. Chory musi normalnie żyć. Nawet z doktorem rozmawialiśmy na ten temat. On mówi, żeby nie głaskać, chory musi czuć się pewnie. To okazało się prawdą. Ania prała, sprzątała, jeździła samochodem, chociaż proszę mi wierzyć, że miałam duszę na ramieniu. Nie wiedziałam, czy za chwilę nie zasłabnie.

- Ania się nie poddawała, była waleczna. Starała się. Myślę, że gdzieś w zanadrzu miała te swoje myśli. Czasami jak z nią leżałam w sypialni, leżałyśmy obok siebie, zadawała mi pytanie: "Mamo, a co z dziećmi?". Odpowiadałam jej: "Co ty gadasz za głupoty? Wiesz jaka jest kolejność? Najpierw rodzice, potem dzieci". "Mamo, tu nie będzie takiej kolejności" - odpowiadała z takim spokojem. Nie wiem, co było, jak wyszłam. Wiem, że ja, wyjeżdżając samochodem, tak wyłam, że to się nie da, bo przy Ani musiałam udawać silną.

-Była też taka sytuacja, że pojechaliśmy na bulwar wózkiem. Ania do mnie, czy chce zobaczyć, jak pobiega. Stanęła przy wózku, zrobiła dwa kroki, dalej nie dała rady. Chciała nam jednak udowodnić. Dużo zależy od siły. Tak miał też mój mąż, który był twardy do samego końca i taka też była Ania.

Anna Przybylska w hospicjum była dobę

Anna Przybylska była pod opieką gdańskiego hospicjum.

- Była w hospicjum jedną dobę, jak przyleciała ze Stanów Zjednoczonych. [...] Miała piękny pokoik, kolorowy, na poddaszu. Nie wiem, czy ona była tego świadoma, że myśmy za pizzą pojechały o 22:00. Widząc tą zupę pomidorową, tą pizzę, jak się odwróciła do nas, to był szał - była taka biedna. Już było to wodobrzusze. To był chyba najgorszy obraz, jaki można zobaczyć. Ale była dzielna, a gdy rano zabierałam ją do domu, była w siódmym niebie. Cieszyła się, że jest u siebie. Robiła dzieciom śniadanie i gdzieś mierzyła się z hejtami, bo jak to chory może coś robić albo np. wozić dzieci do szkoły.

Krystyna Przybylska dodała, że zarówno ona, jak i Ania, starały się żyć chwilą.

- Zarówno ja, jak i Agnieszka, siostra Ani nigdy nie wgłębiałyśmy się w temat. Gdy Ania coś gdzieś wyczytała, starałyśmy się odwracać temat na dzieci. Próbowaliśmy żyć dniem dzisiejszym. Obie strony odrzucały pytania. Chorzy nie lubią pytania, jak się czujesz. Nie lubią go i dlatego go nie zadawaliśmy.

- Pamiętam, jak powiedziała mi, że razem z Agnieszką muszą pojechać na zakupy. Były w Klifie i przywiozły sobie m.in. czapeczki. Pomyślałam sobie, po co? Okazało się, że na drugi dzień poprosiła panią, żeby przyszła zgolić jej włosy. Powiedziała mi potem: "Wiesz, jakie będę miała włosy?". Uśmiechałyśmy się do siebie i nie dawałyśmy odczuć, chociaż każda z nas wychodziła ze swoim dramatem wewnętrznym.

"Tak się kończy życie". Moment śmierci Anny Przybylskiej był trudny dla całej rodziny

- Nie próbowaliśmy za dużo rozmawiać z dziećmi. Wiedziały, że mama jest chora. Ania z Oliwką kiedyś sobie porozmawiały, ale ja po prostu bałam tego tematu. W dzień śmierci Oliwka i Szymon były u drugiej babci, mamy Jarka. Byliśmy sami z Jarkiem i Agnieszką. Potem Agnieszka przywiozła Oliwię i Szymona. Dla mnie był to jeszcze większy ból. Szymon się pytał: "Babciu, powiedz mi, dlaczego mama jest taka zimna?". Odpowiedziałam: "Dziecko, bo tak kończy się życie". Nie wiem, czy do końca to zrozumiał, trudno powiedzieć. Nie wracamy do tematu, staramy się nie rozmawiać. Wręcz jak się teraz spotykamy czy coś opowiadamy, wspominamy, to mówię tylko "No ty to cała Anka".

Mama Ani dodała, że nadal nie wypłakała się po śmierci córki. Nadal trwa w żałobie. W pracy szuka spokoju.

- Cały czas jestem pod opieką psychiatry. Mnie po prostu praca dodaje siłę. Chociaż nie powinnam pracować, wydaje mi się, że bez ludzi nie dałabym rady. [...] Są dni, gdy mam wolne, a bliscy są na wyjeździe, to czegoś mi brakuje. Potrafię wtedy siedzieć wieczorami, siedzę i patrzę sobie na Anię i tak sobie gadamy. Nic mi nie odpowiada. Na cmentarzu kawy mnie nie stawia w ulubionej filiżance. No niestety, no ale muszę. Staram się nie pokazywać łez dzieciom, żeby nie widziały. Życie toczy się dalej.

- Myślę, że po prostu, powtarzam, może już któryś raz, chyba nie wypłakałam tego i nie wykrzyczałam, bo jestem w ciągłym biegu, a po drugie jesteśmy na świeczniku. [...] Może przyjdzie taki dzień, że sobie wykrzyczę czy wypłaczę, bo taki płacz do poduszki to nie jest to. Chciałabym pokrzyczeć, ale media nie dają. I powielają het.

- Każde z dzieci ma marzenie. Oliwka chciała grać, poszła akurat w ślady Ani. Myślę, że sobie poradzi, ale niech jej dadzą spokój. Zaczyna nabierać siły, będzie się bronić, bo gra na własne nazwisko. Ona gra na siebie, na Oliwię, niekoniecznie Bieniuk czy Przybylska. Może się sparzyć, bo na razie to jest wstęp, ale spełnia swoje marzenia i tak powinno być. Każdemu tego życzę, to dla mnie wielki sukces, jako babci i jako matki zmarłej córki. Cieszę się, że każdy z nich swoimi śladami podążył. Szymon gdzieś w kierunku prawniczym pójdzie. Podejrzewam, że Jasiu postawi na piłkę, bo ją kopie na wszelkie sposoby.

Zobacz reportaż wideo "Tak kończy się życie"

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki