Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szef WOPR do agresywnych plażowiczów: Pozwólcie nam ratować życie

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Oskar Nowak/ Polska Press
Jeżeli ratownik musi "spoglądać za siebie czy mu nikt znienacka nie przy ...wali" to może mu zabraknąć kilkunastu sekund kluczowych, w ratowaniu życia tonącego – mówi Paweł Błasiak, prezes Zarządu Głównego WOPR, z którym rozmawiamy o agresji wobec ratowników na polskich kąpieliskach.

Środowisko ratownicze było zbulwersowane fizycznym atakiem na ratownika wodnego w zachodniopomorskim przez pijanego mężczyznę. Czy to było najbardziej agresywne zachowanie z jakim spotkali się w tym roku ratownicy?
Niestety, takich zachowań jest sporo z uwagi chyba na charakter naszych rodaków, szczególnie gdy ich samoocena wzrasta, można by rzec "procentowo". Wypadków pobić w czasie wykonywania zadań w tym roku nie było (w poprzednich bywały uszkodzenia ciała również). Zważyć należy, że ratownicy wodni to też z reguły nie ułomki i na czynną napaść potrafią odpowiedzieć w samoobronie również energicznie. Dlatego z reguły "rozmywa się po kościach", bo jednak wtedy samoocena plażowicza spada. Lecz, niestety, czasem do rękoczynów - jak widzieliśmy - dochodzi.
 
Ze słownym, tym razem atakiem, ze strony pijanego turysty spotkali się w ostatnich dniach ratownicy z Sopotu. Czy WOPR wie o takich przypadkach? Czy są one zliczane, może monitorowane?

Nasz zawód, nasze działania, często, a nawet częściej niż działania ratownicze bezpośrednio w wodzie, są działaniami profilaktycznymi i prewencyjnymi mającymi na celu zapobieganie utonięciom (celem WOPR jest wszak zmniejszenie liczby utonięć, ale nie wyłącznie przez ratowanie). Zwracamy uwagę, reagujemy na nieprzestrzeganie regulaminów czy oznaczeń, znaków - to są nasze ustawowe obowiązki na wyznaczonych obszarach wodnych. Niestety, takie wypadki nie są zliczane ani monitorowane. Od roku 2012 dzięki (a raczej "przez") wejście w życie ustawy (ustawy o bezpieczeństwie osób przebywających na obszarach wodnych - red.) to MSWiA jest organem, który nadzoruje ratownictwo wodne. Tam też należy szukać odpowiedzi czy, a jeżeli tak, to w jaki sposób i ile razy została naruszona nietykalność ratowników wodnych i czy to naruszenie podlega karze - bo to kolejna kwestia. Natomiast do roku 2011 WOPR mógł takie informacje gromadzić (co prawda wtedy nie było tych problemów w takim nasileniu), a gdy to MSWiA wydaje oddzielnym podmiotom zgody na wykonywanie ratownictwa wodnego, gdy podmioty te są samodzielne i gdy gestorzy kąpielisk mogą zatrudniać ratowników samodzielnie i to nie tylko z WOPR, to prowadzenie takiego monitoringu przez kogokolwiek innego niż organ nadzoru jest niemożliwe. Chyba, że te przypadki są zgłaszane na policję. Ale wtedy też mówimy o roli MSWiA.
 
Obelgi, wulgarne zachowania to może nie codzienność na polskich kąpieliskach, ale dość częste zdarzenia. Mówią o nich sami ratownicy WOPR. Jeden z doświadczonych ratowników powiedział niedawno, że: „Polacy nad morzem/jeziorem, dostają jakby amoku”. Czy zgadza się pan ze twierdzeniem, o dziwnych zachowaniach Polaków? Z czego to może wynikać?

Z chęci odreagowania stresu, z nowo powstałego stresu właśnie na wakacjach, gdzie zapłaciło się sporo pieniędzy, a tu albo nie ma pogody, albo jest tłum ludzi albo cokolwiek innego... No właśnie ten "procentowy odstres" też może być powodem zmiany dr Jekyll'a w Mr Hyde'a.

Co można zrobić, by takich zachowań wobec ratowników było mniej? W końcu chodzi o ludzi, którzy narażając się są gotowi ratować innych…

Można powiedzieć: "czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci" i chyba to przysłowie oddaje całość problemu. Sposób wychowania, sposób rozwiązywania problemów, środowisko, czyli czynniki socjotechniczne mają zasadniczy wpływ na zachowanie ludzi. Jeżeli jednak zachowanie zawodzi to wyłącznie nieuchronność kary za łamanie prawa lub za takie zachowania (i to nie tylko w stosunku do ratowników) jest dla naszych rodaków "straszakiem". Efekt ten widać to po zmianach w przepisach ruchu drogowego. Nieuchronność i dokuczliwość kary – i tu powiem – niestety, tacy jesteśmy.

Wróćmy do sprawy fizycznego ataku ratownika w województwie zachodniopomorskim. Mężczyzna ten został ukarany grzywną, niemniej w środowisku ratowniczym nie brakowało głosów, że kara jest za niska. Zwłaszcza, że wedle ustawy, ratownicy są zrównani statusem z policjantami, strażakami… Czy podziela Pan zdanie, że tamten napastnik powinien być potraktowany surowiej?

I tu jest problem. Ratownik wodny korzysta z ochrony prawnej przysługującej funkcjonariuszowi publicznemu jedynie podczas wykonywania działań ratowniczych, które ustawa definiuje jako czynności sensu stricte ratownicze. Czyli dopiero po otrzymaniu zgłoszenia (lub zauważeniu zagrożenia) i rozpoczęciu fizycznych działań jesteśmy objęci tą ochroną. Co prawda, przepis nie zawęża działań ratowniczych wyłącznie do fizycznego ratowania bo zawiera zapis "w szczególności", ale w praktyce zapis ten nie jest wykorzystywany ani przez organy ścigania czy sądy jako możliwość rozszerzenia ochrony ratownika, gdy prewencyjnie domaga się przestrzegania zakazów, zapisów regulaminu lub po prostu ostrzega rodziców. WOPR kierował do MSWiA i do Parlamentu już niejednokrotnie wnioski o dokonanie zmian w ustawie (pierwsze już w 2015 roku, potem 2018, 2020), które zawierały między innymi rozszerzenie tej ochrony prawnej na realizację zadań w ramach ratownictwa wodnego oraz innych działań podejmowanych w celu bezpośredniego zapewnienia bezpieczeństwa osobom przebywającym na obszarach wodnych - co również obejmowałoby pełnienie dyżuru, patrolowanie obszarów wodnych czy czynności techniczne związane np. ustawianiem stref na kąpielisku, kontrolą dna itp. Niestety, bez odzewu. Ale będziemy próbować dalej. Wracając do kwestii czy napastnik powinien być traktowany surowiej... Jeżeli jedynym wyjściem aby zapewnić ratownikowi możliwość właściwego, a więc bez dodatkowego zagrożenia z zewnątrz, realizacji zadań - czyli nadzoru nad kąpiącymi się - to tak. Trzeba pamiętać, że dramat osoby tonącej rozgrywa się nad wodą (o ile jest ten moment "nad wodą" bo czasem go nie ma) nie dłużej niż 10-15 sekund. Potem tragedia, w pełni świadomej osoby, że tonie, że umiera, jest pół metra, metr pod wodą. Jeżeli ratownik musi "spoglądać za siebie czy mu nikt znienacka nie przy ...wali" to może tych 15 sekund zabraknąć. Pamiętać należy, że jesteśmy po to, by zapobiegać utonięciom. Ratując, ostrzegając, ucząc - pozwólcie nam być tą ostatnią deską ratunku. Nie pozbawiajcie swoim zachowaniem innych życia.

ZOBACZ TEŻ: Piaski na Mierzei Wiślanej. 850 metrów ściśle nadzorowanej granicy z Obwodem Kaliningradzkim. Tu na Pomorzu graniczymy z Rosją

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki