Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sztuka bywania. Stawiam las wyżej od cmentarzy

Gabriela Pewińska
Grzegorz Kwiatkowski podczas stypendium Międzynarodowego Domu Pisarzy w Grazu w Austrii, rok 2015
Grzegorz Kwiatkowski podczas stypendium Międzynarodowego Domu Pisarzy w Grazu w Austrii, rok 2015 archiwum prywatne
Może gdybym mieszkał w Rzymie, spędzałbym czas w jakiejś ulicznej kawiarni i nie chodziłbym tak często na cmentarze, jednak większość miast jest brzydsza od Rzymu. Zwłaszcza w Polsce - mówi Grzegorz Kwiatkowski, poeta, muzyk.

Przed wojną, także w Polsce, kawiarnie były, zwłaszcza dla poetów, ale i artystów w ogóle, drugim domem. Taki Paul Fort, zwany w przedwojennym Paryżu Księciem Poetów, klepał straszną biedę i nie miał warunków na przyjmowanie w domu, zapraszał więc przyjaciół do słynnej Closerie de Lilas na biesiady poetyckie. Co wtorek. Ty też masz swoją kawiarnię?
My mamy środę. My, czyli bardzo zróżnicowana grupa przyjaciół, w której występują wszelkie grupy zawodowe, a jeśli chodzi o tak zwanych artystów, to jednak głównie artyści wizualni i muzycy. Poza moją osobą literatów brak. Przez wiele lat miejscem naszych spotkań był Klub Żak. Potem przenieśliśmy się do Teatru Leśnego przy Jaśkowej Dolinie we Wrzeszczu. Spotykamy się tam nawet zimą, chociaż wtedy frekwencja jest, rzecz jasna, niższa.

Rozmawiamy tam sobie, snujemy plany podboju świata i oczywiście dobrze się przy tym bawimy (śmiech).
Przed wojną w Teatrze Leśnym odbywały się koncerty operowe, na które przychodziło głównie niemieckie mieszczaństwo. Położona w środku lasu scena jest niejako pokracznym spełnieniem marzeń bohatera filmu Herzoga, Briana Sweeneya Fitzgeralda, który chciał wybudować operę w środku dżungli...

Innym lubianym przez nas miejscem spotkań był w przeszłości park znajdujący się przy Zakładzie Psychiatrycznym Srebrzysko. Do naszych terenów spacerowo-towarzyskich należały także okolice altany Gutenberga.

Coś łączy te wszystkie miejsca?
Chyba przeświadczenie, że natura cieszy nas bardziej niż miasto i jest doskonała, ponieważ umożliwia izolację i chwilowe odcięcie się od świata.

Bardzo zgrane to wasze towarzystwo…
Zgrane i miłe. Zresztą pod względem psychicznym i artystycznym tym, co nas łączy, jest pewien witalny pesymizm, i jakby ktoś na to spojrzał z boku, to może i dałoby się to wszystko nazwać mianem jakiejś pokracznej gdańskiej szkoły śmierci.

?!
(śmiech) A to choćby dlatego, że są wśród nas członkowie zespołu Trupa Trupa i - czasami - zespołu Nagrobki, bywają też twórcy raczej pesymistycznych prac: Maciej Salamon i Maciej Chodziński, jest i Stefan Wesołowski autor płyty „Liebestod” (śmierć z miłości). Zatem naszym patronem nie jest św. Wojciech, a Artur Schopenhauer (śmiech).

Mroczna jest Twoja poezja. W miłych kawiarniach przy cappuccino raczej nie powstaje.
Myślę, że od gdańskich kawiarni ładniejsze są jednak cmentarze. I nie chodzi o aspekt etyczny, a estetyczny. Ten na Srebrzysku staram się odwiedzać codziennie. Ostatnio będąc na stypendium w Austrii, zwiedziłem wszystkie nekropolie w Graz, te nieopodal Grazu zresztą też. W lipcu wyjeżdżam do Wiednia na stypendium artystyczne i mam zamiar również poeksplorować tego typu tereny. Zresztą, poza estetyką, cmentarne wyprawy dla mnie, piszącego wiersze, są niezwykle ważne z powodu epitafiów. Ale najważniejsza jest jednak estetyka. Nekropolie są po prostu na ogół ładne (poza cmentarzem Łostowickim). Być może gdybym mieszkał w Rzymie, spędzałbym czas, siedząc w jakiejś ulicznej kawiarni i nie chodziłbym tak często na cmentarze, ale jednak większość miast jest brzydsza od Rzymu. Szczególnie w Polsce.

Rzymska ulica to jak dekoracje teatralne.
To fakt, chociaż jednak - po chwili namysłu - od Rzymu wolę po prostu las. W sumie stawiam las wyżej od cmentarzy

Cmentarz to też wędrówka w krainę sztuki.
Ten na Srebrzysku na pewno. Jest tam kilka pięknych napisów nagrobnych, które ukradłem do moich wierszy. To cmentarz bardzo ciekawy, tak pod względem spacerowym, jak i poszukiwania inspiracji. To moja ulubiona nekropolia, choć zadowolony byłem także z małych wiejskich cmentarzy w Austrii. Mają w sobie coś, co określa się mianem bizarre. Na wielu nagrobkach widnieją zdjęcia niemieckich żołnierzy w mundurach SS. Wielu Austriaków nie ma problemów ze swoją nazistowską przeszłością. Być może - wobec swoich przodków - mają po prostu potrzebę uczczenia ich pamięci w formie jeden do jeden (śmiech). Zresztą cmentarz to jednak jest teatr. Ze swoją scenografią, bohaterami i ponurą dramaturgią. Przychodzenie tu jest pewnym rodzajem eskapizmu.

Oswoiłeś śmierć, latami włócząc się po cmentarzach?
Nie wiem, czy oswoiłem, na pewno moja tak zwana sztuka żywi się historią, sytuacjami z pogranicza, gdy bohater X musi dokonać trudnych wyborów. Takim sytuacjom, na ogół, blisko do atmosfery cmentarza, bo wszystkie one kończą się w podobny sposób.

Wspomniałeś Rzym. Rzymska kawiarnia jest tłem jednego z Twoich debiutanckich wierszy. Bohater tej historii siedzi przy espresso i czyta „Corriere della sera”. Piszą tam o papieżu Benedykcie, który co wieczór wymyka się z Watykanu, by odwiedzić swe dawne rzymskie mieszkanie.
Narrator tego wiersza jest, niestety, chory psychicznie (śmiech). Zastanawia się, co by się stało, gdyby tego wymykającego się z Watykanu papieża przyuważył i sponiewierał, czy „Corriere della sera” opisałby gwałt na ojcu świętym?

Makabryczne…
Ale i groteskowe. Byłem dwa razy w Rzymie. Wydaje mi się, że architektura tego miasta prawie że dorównuje naturze. Jest to na pewno bliskie doskonałości. Taka zresztą była, moim zdaniem, kiedyś - albo nawet dość niedawno - kultura niemiecka, która miała szczęście do witalności, do woli mocy, vide: Beethoven, Schubert, Wagner, Tomasz Mann, Robert Musil, Thomas Bernhard i tak dalej, i tak dalej.

Berlin znasz?
Słabo. Bardziej Austrię. Teraz cieszę się na tę rezydencję artystyczną w Wiedniu. Będę sobie chodził szlakami Mozarta, ale i Bernharda. W Wiedniu pochowany jest zresztą Schubert i Beethoven. I znowu mógłbym tak wymieniać i wymieniać, bez końca.

Ponoć nie ma lepszych podróży jak wędrowanie śladami ukochanego pisarza, muzyka, malarza...
Ja, ogólnie rzecz biorąc, nie lubię podróżować. Ale swego czasu żona namawiała mnie na wyjazd do Grecji. Oczywiście byłem na nie. Ale pojechaliśmy na Korfu. Już na miejscu przypomniałem sobie, że mieszkał tam Lawrence Durrell, autor „Kwartetu Aleksandryjskiego”. Ale najbardziej uspokoiło mnie, gdy uświadomiłem sobie, że jeden z odcinków słynnego filmu dokumentalnego Claude’a Lanzmanna z 1985 roku „Shoah” o Holokauście mówi o zagładzie diaspory żydowskiej na Korfu właśnie. Zatem, jak sama widzisz, muszę ciągle podmalowywać, estetyzować i obudowywać się innymi zdolniejszymi i mądrzejszymi ode mnie ludźmi, artystami i historiami. Tego typu plomby stosuję. Chociaż mam nadzieję, że przy okazji czegoś się od tych zdolniejszych i mądrzejszych uczę.

Często tak masz? Mimowolnie wywołujesz, prowokujesz własne fascynacje?
Czasami mi się zdarza. Przez wiele lat głównie przez weekendy mieszkałem w Szteklinie na Kociewiu. Pewnego dnia dowiedziałem się, że kilometr dalej żyje Albin Ossowski, były więzień Birkenau. Wraz z Rafałem Wojczalem z zespołu Trupa Trupa kręciliśmy o nim film. Przez pewien czas do niego przychodziliśmy, a on opowiadał nam, jak to był egzekutorem z ramienia Armii Krajowej albo o swoim pobycie w obozie. Zatem mam szczęście do takich przewartościowanych sytuacji i ludzi, miejsc i historii, chociaż wiadomo, że nie o szczęście tu chodzi.

Powróćmy do Gdańska. Ponoć lubisz Dolinę Radości?
Staram się być tam raz w tygodniu. Ten teren też wpisuje się w krąg kultury niemieckiej w Gdańsku. Jest tam stara skocznia narciarska. Bohaterem jednego z moich wierszy jest skoczek Ernst Becker-Lee, który skakał tak daleko, że aż się zabił. Jest tu nawet poświęcona mu tablica. Inna moja inspiracja to przedwojenny leśnik Danz, który pośród drzew iglastych posadził brzozy układające się w napis: DANZ 1896. Ogromny autograf, widoczny częściowo do dzisiaj. Danza też wciągnąłem do wiersza, ale to inna opowieść, o zbrodniarzach: „podczas wojny układaliśmy ciała jak drewno/ale już po wojnie układaliśmy w lesie drewno/jak świeżo ścięte ciała”.

Dolina Radości jest ewenementem. To taka nasza Dolina Kościeliska, z pełnym skrajności krajobrazem. Zresztą taki leśnik Danz byłby dla Wernera Herzoga idealnym bohaterem, jak przywołany dziś już, grany przez Klausa Kinskiego - Fitzgerald.

Chodziłeś do pubu Kinski w Sopocie?
Nieregularnie, ale co jakiś czas owszem.

Tablicę dedykowaną urodzonemu w Sopocie aktorowi odsłonięto w 1995 roku. Pojawił się nawet projekt poświęconego mu pomnika. Zakładał, że przechodnie widzieliby na chodniku tylko stopy wyrzeźbionej figury, a żeby zobaczyć ją w całości, trzeba byłoby wejść pod ziemię niby do jakiejś nieprzyjemnej pieczary. Tam postać byłaby odpowiednio podświetlona. Twórca projektu wymyślił sobie hasło: Wszystkie ścieki świata łączą się! Poprzez te ścieki idea Kinskiego miałaby opłynąć cały świat... Nie wyszło. Z tego wszystkiego został dziś tylko pub. Chociaż nie, jego już też chyba nie ma. Wracając do Doliny Radości… Bywający tu ponoć Alexander von Humboldt, niemiecki przyrodnik, nazwał ją trzecim cudem świata. Przed wojną tętniło tu życie kawiarniane.
Tak. Widziałem to na zdjęciach. Kawiarnie idealnie wkomponowane były w tę piękną przyrodę. To rzeczywiście musiało być jakieś wspaniałe połączenie. Z jednej strony szkoda, że tych kawiarni już nie ma, z drugiej strony wolę naturę od kultury, zatem jest OK.

Niebawem Trupa Trupa idealnie wkomponuje się w Londyn. Co to za miejsce, gdzie zagracie koncert?

Legendarna Cafe OTO. Głupi i najmniej zdolni mają czasami szczęście. Zagramy koncert w podobno jednym z najlepszych koncertowych miejsc Anglii, przynajmniej tak twierdzi gazeta „The Guardian”. Po lineupie widać, że nie grają tam przypadkowi artyści. Tym bardziej jesteśmy mile zdziwieni, że padło właśnie na nas.

***
Grzegorz Kwiatkowski, poeta, muzyk. Autor trylogii „Powinni się nie urodzić” (OFF Press, 2011), a także „Radości”, „Spalania” oraz „Powinni się nie urodzić revisited - urodzić” (Biuro Literackie, 2013, 2015, 2016). Członek zespołu Trupa Trupa.
Publikował m.in. w „Zeszytach Literackich”, „Tygodniku Powszechnym”, „Studia Litteraria et Historica i Twórczości”. Tłumaczony na język angielski oraz na język niemiecki. Członek europejskiej platformy literackiej Versopolis.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki