Tadeusz był bezlitosny w redakcji wobec autorów, którzy przynosili teksty niedonoszone, ale też potrafił rzucić się tym samym kolegom z pomocą, jeśli znaleźli się w osobistych tarapatach. Wiem coś o tym.
Dwadzieścia lat przesiedzieliśmy naprzeciw siebie. Twarzą w twarz. Biurko w biurko. Najpierw w "Tygodniku Gdańskim" przy Wałach Jagiellońskich, a potem - po krótkiej przerwie - w "Dzienniku Bałtyckim" przy Targu Drzewnym.
Ostatnio Tadeusz zaglądał na Targ z rzadka. Teksty słał nam coraz częściej drogą mailową. I właśnie tą drogą przesłał nam swój artykuł jeszcze na sześć godzin przed tragiczną chwilą.
Tadeusz nie pozostawił nam zapasu swoich esejów. On nie pracował na zapas. Ruch na arenie gier artystycznych komentował na gorąco. A komentatorem był wymagającym. Albowiem w ruchu kulturalnym szukał wartości trwałych. Na tak zwane koncepty wirtualne spoglądał raczej sceptycznie.
Pamiętam, ilekroć Tadeusz wybierał się do Warszawy, gdy jeszcze tam mieszkałem, zawsze przyjazd swój uprzejmie anonsował. Ale po wylądowaniu w Warszawie nigdy nie mógł od razu umówić się ze mną do kawiarni, uzależniając to za każdym razem od tego, czy uda mu się najpierw spotkać ze Zbigniewem Herbertem. Poetę od Pana Cogito darzył estymą specjalną, a przemożną część twórczości Herberta znał na pamięć.
Bezprzykładnym autorytetem wśród wielkich polskich artystów był dla Tadeusza więzień Oświęcimia - Marian Kołodziej. Z tego co wiem, w czasie prowadzonych przez wiele lat rozmów z profesorem Kołodziejem Tadeusz zgromadził obszerne materiały. Dlaczego ich nie opublikował, nie wiem. I pewnie nikt nie wie. Tadziu, przyciśnięty do muru, wykręcał się limerykiem. Miał swoje tajemnice.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?