Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Swoim i cudzym życiem

Ryszarda Wojciechowska
Marek Belka z Sopotu i Aleksander Kwaśniewski z Gdyni, czyli Marek Borkowski (z lewej) i Krzysztof Bera
Marek Belka z Sopotu i Aleksander Kwaśniewski z Gdyni, czyli Marek Borkowski (z lewej) i Krzysztof Bera Archiwum prywatne
Waldemar Pawlak doznał religijnego objawienia, Aleksander Kwaśniewski wytrwale buduje statki, a ojciec Tadeusz Rydzyk został "nakryty" na targu z warzywami. Tylko bracia Kaczyńscy są cały czas pilnie poszukiwani. To artykuł o ludziach, którzy żyją podwójnie.

Krzysztof Bera żyje tak sobie podwójnie już od trzynastu lat. Żartuje, że to rozdwojone życie zawdzięcza starszemu synowi. Dziecko, oglądając telewizję, zobaczyło na ekranie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. I całkiem nieświadomie zawołało: O, tata, tata. Potem coraz częściej zwracano mu uwagę, że jest podobny do prezydenta. Zgłosił się więc do Klubu Sobowtórów. Został przyjęty i tak zaczął swoją przygodę z prezydenturą.

Dzisiaj Bera jest jedynym oficjalnym sobowtórem Aleksandra Kwaśniewskiego. Mieszka w Gdyni, buduje statki w firmie Damen i całkiem spokojnie przyznaje, że dla niego, tak jak dla prawdziwego Aleksandra Kwaśniewskiego, dobre lata się skończyły. Kiedy z politycznego firmamentu zniknął oryginał, zapotrzebowanie na na jego "duplikat" także się zmniejszyło.

- Bo żywot politycznego sobowtóra jest tak długi, jak żywot samego polityka. Inaczej niż w przypadku sobowtóra Elvisa Presleya czy Marilyn Monroe. Dla tych ostatnich "robota" jest niemal na okrągło. Bo to gwiazdy wiecznie żywe - śmieje się Bera.

Za czasów prezydentury Kwaśniewskiego był dość często wykorzystywany nie tylko na estradzie, ale też w telewizji. Udzielał wywiadów, zagrał nawet samego prezydenta w dwóch serialach: "Świat według Kiepskich" i "Daleko od noszy". Co prawda, nie były to duże role, tylko sekundowe migawki, ale za to przyjemność wielka i na całe życie. Jako były prezydent wkręcał też Joannę Liszowską w programie Szymona Majewskiego "Mamy cię".

Bera jest tą pulchniejszą wersją Kwaśniewskiego. I kiedy przed laty oryginał schudł, on sam przestraszył się, że straci podobieństwo. Ale strach nie trwał długo. Teraz, jeszcze od czasu do czasu, koledzy w pracy mówią na niego "Olek".

- A ponieważ pracujemy w parach, to na mojego kolegę wołają "Jolka". I jest śmiesznie - wyjaśnia.
Na pytanie: Jak tam syndrom filipiński, najpierw wybucha śmiechem. A potem już spokojniej dodaje: Nie mówmy o tym.

***
Kazimierz Butkiewicz też uważa, że dobre czasy były, ale się skończyły. Dzisiaj kryzys dopadł także sobowtórów. On od 17 lat jest Lechem Wałęsą. I tak jak prawdziwy Lech, on też mieszka w Gdańsku. Także z zawodu jest elektrykiem, ma żonę Danutę i stoczniowe życie we krwi. Przez wiele lat pracował bowiem w Stoczni Gdańskiej i Remontowej. Należał nawet do tego samego, co były prezydent, koła wędkarskiego "Gdańsk Śródmieście" i są niemal w tym samym wieku. No, pan Kazio jest o parę miesięcy młodszy. Ale teraz, tak jak były prezydent, też jest na emeryturze.
Butkiewicz z przyjemnością wraca do czasów własnej "prezydentury". Pamięta jeden dzień w 1992 roku. Wziął udział w konkursie sobowtórów i wygrał weekend w hotelu Forum. Jeszcze tego samego dnia dostał zaproszenie do programu Jurka Owsiaka "Róbta co chceta". A potem już się posypało. Żyć nie umierać - bale, konferencje, bankiety, programy telewizyjne i udział w serialach: "13 posterunek" czy "Tygrysy Europy".

Ostatnio jednak zrobiła się cisza. Nie ma zapotrzebowania na Lecha Wałęsę.
- Ale, poczekamy, zobaczymy. My jeszcze wrócimy - odgraża się ze śmiechem.
Pytany o poglądy, deklaruje miłość do Solidarności. Ale zaraz dodaje, że Lech Wałęsa, jego zdaniem, niepotrzebnie przylgnął do PO. On sam raczej skłania się ku PiS. Chociaż, prawdę powiedziawszy, polityka coraz bardziej go mierzi.

***
Paweł "Konjo" Konnak - artysta estradowy, z twarzy do nikogo niepodobny, z sobowtórami na scenie pracuje od lat. Jego zdaniem, moda na tego rodzaju rozrywkę trzyma się nieźle.

Z pierwszymi sobowtórami spotkał się już na początku lat dziewięćdziesiątych. Na czele tego stowarzyszenia stała Liz Taylor, w cywilu pani Teresa - radna z Puław. Żelaznym składem ekipy byli wówczas: Edward Gierek, Fidel Castro, Hanna Suchocka, Lech Wałęsa, Lenin i Waldemar Pawlak.

- Pamiętam, że z Liz Taylor, czyli panią Terenią, prowadziliśmy zabawne rozmowy. Pewnego dnia zapytałem ją, czy ktoś nowy doszedł. A ona mi powiedziała, że mają fantastycznego Hitlera. Bardzo miłego rencistę ze Szczecina. - Wszyscy go lubimy, tylko jest jeden problem, nikt go nie chce zapraszać - zwierzała się. Zaproponowałem wtedy, żeby go może wkręcić na imprezy Młodzieży Wszechpolskiej - wspomina Konjo.

Przypomina sobie też emerytowanego nauczyciela z Kłodzka, wykapanego Lenina.

- W połowie 1997 roku przyszedł do mnie i powiedział: Panie Konjo, będę się musiał odmeldować. Znikam z Polski. I tu popłynęła opowieść o tym, że jego córka mieszka w Chicago i on już dawno chciał się do niej przenieść, ale odmawiano mu wizy. Aż tu nagle nadarzyła się okazja. Wyjazd do Stanów zaproponował mu międzynarodowy związek sobowtórów, który realizował intratne zlecenie dla pewnego milionera z Teksasu. Ten bogaty Amerykanin zażyczył sobie dostarczenia na ranczo... 400 żywych Leninów. I związek, szukając sobowtórów po całym świecie, dotarł do niego. W ten sposób nasz Lenin dostał wizę i uciekł do córki. A my go straciliśmy bezpowrotnie - mówi Konnak.

Niezwykle rozrywkowy i wyluzowany był sobowtór Edwarda Gierka. Podczas pewnej imprezy w lokalu, fotoreporterzy namawiali udających Gierka i Wałęsę, żeby się sfotografowali z roznegliżowanymi tancerkami. Wałęsa się oburzył, twierdząc, że zbyt szanuje oryginał, żeby tak hańbić jego wizerunek. A Gierek na to, że on ma w nosie wizerunek swojego "protoplasty". I nie dość, że się dał obfotografować, to jeszcze sam się rozebrał.
W ekipie był też sobowtór Waldemara Pawlaka. Był jak wykapany prezes PSL, sztywny w zachowaniu, absolutny cyborg, jak wspomina Konjo. Niespodziewanie zniknął gdzieś w okolicach roku 2000. Po jakimś czasie okazało się, że przeżył odrodzenie duchowe. Wydzwaniał potem do Gierka, Fidela Castro i innych, nawołując ich, aby się opamiętali, że czas się nawrócić, ponieważ nadchodzą dni ostateczne.

Michaelem Jacksonem jest z kolei młoda katechetka, która przed każdym zaproszeniem na imprezę wypytuje, czy impreza nie ma charakteru bezbożnego. Bo inaczej zaproszenia nie przyjmie.

Najwięcej jednak jest Elvisów.
- Mamy ich cały legion - mówi Konjo.

Niedawno prowadził imprezę z okazji 75 urodzin króla rock and rolla. Do klubu w Sopocie przyjechało sześciu Elvisów z Polski. Wygrał Jacek Dymek, prywatnie strongman, kolega Mariusza Pudzianowskiego. Bywa, że na imprezach, jako Elvis, sadza sobie dziewczęta na... obu bicepsach i śpiewa "Love Me Tender".

***
Ostatnio na liście przebojów sobowtórów pojawił się ojciec Tadeusz Rydzyk, który w "cywilu" jest dostawcą warzyw. Odkrył go Jacek Pieniążek, polski Chuck Norris. I długo nakłaniał do tego, żeby się zgodził wejść do klubu. Trudniej go jednak namówić do wyjścia na estradę. Sobo-wtór ojca, podobnie jak oryginał, unika obcych fleszy i świateł kamer. Skupić się chce tylko na własnym biznesie, jak tłumaczy.

Elitarny Klub Sobowtórów liczy dziś w Polsce około sześćdziesięciu członków. Jeden z założycieli - Antoni Tomaszewski - przyznaje, że jeśli chodzi o polityków z najwyższej półki, obecnie mają kryzys. Po apelu o poszukiwaniu sobowtórów Donalda Tuska i braci Kaczyńskich, zgłosiło się jedynie dwóch kandydatów na "premiera z Sopotu" i to raczej dość mgliście podobnych do oryginału. Nie rokowali nadziei. Więc im podziękowano.

- A zresztą z tymi "politycznymi" to mogą być kłopoty. Zdarzyło się, że jeden z nich zażądał kiedyś ochrony, tłumacząc, że skoro oryginał ma, to on też chce - śmieje się Tomaszewski.

On sam od ośmiu lat jest Jasiem Fasolą, czyli Rowanem Atkinsonem. W jego przypadku nie tylko ważne jest samo podobieństwo. Liczą się też "fasolowe" miny, które ćwiczy od lat. Zdarza się, że ktoś na ulicy nawet po angielsku do niego zagada, myśląc, że to oryginalny Atkinson.
Ale z tym podobieństwem tak naprawdę to różnie bywa. Najważniejsze, żeby klient, widząc człowieka, zareagował tak: O, jaki podobny. A reszta jest nieważna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki