Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpitalny Oddział Ratunkowy, czyli ostatni krąg szpitalnego piekła

Dorota Abramowicz, Magda Mikołajczyk
Długie oczekiwanie na pomoc lekarską to dla pacjentów stres, ból, niepokój
Długie oczekiwanie na pomoc lekarską to dla pacjentów stres, ból, niepokój Archiwum PP
Lekarze nazywają szpitalne oddziały ratunkowe ostatnim kręgiem szpitalnego piekła lub porównują je do szpitala na linii frontu walki między pacjentem a niesprawnym systemem opieki zdrowotnej. Sytuacji frontowej przypatrzyły się i próbowały ją zanalizować Dorota Abramowicz i Magda Mikołajczyk.

Kliniczny Oddział Ratunkowy Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego. Nowoczesny budynek Centrum Medycyny Inwazyjnej, poczekalnia dla chorych. Jest późne, niedzielne popołudnie. Kończy się majowy weekend. Mija godzina 17.

Na niewygodnym krześle siedzi młody mężczyzna, przytula do siebie maleńką, jasnowłosą dziewczynkę z zakrwawioną twarzą. Obok młoda dziewczyna z monstrualnie opuchniętym okiem pokłada się na kolanach matki. Widać, że bardzo długo przebywają w szpitalu.

Do poczekalni wchodzi zapłakana, utykająca starsza pani. Nikt nie zwraca na nią uwagi. Płacząca kobieta cierpliwie czeka z dokumentami w zaciśniętych dłoniach. Towarzysząca jej córka podchodzi do dyspozytorki, zaczyna coś mówić...

- Proszę czekać - przerywa dyspozytorka. Kobieta jest uparta. - Mama upadła, bardzo ją boli noga - informuje. - To pacjentka z nadciśnieniem, może dziać się coś złego w naczyniach!

- Nie widzi pani, że jest kolejka? Zawołamy, jak lekarz będzie miał czas - odpowiada dyspozytorka.

Elegancko ubrana starsza pani, z palcem zawiniętym okrwawionym bandażem, próbuje się dowiedzieć, kiedy przyjmie ją chirurg. - Nie wiem, zawołam - odburkuje po chwili dyspozytorka. Kobieta z westchnieniem siada w poczekalni.

W kolejce do rejestracji ustawia się młody mężczyzna. Szepcze, że ma intymny problem, i prosi o dyskretną konsultację. - W takim razie nie jest to sprawa zagrażająca życiu, proszę usiąść i czekać w kolejce - informuje głośno dyspozytorka.

Wchodzą i wychodzą lekarze, dyspozytorki piszą coś na komputerze lub wymieniają między sobą uśmiechy i wesoło pytają o plany na przyszły weekend.

Kilka przystanków i szpital

- Szpitalny oddział ratunkowy to miejsce, w którym wyraźnie widać, że system źle działa - mówi dr Roman Budziński, szef Okręgowej Izby Lekarskiej na Pomorzu. - Na takim oddziale na jednej ławce siadają obok siebie chorzy z katarem i osoby w stanie zagrożenia życia. Ci pierwsi z reguły są najgłośniejsi, awanturują się, ci drudzy siedzą cicho. Zadaniem lekarza jest wyłowienie tych drugich.

- SOR jest od ratowania życia - dodaje lekarz z wieloletnim stażem pracy w oddziale ratunkowym dużego trójmiejskiego szpitala. - Tymczasem trafiają tu pacjenci, których w ten lub inny sposób odrzuciła podstawowa opieka zdrowotna. Jeśli na 200 pacjentów, którzy w ciągu doby przechodzą przez SOR, pomocy potrzebuje co drugi, to już jest dobrze.

Na początku tego roku Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport na temat sytuacji ratownictwa medycznego w Polsce. W kontrolowanych szpitalach od 30 do 40 proc. pacjentów SOR-ów powinno było skorzystać z podstawowej opieki zdrowotnej, poradni specjalistycznej lub nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej.

- Po południu i przez całą dobę w niedziele i święta można przecież uzyskać pomoc w mniej poważnych przypadkach w punktach tak zwanej nocnej i całodobowej świątecznej pomocy medycznej - tłumaczy Mariusz Szymański, rzecznik pomorskiego NFZ. - Do późnych godzin wieczornych funkcjonuje w Gdańsku odrębnie zakontraktowana przez NFZ doraźna pomoc okulistyczna i chirurgiczna. W nagłych stanach bólowych można korzystać z usług tak zwanego pogotowia stomatologicznego, zarówno w Gdańsku, jak i w Gdyni.

Korzystać można, jednak bardzo często lekarz z tzw. nocnego punktu nie chce ryzykować. Nie dysponuje, tak jak szpital, sprzętem diagnostycznym, który wykluczy poważne schorzenie. Pisze więc skierowanie.

- Nocna opieka to tylko stacja przestankowa na drodze do szpitala - wyjaśnia Lidia Kodłubańska, dyrektor Szpitala Miejskiego w Gdyni (do 130 pacjentów oddziału ratunkowego na dobę, czas oczekiwania od 15 minut do nawet sześciu godzin). - Od dwóch miesięcy widzimy, że się nam zwiększyła liczba pacjentów w SOR. Większość z nich ma skierowania od lekarzy nocnej i całodobowej świątecznej pomocy medycznej.

Na wypisywanie skierowań wpłynęły prawdopodobnie doniesienia o przypadkach, którymi zajął się prokurator. Chociażby o dwulatce z okolic Skierniewic, która zmarła po tym, jak nie zajął się nią lekarz nocnej pomocy lekarskiej.

Po lód piętro wyżej

Oddział Ratunkowy UCK, godzina 17.20. Kulejąca kobieta zostaje wezwana do pomieszczenia obok dyspozytorni. Słychać podniesione głosy, zdezorientowana kobieta wychodzi, tłumaczy córce, że lekarz nie chce jej przyjąć. Jednak dyspozytorki każą czekać. Dlaczego? Nikt nie wyjaśnia. Córka prosi o konsultację neurologa, przyjemniejsza z dyspozytorek mówi, że lekarz ma jednego pacjenta, potem ją przyjmie. Po chwili przychodzi druga z dyspozytorek, ta mniej miła, i oznajmia: - Jak pani chce, to może pani czekać nawet sześć godzin. Tu pierwszeństwo mają umierający pacjenci. Trzeba się uzbroić w cierpliwość.

Kobieta z zakrwawionym palcem prosi o lód, bo palec krwawi.
- Czekać, nie wykrwawi się pani, a jak lód jest bardzo potrzebny, to szukać go można piętro wyżej.
Obie kobiety powoli się orientują, że są nieproszonymi gośćmi, i cichutko czekają na swoją kolej.

Godzina 18.00. Wbiega zdenerwowany mężczyzna, mówi, że w samochodzie jest jego matka, która się przewróciła i krzyczy z bólu. Prosi o wózek. Dyspozytorka podejrzewa złamanie szyjki kości udowej i wzywa lekarza. Młody lekarz tłumaczy z kamienną twarzą, że łóżka ortopedyczne są zajęte i nikt się nie zajmie kobietą. Radzi odwiedziny w szpitalu na Zaspie albo w Pomorskim Centrum Traumatologii. Nawet nie próbuje powiedzieć coraz bardziej przerażonemu mężczyźnie, gdzie zostanie przyjęta jego matka. Mężczyzna krzyczy, że gdy słyszy o strajkach lekarzy, to nóż mu się w kieszeni otwiera.

W tym czasie dyspozytorka głośno sugeruje: - Szybciej zostaniecie obsłużeni, jeśli przywiezie was karetka. Wystarczy wyjść przed budynek i ją wezwać.

Na sygnale bez kolejki

Dr Tadeusz Jędrzejczyk, wicedyrektor ds. medycznych UCK (od 40 do 100 osób na KOR w ciągu doby), tłumaczy, że siedząc w poczekalni oddziału ratunkowego, tak naprawdę nie widzimy pracy szpitala.

- Pacjenci przywiezieni przez pogotowie, z wypadków, z urazami wielonarządowymi, z zawałem serca lub udarem mózgu, od razu trafiają w ręce specjalistów - wyjaśnia. - Oni nie mogą czekać.

Ci, którzy na własnych nogach trafiają na SOR, powinni się odzwyczaić od wiary w porządek kolejkowy. - Tu pierwszeństwo mają osoby w bezpośrednim zagrożeniu życia - tłumaczy dyrektor Kodłubańska.

Rozróżnienie tych, którzy potrzebują natychmiast pomocy, od tych, którzy mogą poczekać, jest pierwszym zadaniem pracowników oddziału ratunkowego. Kiedy w poczekalni pojawia się kilkadziesiąt osób, można popełnić błąd, nie zauważyć niepokojących objawów u tej jednej.

O błędach potem piszą gazety. W maju w Dąbrowie Górniczej mężczyznę z silnymi bólami w klatce piersiowej odesłano z SOR. Kilka dni później pacjent zmarł z powodu pęknięcia tętniaka aorty. Prokuratura Rejonowa w Nowym Targu prowadzi sprawę śmierci 41-letniego mężczyzny, który pod koniec kwietnia dwukrotnie został odesłany ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Limanowej, po czym zmarł w ośrodku zdrowia w Laskowej. Z kolei kilkadziesiąt dni temu w Opolu mężczyzna, odsyłany od lekarza do lekarza, zmarł w szpitalnej toalecie.

- Dlatego facet z wrzodem na d..., któremu nie chciało się iść do przychodni, stanowi dla innych zagrożenie - denerwuje się lekarz praktyk. - Osobiście brałem takich pacjentów na przetrzymanie. Jeśli przychodził do szpitala w celach towarzyskich, to odsyłałem go na koniec kolejki. Z reguły po 10 godzinach nie było go już widać w poczekalni, sam wyszedł. Pyta pani, jak długo pacjent może czekać w SOR. Ustawowo 24 godziny.

Długie oczekiwanie, stres, ból, niepokój - to wszystko powoduje, że narastają emocje. - Podczas dyżurów na oddziale ratunkowym nieraz zostałam obrzucona wulgarnymi wyzwiskami - twierdzi dr Kodłubańska.

Lekarze opowiadają o agresywnych pacjentach, którzy rzucali się na nich z pięściami. Pacjenci - o bezdusznych ludziach w białych fartuchach, którzy odmawiali podania szklanki wody.

- Po przeczytaniu waszego raportu widać, że zabrakło empatii u pracowników - mówi dr Jędrzejczyk. - Zwrócimy na to większą uwagę.

Wie tylko jasnowidz

Oddział Ratunkowy UCK, godzina 18.30. Pacjentka z zakrwawionym palcem została zaopatrzona przez lekarza, chora z bolącą nogą cały czas czeka.

Mężczyzna, cierpliwie siedzący do tej pory na krześle, podchodzi do recepcji, pyta o ojca, którego kilka godzin wcześniej przywiozła karetka na sygnale. Nie otrzymuje odpowiedzi, bo dyspozytorka odbiera sygnał o zbliżającym się helikopterze z poparzonym pacjentem. Młody lekarz informuje pilota helikoptera, że nie posiadają oddziału dla poparzonych. Jednak po chwili słychać huk lądującej maszyny.

Godzina 19.00. Wchodzi para w średnim wieku, mężczyzna pokazuje opuchnięty palec, a na nim obrączkę. Dyspozytorka nie może się nadziwić, że wcześniej nie zdjął obrączki. Każe czekać na przecięcie.

W poczekalni zjawia się zdenerwowany mężczyzna. Jego żona ma raka, przed weekendem przeszła biopsję płuc. Od tego czasu źle się czuje, ma podwyższoną temperaturę. Dyspozytorka patrzy spod okularów i każe czekać.

Syn oczekujący na wieści o chorym ojcu nie wytrzymuje. Podchodzi do dyspozytorki i żąda wyjaśnień. Ta wykonuje telefon i ze spokojem wyjaśnia, że ojciec jest na intensywnej terapii, a lekarze od dłuższego czasu starają się ustabilizować jego stan. Syn, oszołomiony, opada na krzesło w poczekalni. Pół godziny później dowiaduje się od lekarza, że tomograf uległ awarii i nieprzytomny ojciec wieziony jest na badania do innego szpitala.

Kobieta z bolącą nogą nareszcie znika w gabinecie lekarskim, a pacjent z opuchniętym palcem zostaje uwolniony z obrączki. Pyta, kiedy przyjmie go chirurg na konsultację.

- Nie wiem, nie jestem jasnowidzem - odpowiada oburzona dyspozytorka. - Najbliższy jest w Człuchowie.
Mężczyzna opuszcza poczekalnię.

Godzina 20.30. Starsza kobieta kuli się z bólu. W ręce ściska siatkę oraz kroplówkę, do której jest podłączona przez wenflon. Sąsiadka z poczekalni chce pomóc. Unosi kroplówkę do góry, aby płyn mógł spokojnie spływać przez rurkę. Wtedy słyszy: - Pani ją zostawi, ona jest zakręcona. Po co zakręconą kroplówkę wręczono cierpiącej kobiecie, trudno dociec. Dopiero po dłuższej chwili pacjentka zostaje położona na łóżku w poczekalni.

Co pacjent to strata

Pacjenci, którzy trafiają na oddziały ratunkowe, przynoszą szpitalowi wymierne straty. NFZ płaci bowiem ryczałtowo za samo funkcjonowanie SOR, a nie za wszystkich zgłaszających się chorych. Szpital Miejski w Gdyni dokłada do oddziału ratunkowego 3,3 mln zł rocznie. Sporo kosztują zarówno ci, którym ratuje się życie, jak i ci, którym mógłby pomóc lekarz rodzinny. Badania, których pacjenci nie wykonali z powodu kolejek do specjalistów, także obciążają szpitalne budżety.

- Do KOR dopłacamy około 5 milionów złotych rocznie - mówi dyrektor Jędrzejczyk z UCK.- Droższe jest też dalsze leczenie pacjentów, którzy trafili do nas przez ten oddział.

Nic więc dziwnego, że oddziałów ratunkowych ubywa. W 2010 roku było ich w całym kraju 230, w 2012 - 210.
Kontrolerzy NIK wyraźnie wskazali, że będzie jeszcze gorzej, jeśli nie zostaną wprowadzone zmiany systemowe w podstawowej i specjalistycznej opiece zdrowotnej. NFZ płaci przychodniom stawkę kapitacyjną, czyli za osoby będące potencjalnymi pacjentami, a nie od liczby przyjętych chorych. Nie opłaca się więc przyjmować większej liczby pacjentów.

- Taki niezarejestrowany w końcu doczeka do weekendu i odwiedzi SOR - mówi lekarz ze szpitala.- Również utrudniony dostęp do specjalisty oznacza dla nas wzrost liczby chorych. A jeśli całodobowa i nocna pomoc medyczna nie działa odpowiednio, to może warto byłoby kontraktować ją w szpitalach?

Jedenasta godzina

Oddział Ratunkowy UCK, godzina 22. Dziewczyna z monstrualnie spuchniętym okiem, czekająca z matką, opowiada, że od rana jest odsyłana od szpitala do szpitala. W każdym tłumaczono jej, że gdzie indziej mają lepszy sprzęt do diagnozy. Teraz, po 11 godzinach oczekiwania, dostaje leki i wychodzi z poczekalni.

Godzina 22.30. Kobieta z bolącą nogą ostatecznie dostaje skierowanie do ortopedy. Opuszcza poczekalnię wspólnie z kobietą, która przyszła z gorączką po biopsji.

W drzwiach pojawia się młody mężczyzna, który podpiera się na ramieniu swojej dziewczyny. Prawdopodobnie skręcił kostkę. Po chwili słyszy: - U nas aktualnie brak miejsca.

Dedykacja

Tym, którzy odsiedzieli kilka godzin w kolejce na oddziale ratunkowym, dedykujemy cytat z końcówki raportu Najwyżej Izby Kontroli: "NIK pozytywnie ocenia służbę ratowników i lekarzy pracujących w pogotowiu i Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych. Zdaniem kontrolerów jest to jedno z najlepiej funkcjonujących ogniw systemu ochrony zdrowia w Polsce".

[email protected]

Codziennie rano najświeższe informacje z Gdyni prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki