Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szymon Hołownia: Wiara jak serwetka

Teresa Semik
- My się niczym nie różnimy od współczesnych Jezusa - mówi Szymon Hołownia
- My się niczym nie różnimy od współczesnych Jezusa - mówi Szymon Hołownia FOT. TVN
Z Szymonem Hołownią, publicystą katolickim i showmanem, autorem książki "Bóg. Życie i twórczość", prowadzącym program "Mam talent!" i dyrektorem programowym stacji Religia.tv, rozmawia Teresa Semik

Pisze Pan, że "opowieść o ziemskich narodzinach Jezusa to historia, przy której z wrażenia można stracić kapcie". A jednak księża potrafią zamienić tę historię w nudny rytuał. Czy Kościół jest otwarty na to, by zmienić język, którym przemawia do wiernych?
Nie jest to tylko sprawa księży. W równym stopniu świeccy odpowiadają za formę przekazu, która rzeczywiście czasami jest zupełnie ponad głowami odbiorcy i nie spełnia wymogów komunikacji. To nie jest wina księży, że my, świeccy, nie umiemy mówić o sprawach wiary. Język nie bierze się znikąd. Jest pochodną potrzeb tych, którzy się nim posługują.

Najprościej zwalić winę na wiernych, a przecież oni biorą przykład z księży.
I zrzucam tę winę świadomie, bo to dla nas, świeckich, nie księży, wiara jest rodzajem odświętnej serwetki. Chowamy ją w szafie, impregnujemy i wyciągamy na największe święta. Nieważne, że zmieniają się wzory i mody. Serwetka jest wciąż ta sama. Gdybyśmy ją wyciągali częściej, porównywali z tym, co dzieje się w świecie, byłoby inaczej. Język wiary też by się zmieniał.

Sam Pan pyta, czy Bogu naprawdę trzeba tak niemiłosiernie wyć do ucha? Gdyby przekaz idący od księdza był bardziej wciągający, nie byłoby wahania, czy w niedzielę iść do kościoła.
Księża w Polsce bywają niedouczeni, niekomunikatywni, mają wiele wad, ale też świeccy w Polsce są tak niebywale gnuśni i nieskłonni do jakiejkolwiek współpracy, tak pielęgnujący swoje nadąsanie na Kościół za rzekome lub prawdziwe zranienia, które od Kościoła doświadczyli, że czasami ci księża mają związane ręce. Czasem im się po prostu nie chce.

Szkoda, że nie zabrałam ze sobą zeszytu do religii mojej córki. Zobaczyłby Pan, jakim językiem przemawia ksiądz do licealistów. Efekt? Coraz mniej uczniów chce uczęszczać na te lekcje.
To jest absurd, że na ten bardzo trudny odcinek rzuca się ludzi, których powołaniem byłaby praca w szpitalu, praca naukowa, ale nie dydaktyka. Nie każdy nadaje się na katechetę w szkole. Ktoś, kto zarządza tym personelem, nie był w stanie prawidłowo zidentyfikować talentów księży i to jest podstawowy problem - umiejętność mądrego zarządzania zasobami ludzkimi w Kościele.
Szkoła jest dobrym miejscem do nauczania religii?
Uważam, że złym. Doprowadziliśmy do sytuacji, w której bez przerwy zbieramy baty, że my, jako Kościół katolicki, ustawieni jesteśmy na pozycji przymuszania kogoś do czegoś, że zawłaszczamy publiczną przestrzeń. Nam to do niczego nie jest potrzebne. W Kościele katolickim mamy na tyle spójną i sensowną propozycję, że możemy próbować powiedzieć ludziom: słuchajcie, to jest nasz projekt. Jeżeli chcecie, przychodźcie do nas, bo my jesteśmy w stanie wam go dobrze pokazać. Wykażemy, że wiara to nie jest zbiór nakazów i zakazów, tylko bardzo pozytywny projekt na życie. Musimy się przy tym zachować tak, jak powinien zachować się człowiek, który ma skarb. Nie ciągnie każdego za frak, żeby ten skarb obejrzał, ale mówi jasno i zdecydowanie: mam skarb. Niech zainteresowani przyjdą, a ja zrobię wszystko, żeby ten skarb pokazać. Myślę, że powinniśmy sobie odpuścić i wrócić z katechezą do parafii.

Zauważył Pan, że mocno poluzowały się więzi w Kościele jako społeczności parafialnej? Ksiądz politykuje na ambonie, organista fałszuje, idę więc do innej świątyni.
Też wolę, jak msza jest dobrze odprawiona, sensownie, z wyczuciem dnia, klimatu, ludzi, którzy na niej są. Jednak jestem w stanie przetrwać najgorsze kazanie, bo wiem, że wartość, którą ma w sobie sama msza, jest większa niż ten stres, który muszę w to zainwestować.

A ja wolę iść do innego kościoła. Uważam, że jest to miejsce, w którym wierni mają się czuć dobrze, a niedzielna msza jest emocjonalną ucztą.
Jeżeli ksiądz nas nie szanuje, nie przygotowując się do mszy, naszym świętym prawem jest pójść gdzie indziej. Młodzi ludzie nazywają to po angielsku churchingiem, czyli w poszukiwaniu swojego kościoła, chodzenie od jednego do drugiego. Jeśli nawet się uzna, że ten churching ma rację bytu, to strasznie smutne jest to, że coraz mniej jest parafialnej świadomości. A przecież my w Kościele potrafimy budować więzi, potrafimy uczynić z tego miejsca unikatowe na mapie dzielnicy.

Księża słuchają, co ma Pan w tych sprawach do powiedzenia?
Mam wrażenie, że tak, ale nie stawiam się też w roli kogoś, kto posiadł mądrości, których oni nie mają. Tak samo jak z wieloma księżmi się rozumiem, tak z wieloma się nie rozumiem. Jeden biskup, jak przeczytał moją książkę "Tabletki z krzyżykiem", kazał wycofać ją ze wszystkich księgarń katolickich. Ucieszyło mnie to, bo wzmogło sprzedaż. Nie drę z tego powodu szat, bo uważam, że nie wszyscy muszą myśleć tak jak ja. Nie chciałbym, żeby cały Kościół mówił tak jak ja. To byłoby chore.
Kościół nie powinien mówić jednym głosem?
Jeżeli trzymamy się metafory, że Kościół jest łodzią, na której wierni płyną poprzez morza tego świata, to jeśli wszyscy usiądą w tej łodzi w jednym miejscu, ona zatonie. Siłą Kościoła jest to, że jest on powszechny i mieści w sobie ludzi o różnych skrzywieniach. W Kościele, jak mawiał towarzysz Mao Zedong, "niech rozkwita sto kwiatów", to znaczy powinniśmy pielęgnować różnorodność w Kościele, w którym ja mogę się zmieścić, Tomasz Terlikowski, Wojciech Cejrowski, może być ojciec Rydzyk i Jarosław Makowski.

Jest Pan pogodzony z różnorodnością w Kościele, a wobec tego, czy ten Kościół będzie się zmieniał?
Chciałbym, żeby on się zmieniał, ale mądrze, z uwzględnieniem realiów, w których się znajduje. Ostatnie 20 lat zmarnowaliśmy w dużej mierze. Opatrzność nam dała czas względnego spokoju i pozytywnego wciąż obrazu Kościoła w społeczeństwie. Mieliśmy więc czas, żeby wymyślić Kościół XXI w. w Polsce. Nie zrobiliśmy tego. No i teraz będziemy musieli to zrobić w biegu.

W jakim kierunku powinny pójść zmiany?
Moje marzenie jest takie, żebyśmy umieli w Kościele zrobić go kreatywną mniejszością, taką 35-proc. sensowną mniejszością, która jest świadoma tego, w co wierzy, jaki ma projekt świata. Umie rozmawiać ze światem i nie obraża się na niego.
Powinniśmy porzucić sny o potędze i przywoływaniu, że polska społeczność w ponad 90 proc. jest katolicka?
Tak, przestańmy mamić się wysokimi liczbami. 35 proc. to jest nasz punkt dojścia.

Czy ta droga jest możliwa do zrealizowania w obecnych warunkach?
Nie wiem. Wydaje mi się, że potrzebny byłby wstrząs świadomościowy. Musielibyśmy zrozumieć, że bez parafii to wszystko się rozleci. Albo musimy poczekać, aż się kryzys pogłębi. Jak już wspólnota obecna teraz w Kościele tak się przerzedzi, że będziemy w stanie się policzyć, to wtedy zaczniemy coś robić razem. Wtedy dopiero obudzi się w nas duch działania albo zstąpi na nas jakaś łaska i sobie uświadomimy, że jest najwyższy czas na zmiany.

Twierdzi Pan, że gdyby dziś Jezus pojawił się na ziemi, też byśmy Go zabili albo co najmniej umieścili w psychiatryku. Skąd w Panu takie przekonanie?
My się niczym nie różnimy od współczesnych Jezusa. Trapią nas w Kościele te same wątpliwości, które trapiły chrześcijaństwo u samego początku, te same pragnienia wyłączenia jednych z Kościoła i twierdzenie, że drudzy są w porządku.

Jesteśmy jednak mądrzejsi o te dwa tysiące lat.
Jezusa nie zabili jacyś wynaturzeni mordercy, ograniczeni ludzie. Oni wierzyli w Boga, niektórzy byli bardzo pobożni, zajmowali się swoimi biznesami, byli patriotami, porządnymi obywatelami, takimi jak my. Nie zmieniliśmy się od tamtych czasów. Garstka byłaby w stanie rozpoznać, że tu się dzieją rzeczy duże i dalej zostaliby grzesznymi, tak jak apostołowie byli grzeszni do końca. Cała reszta mówiłaby, że to nie może być prawda, że to jest warcholstwo, coś, co rozbija nam ojczyznę, coś, co nam szkodzi, sprawi, że naród umrze. Że to jest polityk, warchoł i trzeba go zniszczyć jak najszybciej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki