Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szymon Sędrowski, serialowy Zbigniew Tucholski: Nie znałem historii życia Anny German [ROZMOWA]

Grażyna Antoniewicz
Szymon Sędrowski w serialu "Anna German" wcielił się w postać Zbigniewa Tucholskiego, męża piosenkarki. Z aktorem rozmawia - Grażyna Antoniewicz.

Jak trafił Pan do tego filmu?
W prozaiczny sposób, do Warszawy przyjechali producenci ukraińscy. Poszedłem na casting. Byłem na nim z trzema kandydatkami do roli Anny German. Później długo się sprawa przedłużała, więc w zasadzie zapomniałem o tym projekcie. Po jakiś trzech czy nawet czterech miesiącach odbył się drugi casting - już tylko z Joasią Moro (grająca Annę German - red.) Wkrótce dostałem odpowiedź, że gram Zbigniewa Tucholskiego męża Anny German.

Czy to prawda, że między Panem a Joanną Moro od razu zaiskrzyło na planie? Tak przynajmniej wszyscy piszą.
Skoro wszyscy tak piszą, przez grzeczność nie zaprzeczam (śmiech). Myślę, poważnie mówiąc, że producenci patrzyli przede wszystkim, jak razem aktorsko ze sobą funkcjonujemy.

Czy spodziewał się Pan, że film odniesie taki sukces?

Nie, bo nie znałem historii życia Anny German. Chociaż, gdy przeczytałem scenariusz byłem zdziwiony, że dopiero teraz kręcą o niej film. Jej losy były tak dramatyczne, pełne amplitud. Z jednej strony sukcesy, z drugiej upadki - tragedie. Miałem wrażenie, że za wszystko, co się jej dobrego przytrafiało w życiu, zawsze musiała słono zapłacić. Jak pojechała do Włoch, to zaraz się zdarzył wypadek. Jak urodziła długo oczekiwane dziecko, zaraz okazało się, że Anna German ma nowotwór.

Kolejne odcinki "Anny German" ogląda średnio 6 mln widzów. To znakomity wynik...
Podobno. To moja rodzina trzyma rękę na "pulsie" serialu, a ja - gdy się dowiedziałem, jaką ten serial ma oglądalność - to mnie powaliło.

Czy na potrzeby filmu trzeba było Pana postarzyć?
Charakteryzacji jest mnóstwo. Panie, które nad nią pracowały, wykonały wielką pracę. Do pewnych scen robiły mi zmarszczki. Nie miałem co prawda siatki zmarszczek na twarzy, ale trzeba było zaznaczyć upływ czasu - m.in. przez zmianę koloru włosów, więc oczywiście posiwiałem. Trochę też zmieniała się moja fryzura, w zależności od tego, w jaką epokę wchodziliśmy. Tak, jak to jest naturalne w różnych etapach życia. Do tego rozjaśniono mi włosy. Miałem bokobrody, baczki. Były takie dni, kiedy przed wejściem na plan spędzałem sporo czasu na charakteryzacji.

Zapewne poza planem zdjęciowym zdarzały się historie zabawne.

Owszem, pamiętam, jak mieszkaliśmy w rzecznym hotelu na Dnieprze w Kijowie. Był straszny mróz. Rzeka jest olbrzymia, wywiera monumentalne wrażenie. Pokusiłem się o to, żeby przespacerować się przez Dniepr, bo - tak sobie pomyślałem - drugi raz to się może w życiu nie zdarzyć. No więc zrobiłem sobie wycieczkę po tej krze. Wracając do hotelu zobaczyłem dużą przerębel, inną niż te rybackie mające mniejsze kółeczka. To było takie dwa na trzy metry rozcięcie. Zastanawiałem się, cóż to za dziura w lodzie. Większa i tak blisko brzegu. Patrzę, a z domku, który wygląda jak chatka Baby Jagi na kurzej łapce, wychodzi facet w ręczniku - cały parujący. Przechodzi koło mnie, zrzuca ten ręcznik i jak go Pan Bóg stworzył nagi wskakuje do rzeki. Po prostu osłupiałem. On się zanurzył, zniknął pod taflą wody, wynurzył, ponacierał w tej wodzie i wyszedł w klapeczkach, założył ręcznik. Widząc moją reakcję, zdziwienie, zaczął mi tłumaczyć, że wyszedł z bani, żeby się ochłodzić w przeręblu dla zdrowia i... zaproponował mi taką kąpiel.

Zaryzykował Pan?
Nie starczyło mi odwagi, przestraszyłem się (śmiech)

Podobno bywało zimno na planie.
Jest scena spotkania Anny i Zbigniewa w deszczu. Uruchomili armatkę wodną. Leciała woda z hydrantu - więc zimna. Kręciliśmy w nocy, to już była jesień. My aktorzy rozluźnialiśmy się przed każdym ujęciem, żeby przypadkiem nie drżeć przed kamerą. Potem ekspresowo zmienialiśmy rzeczy, które szybciusieńko suszono i znowu je zakładaliśmy, zanim zdążyły obeschnąć.

Czy podczas kręcenia filmu były też momenty wzruszające?
Są sceny, które mnie mocno poruszyły. Wzruszyłem się zwłaszcza, kiedy kręciliśmy scenę w szpitalu, gdy było już wiadomo, że Anna German umrze. To było jej pożegnanie z synkiem Zbysiem. Prywatnie zrobiły na mnie wrażenie i mam nadzieję, że równie emocjonalnie odbiorą je ludzie oglądający ten film

Ten serial to niezwykła przygoda, nie tylko aktorska...
Plenery były fantastycznie, bo kręcono serial na Ukrainie i w Chorwacji. Jak już wspomniałem mieszkaliśmy na barce, zacumowanej na Dnieprze. Było niesamowicie. Pierwszy raz mieszkałem na rzece. Statek stał na prawym brzegu, a stary Kijów jest po lewej stronie rzeki, więc mieliśmy niesamowitą panoramę. Kijów jest na wzgórzu, więc było widać złote kopuły cerkwi, statuę Matki Ukrainki niemalże taką jak statua Wolności w Nowym Jorku, bo wszystko jest tam jak ta rzeka monumentalne. Kiedy latem jechaliśmy wzdłuż Dniepru, patrzyłem na miasto, w słoneczny dzień kopuły się iskrzyły złotem. To wyglądało fantastycznie.

Film w szczegółach różni się od rzeczywistych wydarzeń.
Tak, np. słynna scena pierwszego spotkania Anny i Zbigniewa w filmie odbywa się nie na basenie wrocławskim, lecz nad jeziorem.

Czy poznał Pan męża i syna Anny German?
Nie, nie miałem tej przyjemności. Wiem, że obaj mieszkają w Warszawie. Pan Zbyszek na Żoliborzu, ale nie byłem u niego w mieszkaniu. Za to Asia opowiadała mi o spotkaniu ze Zbigniewem Tucholskim. Widziałem też aktualne zdjęcia, wywiady z nim. Pan Zbyszek trzyma się świetnie, to przystojny mężczyzna.

Jak Zbigniew Tucholski ocenia rolę, którą Pan gra?

Powiem szczerze, że nie mam pojęcia, jestem bardzo ciekawy i pełen niepokoju.

Czy ludzie rozpoznają Pana na ulicy jako serialowego męża Anny German?
Czasami mnie zaczepiają, ale mówią także o spektaklach, w których gram.

W gdyńskim teatrze nie grywa Pan amantów. Ostatnio pojawił się Pan w bajce Andersena jako Pan Wrona, a w sztuce Moliera "Chory z urojenia" jako niezbyt rozgarnięty syn medyka.
Cieszę się bardzo, że nie zostałem już zaszufladkowany. To radość, gdy można (najprościej mówiąc) pobawić się swoim zawodem, zagrać tak różne typy osób.

Czy żona też jest aktorką?

Na szczęście nie (śmiech), z zawodu jest psychologiem. Mamy syna Konstantego i czekamy na córkę.

Jak się Panu żyje w Gdyni?

Bardzo dobrze, zawsze chciałem mieszkać nad morzem. Teraz kiedy tylko mogę spacerujemy - najczęściej po trójmiejskich plażach. Konstanty, jak miał dwa miesiące, zjawił się na spektaklu. Próbowaliśmy wtedy na Scenie Letniej w Orłowie "Tango Piazzola". Co prawda, przespał połowę sztuki i tak trochę zakulisowo oglądał, ale mogę powiedzieć, że pierwszy swój spektakl zaliczył jako niemowlak.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki